Z tzw. władzą centralną nie wolno żartować, z władzą igrać nie należy. Władza ma swoje poglądy i nawet jeśli są to poglądy skrajnie głupie, będzie się ich trzymać. Co najważniejsze: władza łatwo się irytuje i obraża. Ma wręcz psi węch, jeśli chodzi o podejrzane zachowania. Tam, gdzie zachodzi samo przypuszczenie zbezczeszczenia, oszkalowania, sprofanowania, władza energicznie interweniuje i bije po łapach, o czym właśnie przekonuje się Teatr im. Słowackiego.
Jesienią tego roku teatr porozumiał się z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz urzędem marszałkowskim (organ założycielski) w sprawie współprowadzenia instytucji. Montaż, stosowany w wielu instytucjach kultury, wygląda następująco: ministerstwo wspiera teatr finansowo, a w zamian za to zyskuje wpływ na kształt teatru. Miał to być krok w kierunku ogłoszenia „Słowaka" sceną narodową.
Ale w międzyczasie zdarzyły się „Dziady", które władzę doprowadziły do furii. Barbara Nowak, niestrudzona tropicielka odchyleń i profanacji, zapłonęła oburzeniem, ponieważ, jak donieśli jej zaniepokojeni widzowie (ciekawe, swoją drogą, jacy to widzowie po spektaklach chwytają za telefon, żeby zdać relację w kuratorium), bezcześci się tam flagę narodową i wizerunek Matki Boskiej. Byłem na tym spektaklu i żadnych profanacji nie zaobserwowałem - owszem, widziałem Konrada granego przez kobietę, widziałem kobiety zamiast mężczyzn w celi więziennej, widziałem znakomicie zagranego przez Marcina Kalisza księdza Piotra w scenie egzorcyzmów. Co widziała Barbara Nowak- zostanie już chyba do końca PiS-u wielką tajemnicą. Jeśli sądzić po oficjalnych pismach, pani kurator nie wie, czy była w teatrze, czy też nie była, co jest świetną metaforą działań władzy na poligonie kulturalnym. Była czy nie była, najważniejsze, że ma pogląd na sztukę. Dalej sprawy potoczyły się żwawo, ogień krakowskiego oburzenia dotarł aż do Warszawy, minister Czarnek wydał gniewne pomruki, minister Gliński również. Czy minister Gliński widział spektakl - nie mam pojęcia. Pamiętam, że był kiedyś na „Platonowie" w Starym Teatrze. Baby przebierały się tam za chłopów, chłopy za baby, co tam się wyrabiało! Istna groza. Oblicze ministra było nieprzeniknione, ale chwilę później dyrektor Jan Klata przestał być dyrektorem. Władza pokazała, że nie można bezkarnie uprawiać takich przebieranek. Podobnie i w Teatrze im. Słowackiego. Dyrektor dowiedział się za pośrednictwem mediów, że współpracy nie będzie. Nie może być przecież tak, że flagą wymachują osoby do tego niepowołane, a Konrad jest kobietą.