„Moja kochana Judith” Norma Fostera w reż. Michała Staszczaka w Teatrze Kwadrat w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.
Stęskniłem się za takim przedstawieniem. Ten rok, zaczął mi się od – przyznaję – znakomitych spektakli, których jednak na pewno nie można nazwać relaksującymi komediami. Pisząc o nich, uprzedzałem o tym, równocześnie z czystym sumieniem polecając je Państwu.
Tym razem zrobię dokładnie to samo, czyli będę namawiał do obejrzenia „Mojej kochanej Judith” Norma Fostera w reżyserii Michała Staszczaka, której premiera miała miejsce w Teatrze Kwadrat.
Sztuki tego kanadyjskiego autora i aktora są lubiane, oglądane i grane dosyć często, zarówno na świecie, jak i w Polsce. Sekret jest prosty: jego teksty, pomimo że są zaliczane do komediowych poruszają równocześnie bardzo życiowe tematy, często absolutnie nie komediowe, a wręcz bardzo poważne. Taka jest również „Moja kochana Judith”. Jej prapremiera światowa miała miejsce w Theatre New Brunswick, w kanadyjskim Fredericton, a znaczącym jest fakt, że odbyła się w 1987 roku. Wtedy, tych prawie czterdzieści lat temu, cała jej wymowa mogła być potraktowana jako podła, ale pokazywana w przezabawnej formie intryga pewnego faceta, któremu wydaje się, że jest bardzo sprytny, ale który w końcu dostaje w pełni zasłużoną nauczkę. Ale czasy się zmieniły i to bardzo.
Oglądałem premierowy spektakl w towarzystwie bardzo doświadczonej osoby, która przyjmuje u siebie w gabinecie kobiety uwikłane w sytuacje rozgrywające się na scenie. I dla niej to, co oglądała nie było już tak śmieszne jak dla mnie. Uświadomiła mi ile dramatów (z reguły kobiecych) kryje się pod pozorami normalności!
Odniosłem wrażenie, że reżyser (Michał Staszczak) z rozmysłem poprowadził całą akcję w ten sposób, że przez większą część spektaklu możemy przyjmować to, co oglądamy i co słyszymy ze sceny właśnie jako lekką aferkę damsko-męską, z dużą dawką komediowych sytuacji. Bo tak gra cała czwórka bohaterów. Gra rewelacyjnie! Michał Staszczak (Dawid Stafford) i Marta Żmuda Trzebiatowska (Judith Stafford) są małżeństwem od 19 lat. Ilona Chojnowska (Anna Miles) jest, hmm! bardzo bliską znajomą Davida, a Patryk Pietrzak (Karl Newhouse) jego pracownikiem. Na relacjach osobistych i służbowych między tą czwórką opiera się cała intryga. A ponieważ wszyscy posługują się tekstami wspaniale przetłumaczonymi (jak zawsze!) przez Elżbietę Woźniak, dialogi skrzą się dowcipem i brzmią bardzo naturalnie. Co oczywiście jest również zasługą zespołu aktorskiego.
Ze scenariusza wynika, że sympatia widowni rozkłada się po połowie. U mnie było tak samo. Z ogromną przyjemnością patrzyłem na grę Marty Żmudy Trzebiatowskiej i Patryka Pietrzaka i kibicowałem postaciom, w które się wcielali. Ta para ma zdecydowanie trudniejsze zadanie, bo ich bohaterowie zmieniają się w miarę upływu czasu i to można powiedzieć – całkowicie. A oglądanie tych przemian, dzięki aktorstwu Żmudy Trzebiatowskiej i Pietrzaka, to absolutnie czysta przyjemność i ręce same składają się do oklasków. Co widzowie czynią zresztą wielokrotnie!
Mniej wdzięczne zadania przygotował autor dla postaci granych przez Ilonę Chojnowską i Michała Staszczaka. To oni są inspiratorami całej intrygi i nie wzbudzają już takiej sympatii. Jednak Chojnowska i Staszczak prezentują aktorstwo na poziomie równie wysokim, jak poprzednia para. Różnica jest taka, że oni są tymi złymi. Ale ich mistrzostwo polega na tym, że nie pokazują tego wprost, tylko działają „w białych rękawiczkach, z uśmiechem na twarzy”! Brrr! I to właśnie jest przesłanie całej sztuki! Bo takie sytuacje doprowadzające do prawdziwych dramatów zdarzają się często za zamkniętymi drzwiami, w tak zwanych dobrych domach, w szanowanych związkach.
Dzięki grze całej czwórki artystów „Moja kochana Judith” jest przedstawieniem bardzo dobrym, które ogląda się z najwyższą przyjemnością!
A swój wkład w tę najwyższą ocenę mają również panie Karolina Bramowicz (kostiumy) i Paulina Andrzejewska-Damięcka (ruch sceniczny). I raz jeszcze należy wymienić Michała Staszczaka, który przygotował oprawę muzyczną spektaklu!
Kilka odrębnych słów chcę poświęcić dekoracjom autorstwa Wojciecha Stefaniaka. Dawno nie widziałem tak dopieszczonej w każdym szczególe scenografii. Prawdę powiedziawszy, kilka razy złapałem się na tym, że oprócz śledzenia głównych wydarzeń na scenie, smakowałem kolejne detale w tle.
Gorąco polecam Państwu „Moją kochaną Judith” Norma Fostera w reżyserii Michała Staszczaka, której premiera odbyła się w Teatrze Kwadrat. I znowu lojalnie uprzedzam. Długi czas jest relaksacyjny śmiech. Ale w końcówce cichnie i włącza się myślenie! Oby z pozytywnym skutkiem. A cały spektakl jest według mnie znakomity!