6 grudnia w Krakowie, rozpoczyna się 17. Festiwal Boska Komedia. Jednym ze spektakli, które będzie można w tym czasie zobaczyć na krakowskich scenach, jest najnowszy monodram Agnieszki Przepiórskiej – „OCALONE” wyreżyserowany przez Maję Kleczewską. Z Piotrem Rowickim rozmawia Małgorzata Wach.
To jeden z pierwszych głosów oddanych ofiarom pacyfikacji Ochoty podczas Powstania Warszawskiego. Na bazie skrawków wspomnień i dzienników pochodzących od świadków i ofiar, autor scenariusza – Piotr Rowicki – utkał historię Ireny K. ukazując fragment wielu zbrodni, jakich dopuściły się w 1944 r. odziały SS RONA, składające się głównie z dezerterów zbiegłych z Armii Czerwonej. Zachęcamy do lektury rozmowy z Piotrem Rowickim na temat opowieści, która wykracza poza ramy teatru.
Małgorzata Wach: W jaki sposób pracowałeś nad scenariuszem spektaklu „OCALONE”? Z tego, co podkreśla Agnieszka Przepiórska, która wcieliła się w postać Ireny K., ale też reżyserka Maja Kleczewska i Katarzyna Puchalska z Domu Spotkań z Historią, który jest producentem przedstawienia, nie miałeś bezpośrednich świadectw kobiet, które zostały zgwałcone na Zieleniaku?
Piotr Rowicki: Praca nad „OCALONYMI” do pewnego momentu wyglądała zwyczajnie, jak każda inna praca nad tekstem teatralnym, które dotąd napisałem. Zbieranie informacji i pomysłów, zastanawianie się nad treścią i dramaturgią, czyli tym wszystkim, co chcemy opowiedzieć i po co. Potem pisanie, skreślanie, dopisywanie. W którymś momencie zrozumiałem, że to nie będzie zwykły tekst. Miałem świadomość tematu, gdy pierwszy raz usłyszałem o nim od Agnieszki, od razu zapaliła mi się czerwona lampka. Może to nie była lampka, tylko mechanizm obronny, zwykła chęć ucieczki. Po prostu jedno wielkie – NIE!
Dlaczego?
Pomyślałem, że nikt nie będzie chciał tego słuchać ani oglądać. Jak to w ogóle napisać? Są do tego jakieś słowa? Jak się w ogóle o takich rzeczach mówi? I po co się w ogóle mówi? Dotarło do mnie, że będę musiał sobie to wszystko wyobrazić, przebrnąć przez wiele świadectw, jeżeli w ogóle istnieją. Potem pojawiły się kolejne pytania. Czy to etyczne? Czy te kobiety w ogóle by tego chciały? Jeśli tak, to dlaczego nigdy o tym nie opowiedziały? A może te wszystkie pytania i te mechanizmy obronne są bez sensu? Trzeba podejść do tej propozycji zawodowo i wykonać zadanie najlepiej jak się potrafi, nie angażując w to uczuć, ani empatii?
Czy w przypadku takiego tematu, jest to w ogóle możliwe?
Rzemieślnik w swoim warsztacie wykonuje po prostu zlecenie. Nieważne z jakiego materiału i dla kogo. W przypadku „OCALONYCH” to nie było takie proste. Propozycja Agnieszki, żeby zająć się gwałtami wojennymi na Zieleniaku, brzmiała mniej więcej tak: „Piotr, masz trochę czasu? Może wskoczymy na chwilę do piekła?”. Odpowiedziałem, że w sumie czemu nie. Jeśli chodzi o bezpośrednie świadectwa, to na początkowym etapie było ich bardzo mało i mimo usilnych starań nie zmieniło się to aż do końca. Jeśli nawet były relacje z Zieleniaka, to unikały one sedna sprawy.
Słyszałeś o tym, czego dopuścili się tam żołnierze z oddziału SS RONA z których większość stanowili dezerterzy z Armii Czerwonej, zanim zacząłeś pracę nad scenariuszem?
Chociaż z wykształcenia jestem historykiem, to moja wiedza na ten temat była szczątkowa. Po sprawdzeniu informacji, które można było znaleźć w Internecie, rozpoczęły się dalsze poszukiwania. Owocne okazało się spotkanie z Sylwią Chutnik, która pisała o wydarzeniach na Zieleniaku w „Kieszonkowym Atlasie Kobiet”, i to ona między innymi sprawiła, że temat stał się głośny, zaczęto o nim mówić. Na którymś etapie konieczne były konsultacje merytoryczne, których podjęła się varsavianistka Joanna Rolińska. Dodatkowo miałem możliwość skorzystania z efektów kwerendy Joanny Rączki przeprowadzonej w zbiorach Archiwum Historii Mówionej Domu Spotkań z Historią i Fundacji Ośrodka Karta. Przeczytałem też książkę Lidii Ujazdowskiej „Zagłada Ochoty” – zbiór relacji na temat zbrodni hitlerowskich dokonanych na ludności Ochoty w czasie Powstania Warszawskiego. Bardzo ważną i poszerzającą kontekst była książka Christiny Lamb „Nasze ciała, ich pole bitwy. Co wojna robi kobietom”. To zapis rozmów przeprowadzonych przez brytyjską korespondentkę wojenną z kobietami z obszarów objętych konfliktami zbrojnymi, właściwie na całym świecie. Z tych wywiadów wyłania się przerażający obraz gwałtu jako uniwersalnego narzędzia kontroli, jako jednego z najbardziej skutecznych rodzajów broni. Oprócz wiedzy ściśle historycznej przy tym projekcie ważne były też inne aspekty.
To znaczy?
Bardzo dużo czytałem na temat traumy, w tym traumy międzypokoleniowej, sięgnąłem po zagadnienia z zakresu psychoanalizy i psychotraumatologii. Zaawansowany już tekst konsultowała doktor Wiola Rebecka, twórczyni i realizatorką projektu „Gwałt: historia wstydu” oraz autorka książki „Rape: A History of Shame, Diary of the Survivors”. Chodziło o to, żeby nasza wymyślona bohaterka była jak najbardziej prawdziwa, żeby proces, który zachodził w jej życiu i który obserwujemy na scenie, nie był fantazją autorską, ale autentycznym procesem, który przeżywają osoby po tak traumatycznych przejściach. Kolejną kwestią był też język, jakiego należy używać do mówienia o gwałcie. Dobrze, że te wszystkie konsultacje odbyły się na dość zaawansowanym etapie pracy, bo myślę, że taka ilość wiedzy, zastrzeżeń i warunków mogłaby być dla mnie jako autora blokująca.
W jaki sposób stworzyłeś „biografię” Ireny K., bohaterki monodramu „Ocalone”?
Za pomocą rachunku prawdopodobieństwa i wyobraźni. Liczyłem, ile mogła mieć lat i jak duże było prawdopodobieństwo na to, że mieszkając na ulicy Opaczewskiej w Warszawie, w roku 1944, mogła się znaleźć na Zieleniaku. Uznałem, że było to bardzo prawdopodobne. Resztę musiałem sobie wyobrazić, tzn. co robiła przed wojną, kim byli jej rodzice, czym się interesowała, no i w końcu najtrudniejsze – wyobrazić sobie, jak ktoś mający kilkanaście lat mógł zareagować na to, co zobaczył? W jaki sposób kilkunastoletnia Irenka opowiedziałaby to swoim językiem, wrażliwością, niewinnością i postrzeganiem świata. To oczywiście tylko jedna wersja naszej bohaterki, która na scenie pojawia się w różnych wcieleniach i okresach swojego życia. W zwielokrotnionych wariantach samej siebie, ukazując różne możliwe postawy, od milczącej, złamanej ofiary, przez silną, niegodzącą się z losem mścicielkę.
Opowiedz o tropach literackich i filmowych, które towarzyszyły Ci w pracy nad scenariuszem.
Myślę, że są one widoczne i słyszalne dla widza. Nad Zieleniakiem unoszą się opary tragedii greckiej, odwiecznego losu, śmierci, zemsty i pokuty. Są także motywy zaczerpnięte z przedwojennego kina, które Irena K. oglądała. Filmy, które ją kształtowały, które tworzyły jej wewnętrzny świat. Ten świat, który w sierpniu 1944 musiał zmierzyć się z całkiem odmienną rzeczywistością, której nie pokazywał żaden film. Której żaden człowiek nie był w sobie w stanie sobie wyobrazić ani wymyślić.
Czym się różniła praca nad scenariuszem „OCALONYCH” od pracy nad scenariuszami takich monodramów jak: „W maju się nie umiera. Historia Barbary Sadowskiej”, „Ginczanka. Przepis na prostotę życia” czy „Simoną Kossak. Wołająca na puszczy” (reżyseria: Anna Gryszkówna).
Każdy kolejny tekst to nowe, zupełnie inne wyzwanie. Mimo że z Agnieszką to już ósmy wspólny monodram, nie ma mowy o jakichś gotowych modelach pracy, wzorach czy rutynie. Oczywiście pewne doświadczenie się przydaje, ale każde życie i każda bohaterka jest inna. W przypadku „OCALONYCH” odmienność polegała przede wszystkim na tym, że Irena K. została wymyślona i pierwszą rzeczą, o jaką należało zadbać, było to, żeby była wymyślona dobrze, to znaczy tak prawdopodobnie, żeby widz nie miał pewności, czy ma do czynienia z fikcją, czy z realną postacią.
Co jest dla Ciebie punktem wyjścia do tworzenia scenariuszy monodramów Agnieszki Przepiórskiej?
Punktem wyjścia jest przede wszystkim rozmowa, a pretekstem do niej postać, o której chcemy z Agnieszką opowiedzieć. Bohaterki spektakli przychodzą do nas w rozmaity sposób. Pojawiają się w reportażach, w wydanych właśnie biografiach, a czasem w snach.
W snach?
Sen jest przetworzeniem naszych przeżyć, myśli, świadomych i nieświadomych. Zwykle szybko je zapominamy, ale czasem szczególnie mocne obrazy zostają na dłużej w naszej pamięci. Sny pojawiają się na różnych etapach naszej pracy, najwięcej ma ich Agnieszka, która wciela się w te wszystkie bohaterki. Zwykle są to jakieś surrealistyczne spotkania, czasem tropy, podpowiedzi albo ostrzeżenia.
A jak wyglądała Wasza współpraca, tzn. Twoja i Agnieszki z Mają Kleczewską, reżyserką „OCALONYCH”?
Rola reżysera w tworzeniu spektaklu jest kluczowa. W przypadku monodramów jest tak, że kiedy pojawia się reżyserka, jesteśmy z Agnieszką już na jakimś etapie. Chodzi o to, że jest już gotowa jakaś część tekstu, o której możemy już rozmawiać. Doświadczenie pokazało mi, że jest to o wiele lepsza forma niż spotkanie z samym tematem i tak zwana burza mózgów wszystkich twórców na początku. Tak było też w przypadku „OCALONYCH” i pracy z Mają Kleczewską, która była niezwykle zaangażowana również w proces tworzenia scenariusza.Mogę powiedzieć, że bardzo dobrze współpracuje mi się z kobietami w teatrze, mam nadzieję, że one mają podobne zdanie o mnie.
Kto – Twoim zdaniem – powinien zobaczyć „OCALONYCH”? Kogoś szczególnie powinniśmy na ten spektakl zaprosić?
Nie wiem, czy na taki spektakl można kogoś zapraszać, to nie jest miłe przeżycie kulturalne, raczej coś, co w widzu pozostaje i robi z nim różne „dziwne rzeczy”. Zapraszając kogoś na tego typu przedstawienie, bierze się niejako odpowiedzialność za to, co ten ktoś zobaczy. Pisał o tym w swojej krótkiej recenzji po spektaklu Cezary Łazarewicz. Każdy powinien sam podjąć decyzję, czy chce się z tą historią zmierzyć. Wystarczy, że będzie wiedział, o czym jest ten spektakl, a tego od początku nikt z nas nie zamierzał ukrywać.
………………………………………………………………………………………………….
Piotr Rowicki (ur. 1975). Dramatopisarz. Ukończył historię na Uniwersytecie w Białymstoku. W 2008 debiutował sztuką „Przylgnięcie” w Laboratorium Dramatu w Warszawie. Laureat wielu nagród i wyróżnień, w tym m.in. dwukrotny zwycięzca konkursu na polską sztukę współczesną „Metafory Rzeczywistości” organizowanego przez Teatr Polski w Poznaniu. Autor kilkudziesięciu sztuk teatralnych, między innymi: „Chłopiec Malowany”, „Matki”, „I będą Święta”, „Niewierni”, „Piszczyk”, „Tato nie wraca”, „Biała siła, czarna pamięć”, „Ćesky Diplom”, „Żeby nie było śladów”, „Królowie strzelców”, „Niepodlegli”, „Zabić prezydenta”, „Ginczanka. Przepis na prostotę życia”, „Simona K. Wołająca na puszczy”, „Listen to Your Heart”, „Freak”.