EN

27.12.2022, 12:06 Wersja do druku

Okiem Obserwatora: Emilian Kamiński nie żyje

Zmarł Emilian Kamiński. To potworna niesprawiedliwość, że taki człowiek, taka postać, taka osobowość, nie dostała od losu możliwości dalszego czynienia dobra i działania tu i teraz. Chciałoby się westchnąć, dlaczego ON? Jeżeli świat jest zorganizowany tak, że ma się zgadzać bilans, to w samej Warszawie znalazłoby się kilku szkodników, od których powinna zostać uwolniona ludzkość. Okrutne zdanie? A to, że nie będzie już wśród nas Emiliana, nie jest okrutnie niesprawiedliwe!? Pisze Krzysztof Stopczyk.

fot. mat. teatru

Emiliana poznałem na przełomie lat 70. i 80., jako młodego zwariowanego, pełnego temperamentu i szalonych pomysłów, głodnego życia i bardzo uzdolnionego aktora. Nie byłem jedynym, który widział Jego talent. Można powiedzieć, że był w tym względzie dzieckiem szczęścia. Na progu swej przygody artystycznej, jeszcze w PWST, spotkał na swej drodze najwspanialszych i najmądrzejszych profesorów, którzy potrafili dostrzec w nim tę iskrę Bożą. On potrafił to docenić i do końca snuł wspaniałe opowieści o swoich rozmowach np. z profesorem  Aleksandrem Bardinim, który wieki temu zaszczepił w nim pomysł posiadania własnego teatru (później namawiał go do tego  amerykański reżyser Joseph Papp) czy Tadeuszem Łomnickim, w którego sztuce „Pierwszy dzień wolności” Leona Kruczkowskiego grał podczas inauguracji Teatru na Woli. To był równocześnie pierwszy spektakl dla Kamińskiego, po skończeniu przez niego PWST.  Było to 17 stycznia 1976. Na debiut filmowy nie czekał długo, bo w 1977 r. zagrał u drugiego z braci Łomnickich (Jana), w "Akcji pod Arsenałem". A potem już poszło jak burza. Zapraszali go najlepsi. U Hanuszkiewicza w latach 1977-1983 występował właściwie we wszystkich najsłynniejszych spektaklach, a gdy przeszedł do Teatru Ateneum dyrektor Janusz Warmiński nie tylko obsadzał go w sztukach, ale również dopuścił do reżyserowania (m. in. słynny „Brel” wyreżyserowany wspólnie z Wojciechem Młynarskim). W Teatrze Powszechnym grał w znakomitych sztukach, ale „rozbił bank” jako Janosik-Swój w „Na szkle malowane” Ernesta Brylla w reżyserii Krystyny Jandy.

W sumie tych ról teatralnych i filmowych była ponad setka.

A ja wspomnę pokrótce trzy nieoczywiste wątki, z różnych etapów życia Emiliana Kamińskiego.

1. Stan wojenny. To nie były przelewki. Wtedy było groźnie naprawdę. Żeby robić cokolwiek niezgodnego z dekretem o stanie wojennym, trzeba było sporej odwagi. Kamiński był, wspólnie z Ewą Dałkowską, Andrzejem Piszczatowskim i Maciejem Szarym, pomysłodawcą i wykonawcą niecodziennej formuły teatralnej – Teatru Domowego. Zespół aktorski był zapraszany do prywatnych mieszkań (raczej nie tych najmniejszych!), a widzowie schodzili się przez pewien czas, żeby nie wzbudzać zainteresowania niepowołanych osób. 1 listopada 1982 r. zagrano "Przywracanie porządku" - sztukę w reż. Elżbiety Bukowińskiej, w której  wykorzystano teksty m.in. Stanisława Barańczaka, Wiktora Woroszylskiego, Anny Kamieńskiej, Ernesta Brylla, a piosenki napisali Jacek Kaczmarski i Jan Krzysztof Kelus. W sumie sztukę obejrzało ponad 5 tys. osób, w czasie ok. 100 spektakli. Konspiracyjnych spektakli! Kolejna premiera miała zupełnie inny charakter. To był pamflet na generała Jaruzelskiego zatytułowany „Bluzg”. Treść była adekwatna do tytułu i tego właśnie potrzebowała publiczność! Oficjalnie autor nie jest znany, ale wieść gminna głosiła, że był nim Jacek Kaczmarski. Dodatkową atrakcją były teksty (monologi i dialogi), które były autentycznymi stenogramami rozmów milicjantów, spisanymi na podstawie podsłuchów. Jak publiczność potrzebowała takich spektakli! Uczestniczyłem w kilku, więc wiem. Z biegiem czasu repertuar poszerzał się o teksty Vaclava Havla i sztuki Karola Wojtyły, i innych. Zaczęło w nich brać udział więcej aktorów, m. in. Piotr Machalica, Jerzy Zelnik, Zygmunt Sierakowski, Włodzimierz Nahorny, Daria Trafankowska. Z dzisiejszej perspektywy ciekawostką wartą odnotowania było uczestnictwo w tej konspirze artysty kabaretowego Jana Pietrzaka. A siłą napędową tej całej machiny był Emilian Kamiński.

2. Drugi epizod też jest łatwy do umiejscowienia w czasie. Teatr Kamienica. Pomysł podrzucony przez jego mentora, prof. Aleksandra Bardiniego, długo kiełkował, aż z początkiem tego wieku Kamiński zaczął rozglądać się za miejscem, w którym mógłby stworzyć swój teatr i zaczął gromadzić fundusze. 27 marca 2009 podczas Międzynarodowego Dnia Teatru oraz w setną rocznicę wybudowania kamienicy przy Lesznie (Al. Solidarności) odbyło się uroczyste otwarcie Teatru Kamienica. Tak łatwo się teraz to pisze! Ale to była gehenna! Ilość problemów do rozwiązania i do pokonania, z których każdy był nierozwiązywalnym i nie do pokonania, była wręcz kosmiczna. Kosmiczny był też ogrom pracy jaki należało wykonać chcąc zmienić starą, zrujnowaną kamienicę (wiem jak wyglądała od poziomu ulicy w górę i co było w piwnicach, bo bywałem w niej). To było NIEWYKONALNE! Emilian Kamiński, wspólnie z żoną Justyną Sieńczyłło, własnymi rękami wynosili gruz, wylewali beton i krok po kroku zamieniali zawstydzającą w centrum miasta ruinę w istne cacuszko, które każdy może teraz odwiedzić. W przeciwieństwie do innych powstających wtedy (nawet w pobliżu) teatrów, nikt im nic nie dał! Na wszystko musieli wykładać własne pieniądze, załatwiać wszelkie prace oczyszczające, budowlane, wykańczające. Wprost przeciwnie! Przez wszystkie etapy powstawania tego - UWAGA, UWAGA – centrum kultury, rzucano im kłody pod nogi, a gdy wszystko było już gotowe, chciano im odebrać Kamienicę! Batalia sądowa trwała kilka lat. Sam wspierałem ich walkę pisząc artykuły krytykujące bezczynność władz Warszawy. Ale głównym fighterem był oczywiście znowu Emilian Kamiński, całe szczęście mający u swego boku żonę. Przed chwilą użyłem sformułowania „Centrum Kultury”, chociaż oficjalna nazwa brzmi Teatr Kamienica. Kto był w tym miejscu, wie co mam na myśli. Ci, którzy nie byli, niech żałują, ale uprzejmie informuję, że gdy się wybiorą, będą mieli do wyboru trzy w pełni profesjonalne sceny. Jedyną w stolicy super realistyczną makietę centrum przedwojennej Warszawy. Miejsca poświęcone największym aktorom, czyli autentyczne pamiątki po Tadeuszu Łomnickim, Gustawie Holoubku, Adamie Hanuszkiewiczu, Zbigniewie Zapasiewiczu i innym luminarzom scen polskich. Profesjonalne studio nagrań, wyposażone w sprzęt najwyższej klasy. Szkołę KamArti kształcącą w zakresie realizacji dźwięku, światła i multimediów, a także na kierunkach "Stylizacja kostiumu i kreacja wizerunku" oraz "Techniki scenograficzne". Cieszącą się dużym powodzeniem klimatyczną kawiarnię. Oczywiście istnieje możliwość wynajmowania poszczególnych pomieszczeń czy organizowania w nich różnych uroczystości. Wszystko to w najwyższym standardzie. Za wszystkim stał Emilian Kamiński. Za realizację niemożliwego i za nie dopuszczenie do odebrania już stworzonego – najwyższe słowa uznania.

3. Działalność charytatywna. Emilian Kamiński był znany ze swej działalności artystycznej. Ale dużo mniej osób wie o jego niesamowicie rozbudowanych działaniach charytatywnych. Wraz z żoną nie chwalili się tym. Oni po prostu realizowali ją.  

Kamiński już w 2002 r. założył Fundację Wspierania Twórczych Inicjatyw Teatralnych "Atut", która cały czas działa przy Teatrze Kamienica i organizuje akcje dobroczynne. Gdy tylko zaistniały ku temu warunki, organizował w swoim teatrze "Dni Uśmiechu", czyli warsztaty teatralne i artystyczne, w których wzięło udział ponad dwa tysiące dzieci z ośrodków opiekuńczych województwa mazowieckiego. Współpracował z "Fundacją Pomocy Osobom Niepełnosprawnym Nie tylko...", realizował teatr osób z niepełnosprawnościami intelektualnymi oraz ruchowymi. W 2012 roku został uhonorowany medalem św. Brata Alberta za działalność charytatywną na rzecz najbardziej potrzebujących. W Teatrze Kamienica regularnie organizowane były i są Wigilie, spotkania, spektakle dla bezdomnych czy warsztaty z różnych dziedzin. W czasie lockdownu, tu znajdowało się centrum dystrybucji paczek dla potrzebujących. Na koniec tego wątku pozwolę sobie przytoczyć słowa samego Emiliana. Najpierw cytat z przed kilku lat:  "Rozumiem, czym jest bezdomność, bo kiedyś, w dzieciństwie i młodości, zdarzały mi się ucieczki z domu i bywałem bezdomny. Wśród bezdomnych miałem też kolegów, którzy już nie żyją, bo zamarzli". A teraz ze stycznia tego roku: "(…) Charytatywną, dotyczącą dorosłych, małych dzieci, osób niepełnosprawnych; prowadzimy różne akcje. Jeśli więc przez te 13 lat naszej działalności udało się uratować choć kilka dusz, to warto było to robić. Nie używając słowa "misja", bo ona niesie w sobie ordery i trochę megalomanii, a to niespecjalnie lubię. Dla mnie ważne jest, czy to, co robię, dociera do ludzi. Jeżeli więc choć kilka dusz udało się uratować - było warto" – wywiad dla portalu i.pl.

No to wszystko jasne! Taki był Emilian Kamiński!

Będzie mi brakowało rozmów przed i popremierowych, często nie do końca zrozumiałych dla osób spoza branży.

A Twoją ukraińską dumkę: Rewe ta stochne, gdy akompaniowałeś sobie na gitarze, w czasie tegorocznego koncertu jubileuszowego – tylko bardzo nieliczni wiedzieli już, że nie jest dobrze - mam cały czas przed oczami.

Żegnaj Emilianie!

Źródło:

Materiał nadesłany