„Słońce Kopernika” Jarosława Gmitrzuka w reż. Emiliana Kamińskiego w Teatrze Kamienica w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.
Tak mi się ułożyło, że po spektaklu w Teatrze Syrena „Bitwa o Tron”, który wg mnie ze względów edukacyjnych powinien zobaczyć każdy uczeń szkoły podstawowej, średniej, a i nie jeden student sporo nauczyłby się, postanowiłem odmłodzić się jeszcze bardziej, przeżyć deja vu i poszedłem na spektakl dla dzieci!
W ten sposób znalazłem się w Teatrze Kamienica, na przedstawieniu „Słońce Kopernika”. To była fantastyczna decyzja! Dawno nie przeżyłem tak ożywczego doświadczenia. Absolutna podróż w czasie i to w wielu aspektach.
Po pierwsze: już kilka lat upłynęło od chwili, gdy przechodziłem wyprostowany pod stołem, a następnie byłem brany za rękę i szedłem na spacer z kimś starszym. A na „Słońcu Kopernika”, prawie cała sala zapełniona była widzami, których wiek wahał się między 3/4 lata, do maksimum 10/11. Ci pierwsi z reguły siedzieli na kolanach u mam, ale ojcowie też się zdarzali.
Po drugie: byłem niesamowicie ciekaw jak taka widownia będzie reagować? Wiadomo przecież, że na całym świecie dziecięca publiczność jest najbardziej wymagająca. Tu nie ma przebacz! Albo coś się podoba i fascynuje, albo do widzenia! I to w sensie dosłownym, po prostu zaczyna się wiercenie, wstawanie, głośne mówienie i uwagi w rodzaju: „nudzę się”, „kiedy to się skończy?”, „chcę siku”, „jeść mi się chce” i milion innych tekstów. Ale, jeżeli coś zainteresuje takiego człowieczka, to chłonie przekaz całym sobą i nic się dla niego nie liczy i nic innego nie istnieje. No i z taką właśnie sytuacją miałem do czynienia w Kamienicy. Cała widownia zasłuchanych i zapatrzonych dzieciaków! No prawie cała, ale o tym wspomnę na końcu.
Nic dziwnego, że „Słońce Kopernika” podobało się dzieciakom. Mnie też! Jestem pełen podziwu dla twórców. To na prawdę jest ogromna sztuka zrobić dobry, ba! bardzo dobry spektakl dla najmłodszych, w dodatku taki, który bawiąc będzie uczył, a ucząc - będzie bawił. Znamy to przesłanie chyba wszyscy, ale ile osób zetknęło się w życiu realnym z takim tworem? No więc podpowiadam wszystkim rodzicom: taki przypadek występuje w Teatrze Kamienica, a zwie się „Słońce Kopernika”.
No to po kolei:
- Tekst [Jarosław Gmitrzuk], zasługuje na najwyższe noty. Jest to godzinna, rymowana opowieść, zawierająca akcję, dialogi, monologi, przemyślenia i sens, bo bardzo ważne jest to, że nie są to jakieś infantylne gaworzenia i rymy częstochowskie, tylko potężny tekst napisany znakomitą polszczyzną, mający swój rytm i ani razu nie gubiący rymu.
- Reżyseria [Emilian Kamiński], jak wyżej, tzn. najwyższe noty. Zrobić godzinny spektakl dla najmłodszych maluchów, w taki sposób, żeby przez cały czas zająć ich uwagę, to jest kunszt z najwyższej półki! Ten cel został osiągnięty przy pomocy kilku tricków, z których najważniejsze są dwa: po pierwsze – podzielenie rymowanego tekstu, wstawkami informacyjnymi, gdy na ekranie pojawiała się ikonografia i z głośników słychać było tekst par excellence encyklopedyczny. Taka chwilowa zmiana znakomicie wpływa na utrzymywanie się skupienia; po drugie: ponieważ akcja opiera się na podróży w czasie, Kamiński nie silił się na wymyślanie jakiegoś super kosmicznego wehikułu, z mnóstwem mini ekraników, diod, migających światełek, itp. Jego wehikuł czasu jest dokładnie taki jaki powinien być dla widowni w tym wieku, a w dodatku bardzo łatwy w obsłudze przez aktorów.
- Aktorzy [Jolanta Mrotek, Jan Naturski, Jarosław Gmitrzuk] wielkie brawa za to, że nie traktują dzieciaków jak bezrozumne istoty, nie wdzięczą się do nich, nie robią jakiś głupich min, mówią tekst bardzo wyraźnie tak jakby grali przed dorosłą publicznością. Już bardzo dawno temu udowodniono, że właśnie taka forma przekazu werbalnego trafia do dzieci najszybciej i najpełniej.
Muzyka [Bartłomiej Zajkowski] kapitalnie uzupełnia całość spektaklu. Nie są to żadne „Aaaa, kotki dwa!”, już jeżeli z czymś ją porównywać, to do muzyki Andrzeja Korzyńskiego z „Akademii Pana Kleksa” [1984 – Krzysztof Gradowski]. A wiadomo, jakie tam były hity!
To wszystko tworzy znakomitą całość, która gorąco polecam wszystkim rodzicom do pokazywania swoim pociechom. Potwierdzam, że dzieciaki od 3 lat siedzą zafascynowane tym co się dzieje na scenie i tu dochodzimy do zasygnalizowanej na początku kwestii.
To taka moja osobista refleksja (prośba) apel do rodziców i opiekunów. Teatr pełni również funkcje wychowawcze! Ja miałem tego pecha, że tylko za mną siedziała mama z pięcioletnim chłopczykiem, który mocno przeżywał wszystko to co działo się na scenie. Prawie przez cały spektakl miał bardzo dużo pytań i uwag. I to było wspaniałe, że je miał! Był bardzo aktywny i kreatywny w ich wymyślaniu! Problem polegał na tym, że wszystko to robił pełnym głosem. Podkreślam – chłopczyk zachowywał się naturalnie! Jednak wszyscy pozostali rodzice będący na widowni uczyli swoje pociechy, aby mówiły szeptem i sami też w ten sposób komunikowali się z nimi. Wszyscy – oprócz tej pary za mną! Bardzo jestem ciekaw na jakie zachowanie ma pozwolenie ten chłopczyk np. u cioci na imieninach, w kościele, czy innych tego typu miejscach? Co mu wolno w teatrze już wiem, bo mama (AKTORKA!?!?) stwierdziła, że nie musi zachowywać się jak pozostałe dzieci!
A więc, do opisanych wcześniej artystycznych i ściśle edukacyjnych zalet „Słońca Kopernika”, można dołożyć również jeszcze funkcję wychowawczą, z tym, że tę muszą już uruchomić opiekunowie!