EN

28.01.2025, 11:41 Wersja do druku

Okiem Obserwatora: A planety szaleją... (Młodzi w hołdzie Korze)

„A planety szaleją... (Młodzi w hołdzie Korze)” wg tekstów Olgi Jackowskiej i Marka Jackowskiego w reż. Anny Sroki-Hryń w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.

fot. Vova Makovskyi

Wstyd się przyznać, ale dopiero teraz udało mi się dostać na teatralny hit ostatnich sezonów (premiera w sierpniu 2021 r.), czyli „A planety szaleją... (Młodzi w hołdzie Korze)” z piosenkami autorstwa Kory (Olgi Jackowskiej) i Marka Jackowskiego, z repertuaru zespołu MAANAM w reżyserii Anny Sroki-Hryń i aranżacjach Mateusza Dębskiego (również kierownictwo muzyczne). Spektakl grany jest w Teatrze Współczesnym w Warszawie, na jego Scenie w Baraku.

Od chwili, w której usłyszałem pierwsze zachwyty o tym przedstawieniu, odezwały się we mnie wspomnienia, a równocześnie uznanie dla podtrzymywania dobrych tradycji przez obecną Akademię Teatralną im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie (d. PWST). Doskonale pamiętam przedstawienie dyplomowe studentów IV roku Wydziału Aktorskiego PWST w Warszawie w reżyserii Andrzeja Strzeleckiego i inscenizacji Janusza Józefowicza – „Złe zachowanie”. Ten przebój został natychmiast przeniesiony w całości z ul. Modowej (nie było wtedy jeszcze Collegium Nobilium) do Teatru Ateneum, gdzie w listopadzie 1984 r. miał swoją „dorosłą” premierę. A jaką frekwencję!

W ogóle tzw. „Miodowa” co i raz wypuszcza w świat istne perełki: a to w pełni ukształtowany Teatr Montownia, a to Klancyk, a to Potem-o-tem. Nie wspomnę o indywidualnych talentach, których pełno w teatrach warszawskich i w całym kraju.

Kolejnym takim brylantem z „Miodowej jest właśnie „A planety szaleją... (Młodzi w hołdzie Korze)”, czyli według słów twórców: „eksperyment sceniczny w ramach przedmiotu Sceny dialogowe muzyczne na II roku Kierunku Aktorstwo w Akademii Teatralnej w Warszawie”. Obyśmy mieli jak najwięcej takich eksperymentów!

Bardzo jestem ciekaw, czy pewna teatralna celebrytka będąca ulubienicą Wydziału Kultury m. st. Warszawy, nadal twierdzi, że: „(…) absolwenci warszawskiej Akademii są słabo przygotowani do pracy we współczesnym, poszukującym teatrze artystycznym. Czyli takim teatrze, który nie opiera się na konwencjonalnym aktorstwie wcieleniowym, tylko wymaga pewnych jakości performerskich (…) Akademia Teatralna pozostaje szkołą anachroniczną, bo generalnie nie wyposaża swoich absolwentów w takie kompetencje (…)”. Taaak?!

No więc całe przedstawienie „A planety szaleją…” oparte jest nie na „konwencjonalnym aktorstwie wcieleniowym”, a wszystkie BEZ WYJĄTKU osoby biorące w nim udział dają świadectwo znakomitego „przygotowania do pracy we współczesnym, poszukującym teatrze artystycznym, który (…) wymaga pewnych jakości performerskich”. A zostali „wyposażeni (…) w takie kompetencje” właśnie w Akademii Teatralnej, która raczej nie „pozostaje szkołą anachroniczną”.

Bo Anna Sroka-Hryń (reżyserka) i Mateusz Dębski (kierownictwo muzyczne i aranżacja) dokonali czegoś niemożliwego. W Polsce trudno byłoby znaleźć osobę i to bez względu na jej wiek, która by nie znała piosenek Kory i co bardzo ważne - w jej wykonaniu. Wydawać by się mogło, że są to utwory niepowtarzalne i tylko w jej i w takim wykonaniu mają prawo istnieć w przestrzeni publicznej. W każdym razie ja jestem zwolennikiem tezy, że są wykonawcy/wykonawczynie niepodrabialni. Np. Czesław Niemen, piosenki z Kabaretu Starszych Panów czy właśnie Kora. Do tej pory miałem swoją bardzo krótką listę utworów i wykonawców, którzy co najmniej dorównywali pierwowzorom. „Portugalczyk Osculati” sióstr Winiarskich (Barbary i Marii) czy „Ty kąpiesz się nie dla mnie” Zbigniewa Zamachowskiego na pewno nie były gorsze niż interpretacje – genialne!! – Barbary Rylskiej czy Wiesława Michnikowskiego. Tajemnica jest jedna. Te nowsze wykonania nie naśladowały wcześniejszych, tylko miały zupełnie inną aranżację. Nawet słynne, zaśpiewanie przez Justynę Steczkowską „Boskie Buenos”, mocno różniło się od tego z czasów Maanamu. I taki właśnie jest oglądany w Teatrze Współczesnym ten „eksperyment sceniczny” z Korą w roli głównej!

Przez myśl mi nie przeszło, że piosenki Kory można wykonywać inaczej niż robiła to ona sama, np. rozsadzającą dynamizmem największe hale koncertowe „Nie poganiaj mnie” jako kołysankę?!!! Tak samo szalone „Cykady na Cykladach” usłyszeć i zobaczyć jako fenomenalną etiudę aktorską, mogącą być ścieżką dźwiękową do filmu przyrodniczego?! A „Kocham cię, kochanie moje” – jako rap?! W tym miejscu należałoby wymienić wszystkie szesnaście piosenek z tego spektaklu, ponieważ wszystkie są rozpoznawalne dopiero wtedy, gdy usłyszy się tekst, a nie melodię. I wszystkie są znakomite. I wszystkie stanowią absolutnie nierozerwalną całość z ruchem scenicznym/ choreografią. To co wyczynia cały zespół jest czymś niewyobrażalnym. Żeby TAK śpiewać, wykonując TAK skomplikowane układy taneczne, będące równocześnie rewelacyjnymi etiudami aktorskimi, zasługuje na najwyższe słowa uznania. 

A planety szaleją…” jest najlepszym przykładem na to, jak ważne dla efektu końcowego jest znalezienie przez twórców – w tym przypadku reżyserkę i aranżera – odpowiednich wykonawców. I w drugą stronę, Sroka-Hryń i Dębski mieli szczęście, że trafili na młodych ludzi, którzy zrealizowali ich wydawałoby się szalony pomysł. Według mnie wszystkie osoby zaangażowane w powstanie tego spektaklu i później w jego wykonanie miały szczęście, że trafiły właśnie na siebie! A publiczność może uważać, że wygrała los na loterii, mogąc oglądać ten „eksperyment sceniczny”.

W spektaklu bierze udział jedenastka fantastycznych młodych aktorek i aktorów oraz trójka muzyków grająca na żywo. Ja miałem przyjemność oglądać: Aleksandrę Boroń, Jagodę Jasnowską, Olgę Lisiecką, Karolinę Piwosz, Maję Polkę, Natalię Stachyrę, Juliusza Godzinę, Przemysława Kowalskiego, Macieja Kozakoszczaka, Wojciecha Melzera i Tomasza Osicę, a z muzyków: Alinę Łapińską (harfa), Wojciecha Gumińskiego (kontrabas) i oczywiście Mateusza Dębskiego (pianino, aranżacje i kierownictwo muzyczne całości). Nie wyróżniam nikogo – wszyscy dostają najwyższe (najlepsze) noty, obojętnie w jakiej punktacji.

Oprócz wymienionych, w innych spektaklach występują jeszcze: Ada Dec, Małgorzata Kozłowska, Maciej Dybowski, Mikołaj Śliwa, na harfie gra Aleksandra Meisner, a na kontrabasie Mateusz Dobosz.

A planety szaleją…”, przy całym swoim rozedrganiu i dynamizmie, są spektaklem surowym, ponieważ rozgrywają się w czarnym, pustym pudełku scenicznym, wyłącznie z wykorzystaniem 11 krzeseł i od pewnego momentu skrzydeł anielskich. Wszystkie osoby ubrane są przez cały czas w identyczne, czarne, męskie garnitury i grają boso, co daje kolejny fantastyczny efekt!

I jeszcze jeden niezaprzeczalny plus – światła! One współtworzą niepowtarzalny klimat we wszystkich utworach (reżyseria światła  Paulina Góral).

Jak przyznałem się na wstępie, ja zwlekałem z zobaczeniem „A planety szaleją… (Młodzi w hołdzie Korze)”. Odradzam Państwu popełnienie tego samego błędu. Jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście, idźcie jak najszybciej do Teatru Współczesnego w Warszawie i zobaczcie to zdumiewające i olśniewające widowisko.

Źródło:

Materiał nadesłany