EN

2.09.2024, 09:41 Wersja do druku

Okiem Obserwatora: Kto chce być Żydem?

„Kto chce być Żydem?” Marka Modzelewskiego w reż. Wojciecha Malajkata w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze  Krzysztof Stopczyk.

fot. Magda Hueckel / mat. teatru

Co postać, to znakomita rola. Całość, równie znakomicie ułożona i poprowadzona przez reżysera. A wszystko to na podstawie rewelacyjnego tekstu! Gdzie tak jest? W sztuce autorstwa Marka ModzelewskiegoKto chce być Żydem?”, wyreżyserowanej przez Wojciecha Malajkata, granej w Teatrze Współczesnym, w Warszawie.

Muszę przyznać, że autor i reżyser zaimponowali mi, mierząc się z tematem, który w Polsce jest tabu, a poruszanie go naznaczone jest największym stopniem ryzyka.

Nie wiem, czy w przestrzeni publicznej istnieje drugi temat kumulujący taki ładunek wzajemnych oskarżeń, niedomówień, oszczerstw, złośliwości, drwin, pomówień, autentycznych i wymyślonych win i nie kończących się konfliktów, a niestety również prawdziwych zbrodni.

Tak mam na myśli stosunki polsko – żydowskie. W czasach nowożytnych nigdy nie były poprawne, ale już w okresie międzywojennym zaczęło się dziać źle, a prawdziwa katastrofa nastąpiła w trakcie II wojny światowej i cały czas trwa, tli się w naszym społeczeństwie, mniej lub bardziej pudrowana na potrzeby poprawności politycznej.

Modzelewski, który jest dyplomowanym lekarzem po Akademii Medycznej w Warszawie (obecnie Uniwersytet Medyczny), ma nieprawdopodobny dar obserwacji rzeczywistości i poruszania istotnych, i poważnych tematów w sposób nie pozbawiony elementów żartobliwych i humorystycznych. Już w poprzednich sztukach podziwiałem go za to, ale jego tekst „Kto chce być Żydem?”, wbija w fotel. Wcześniej wspólnie z Wojciechem Malajkatem, panowie stworzyli kilka sztuk teatralnych i chociaż były one znakomite, to jednak tematy poruszane w nich miały mniejszy kaliber.

Do pełnego sukcesu, ten duet twórców potrzebował jeszcze zespołu aktorskiego zdolnego wygrać to wszystko co znajduje się w tekście i co proponuje reżyser. A jest tam esencja polskiej rzeczywistości i polskiego życia, we wszystkich jego odcieniach. Każda z osób uosabia typ osobowości i charakteru, które wszyscy spotykamy na co dzień. Nie zawaham się napisać, że również wiele z osób zasiadających na widowni, może identyfikować się z poszczególnymi postaciami występującymi na scenie. A jest na kogo patrzeć i nad czym się zastanawiać!!

Widzimy i słyszymy polską, wielopokoleniową rodzinę. Babci nie oglądamy, o niej się tylko mówi. Małżeństwo z wieloletnim stażem (Eliza - Iza Kuna i Karol - Michał Staszczak), przygotowuje się do uroczystego spotkania rodzinnego z okazji sukcesu zawodowego żony. Zaproszeni są jeszcze brat Elizy Marek (Cezary Łukaszewicz), z nową narzeczoną Iloną (Barbara Wypych). Wszyscy czekają na tkwiących w korku na autostradzie, córkę gospodarzy – Karolinę (Ewa Porębska), mającą przedstawić rodzinie swojego nowego partnera Daniela (Krzysztof Dracz).

Trzy panie i trzech panów reprezentuje krańcowo odmienne typy osobowości mających diametralnie różne poglądy polityczne. Jednak ponieważ w większości zaliczają się do tak zwanych sfer inteligenckich, początkowo nie stanowi to problemu. Jednak w miarę wypitego alkoholu, języki rozwiązują się coraz bardziej. No i objawiają się prawdziwe oblicza, i przestaje być śmiesznie i sympatycznie.

Iza Kuna, świeżo mianowana pani profesor, wprowadziła w domu ten sam styl bezdyskusyjnego przekazywania swoich myśli co na uczelni i jest klasycznym przykładem osoby, tak zwanej „jednopalczastej”, czyli wzmacniającej wydawane werbalnie polecenia, wskazywaniem palcem, co i gdzie. Te polecenia są bezdyskusyjne i Kuna jest w tym fantastycznie autentyczna. W swej bezwzględności ma tylko chwilowe wahnięcie, ale bardzo szybko wszystko wraca do normy. Jej normy. Czyli znowu jest samicą alfa, w bezwzględny sposób dyktującą innym co mają robić, lub zabraniającą robienia innych rzeczy. Absolutnie nie przyjmuje do wiadomości innej wizji świata, od tej wyznawanej przez siebie. Jeżeli fakty nie zgadzają się z jej wizją, tym gorzej dla faktów i dla osób które je głoszą. Znakomita rola!

W jej męża wciela się Michał Staszczak (w dublurze z Andrzejem Zielińskim). Ma do zagrania „Męża swojej żony” [wspaniała polska komedia filmowa z 1960 roku, w reżyserii Stanisława Barei]. W sytuacji, którą obserwujemy na scenie, nie jest to łatwe zadanie. Staszczak zaczyna jako taki nie chcący urazić żony, trochę ciapowaty facet. W czasie całej sztuki następuje kilkakrotna zmiana jego emploi. Jest sympatycznym gospodarzem, lekko drwiącym i uszczypliwym rozmówcą, zszokowanym mężem, który przemienia się w męża wściekłego, robiącego potężną awanturę. A jest jeszcze mocno skonfundowanym, wręcz zalęknionym facetem, przemieniającym się w oślizgłego, przebiegłego, ale bardzo skutecznego szantażystę. A po tej burzy, podobnie jak jego żona, wraca do swojej pierwotnej postaci. W jego przypadku – męża swojej żony. Z ogromnym zainteresowaniem i przyjemnością obserwowałem te wszystkie wcielenia Staszczaka, bo we wszystkich był niesamowicie naturalny i prawdziwy. A przy takiej palecie zmian, Staszczakowi należą się słowa najwyższego uznania.

Podobny rollercoaster prezentuje Cezary Łukaszewicz z tym, że w jego przypadku pod wpływem alkoholu, następuje zmiana z prostego, ale w miarę panującego nad językiem chłopaka, w „prawdziwego wszechpolaka”. Przerażająco prawdziwie zagrana rola.

Kolejną aktorką od której nie można oderwać wzroku i na której każdą wypowiadaną kwestię czeka się z niecierpliwością, jest Barbara Wypych. Jej Ilonę spotyka się w naszym kraju na każdym kroku i nie jest to powód do zadowolenia! Może te wszystkie Ilony czerpiące całą swoją wiedzę o życiu z internetu, gdy zobaczą się na scenie, zastanowią się chwilę nad sobą? Może? To już czwarta w tym spektaklu rewelacyjna rola!

Ewa Porębska i Krzysztof Dracz pojawiają się w drugiej części spektaklu i ich postacie nie ulegają tak spektakularnie ekspresyjnym zmianom. Ale poziom ich gry w niczym nie ustępuje wymienionej wcześniej czwórce. To jest fantastyczny sekstet, z wspaniale rozpisanymi rolami, który znalazł znakomitych wykonawców i wykonawczynie!

W spektaklu zwróciłem jeszcze uwagę na bardzo ciekawie zaprojektowaną przez Wojciecha Stefaniaka scenografię, estetyczną i rozbudowaną, ale bardzo funkcjonalną. Łącznie z „nie grającymi”, ale cieszącymi oko gadżecikami w postaci kominka z palącym się ogniem, czy rzeźbami.

Kto chce być Żydem?” jest spektaklem lustrem. Jest spektaklem krzykiem! Pada w nim zdanie klucz: „To się nigdy nie skończy!”. Być może, gdy ten spektakl zobaczy jak najwięcej ludzi, to nastąpi cud i to zdanie straci na aktualności. Niestety, obawiam się, że do tego jest jeszcze bardzo daleka droga. Jednak nie można przestać nią iść.

A Państwu gorąca polecam pójść na to przedstawienie, czyli „Kto chce być Żydem?” autorstwa Marka Modzelewskiego, w reżyserii Wojciecha Malajkata, grane w Teatrze Współczesnym w Warszawie. To jest spektakl o nas. O Polakach!

Źródło:

Materiał nadesłany