EN

29.01.2025, 10:17 Wersja do druku

Okiem Obserwatora: Ferajna. Zupełnie inny świat

„Ferajna. Zupełnie inny świat” Tomasza Ostacha w reż. autora w Teatrze XL w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.

fot. Rafał Meszka

Od listopada 2019 roku jest na warszawskiej Pradze Północ takie czarowne miejsce, które zadaje kłam ubóstwu oferty kulturalnej na tym prawym brzegu Wisły. Bo o takiej posusze głosiła fama przez dziesiątki lat. Teatr Powszechny, Teatr Popularny (później Szwedzka 2/4), Teatr na Targówku (później Teatr Rampa), kino Praga. To z grubsza tyle. Oczywiście przywołuję stare dzieje, ale Praga ma to do siebie, że pewne stereotypy dotyczące jej, mimo upływu lat i następujących fundamentalnych zmian, nadal trzymają się bardzo mocno. Jako warszawiaka z dziada pradziada, ten prawy brzeg zawsze mnie fascynował i pociągał. I „od zawsze” z dużym zainteresowaniem obserwowałem i obserwuję zmiany następujące w tym, co tu dużo ukrywać, jednak specyficznym rejonie miasta. 

Bo nie ma jednej Pragi. Między jej poszczególnymi częściami różnice są kolosalne. Gocław, Gocławek, Grochów z Osiedlem Młodych, zawsze snobistyczna Saska Kępa, to są inne miasta w stosunku do Kamionka, Szmulowizny, Targówka czy Pelcowizny. A przecież dalej, w kierunku Bródna i Białołęki też jest Praga. Ale dla mnie ta najprawdziwsza zaczynała się od Dworca Wschodniego, poprzez ulice Brzeską, Ząbkowską, Dworzec Wileński, ulice Środkową, Stalową, do 11 Listopada. Oooo! Tu się działo! Stąd mam niezapomniane wspomnienia. Za ulicą 11 listopada zaczynała się Praga II, przez niektórych nazywana praskim MDM-em. Prawda, ale nie do końca, bo projekty tych osiedli powstały w zbliżonym czasie i były prawie takie same, ale MDM ukończono wcześniej, a nim zrealizowano Pragę II, socrealizm się skończył i ogromne bloki mają już surowszą formę, bez żadnych ozdobników. Całe osiedle było budowane dla pracowników Fabryki Samochodów Osobowych, gdzie powstawały Warszawy na licencji radzieckiej Pobiedy, czyli skradzionego niemieckiego Opla. W tym czasie planowano osiedla „dla ludzi”, więc w środku tego powstał ogromny plac mający spełniać funkcje rekreacyjne. To był plac Leńskiego, przemianowany w 1991 r. na plac Hallera.

Tak! Troszkę rozpisałem się o historii, ponieważ właśnie na pl. Hallera w 2019 r. znalazł swoje miejsce bardzo ciekawy, prywatny Teatr XL imienia Artystów Zaangażowanych. I tu, oglądając bardzo dobry spektakl „Ferajna. Zupełnie inny świat” autorstwa i w reżyserii Tomasza Ostacha, przeżyłem swoiste deja vu. Pomyślałem, że jak ferajna, to może i Maniuś Kitajec się znajdzie? (kto czytał Wiecha ten będzie wiedział o co tu chodzi!). Maniusia nie było, ale inne postacie pojawiające się w tym spektaklu sowicie, wręcz z nawiązką wynagrodziły mi jego brak.

Bo Tomasz Ostach, autor i reżyser wykonał gigantyczny research. Nie tylko sięgnął do źródeł pisanych, ale przeprowadził rozmowy z „ostatnimi Mohikanami” praskimi, pamiętającymi tzw. dawne czasy. W ten sposób zebrał arcyciekawy materiał na temat Pragi jako dzielnicy, ale co jeszcze ważniejsze o konkretnych ludziach i ich losach związanych z tą częścią miasta.

Do pracy przy tym spektaklu zaprosił piątkę młodych artystów niebędących rodowitymi warszawiakami, co podkreślał kilkakrotnie w krótkim wprowadzeniu przed spektaklem i kilku słowach po jego zakończeniu. Miało to zapewnić mniej emocjonalne podejście do tematu. Nooo…, może tak miało być. Bo gołym okiem widać było, że dwie artystki:  Weronika Dzierżyńska i Anna Jastrzębska oraz trzech aktorów: Filip Gołąb, Jakub Mikulak i Mateusz Wiśniewski całą duszą i ciałem weszły/weszli w grane postacie. A z treści wynikało, że nie zawsze było miło, przyjemnie i śmiesznie (choć bywało i tak). I właśnie ta zmiana nastrojów i fantastyczne pokazywanie ich przez artystki i artystów, stanowią o sile spektaklu. Oczywiście oprócz znakomitego tekstu!

Przedstawienie składa się z kilku etiud różnej długości, płynnie przechodzących jedna w drugą. Tym większy mam podziw dla młodych aktorów za umiejętność błyskawicznego wcielania się w kolejne postacie. A trzeba podkreślić, że wszystkie opowiadane historie są prawdziwe i postacie pokazywane na scenie, żyły w dalszej lub bliższej przeszłości na terenie Pragi.

Spektakl grany jest na prawie pustej scenie, na której zespół wspomaga się minimalną ilością rekwizytów i elementów scenografii. Tym większa zasługa występujących, że potrafią wyłącznie samymi środkami aktorskimi (modulacja głosu, mimika twarzy, gesty, spojrzenia, mowa ciała, itd.) skupić uwagę widowni przez dwie godziny, bez przerwy! Brawo!

Cały spektakl jest według mnie bardzo dobry, ale kilka scen uważam za wręcz znakomite. Tango Różyc śpiewane przez  Jakuba Mikulaka, a tańczone przez pozostałe dwie pary – palce lizać! Wiech w czystej postaci! Cała opowieść Anny Jastrzębskiej jako Antoniny Żabińskiej o jej przyjeździe do Warszawy, małżeństwie z Janem i jej mieszkaniu w środku ogrodu zoologicznego, początkowo przecudowna, zamienia się w czasie okupacji w horror. Już po II wojnie okazało się, że małżeństwo uratowało w swojej willi 300 Żydów. Z pełną świadomością narażenia własnego życia i swoich małych dzieci. Jastrzębska całą tę etiudę gra wstrząsająco! Tak samo jak Weronika Dzierżyńska swój monolog zwykłej prażanki, matki pięciorga synów, w tym bossa mafii mokotowskiej. Bardzo mocny tekst, nawiązujący do całkiem współczesnych tematów, znakomicie zagrany przez artystkę. Dla równowagi, w komicznej scenie, tak jak Dzierżyńska „robi małpę”, to przechodzi ludzkie pojęcie! Chyba najtrudniejsze przeistoczenia w kolejne postacie ma Filip Gołąb. Jego natychmiastowa zamiana z prawobrzeżnego wyrywnego  cwaniaka, kozaka, w lewobrzeżnego wydelikaconego inteligencika, oczarowała mnie całkowicie. Zresztą w każdej granej postaci Gołąb przyciągał moją uwagę.

Wątek dwóch samospaleń; jednego w 1968 r. w czasie Centralnych Dożynek na stołecznym Stadionie X-lecia, którego dokonał Ryszard Siwiec i drugiego, z października 2017 roku, dokonanego przez Piotra Szczęsnego przed Pałacem Kultury i Nauki, jest wstrząsający i fenomenalnie zagrany, a precyzyjniej rzecz ujmując, wypowiedziany.

Naprawdę mógłbym wymieniać jeszcze wiele scen, które robią ogromne wrażenie, dzięki znakomitemu tekstowi i równie znakomitej grze całej piątki artystów. Swój udział w tym mają również Aleksander Różanek, jako autor tekstów piosenek i muzyki, oraz Amanda Bou Kheir, która ułożyła wspaniałe układy choreograficzne. 

Ale radzę Państwu po prostu zobaczyć ten spektakl. To kawał mądrze i z ogromnym wyczuciem napisanej i zagranej historii części Warszawy, do tej pory troszkę pomijanej. Taka wizyta w Teatrze XL na placu Hallera przyda się zarówno tym, którzy osiedlili się w stolicy niedawno, jak i takim jak ja autochtonom. 

Gratuluję twórcom i artystom i oddaję się wspominaniu usytuowanej na pl. Leńskiego restauracji Pod Niedźwiedziem (Uuuch!) i jak twierdzili niektórzy, najlepiej zaopatrzonym delikatesom w Warszawie – wiadomo osiedla dla robotników FSO i Żerania!

Źródło:

Materiał nadesłany