„Cisza” wg scen. Mileny Kuchni, Filipa Płuciennika, Hanny Stacewicz, Barbary Wysockiej, Michała Zadary i Weroniki Zajkowskiej w reż. Michała Zadary w Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w „Naszym Dzienniku”.
Muzeum Powstania Warszawskiego od kilkunastu lat wśród uroczystości upamiętniających 1 sierpnia Powstanie Warszawskie wystawia przedstawienie teatralne. Czymś zupełnie oczywistym jest to, że każdego roku spektakl powinien - przynajmniej w pewnym stopniu - swoją tematyką dotyczyć Powstania, być uhonorowaniem bohaterów tego wyjątkowego zrywu niepodległościowego itp. Widziałam dotąd wszystkie przedstawienia teatralne, jakie na przestrzeni wielu lat były tu prezentowane. Wyznam szczerze, że może najwyżej trzy w jakimś stopniu odnosiły się do tematu, do idei, do klimatu tego miejsca i można powiedzieć, iż były w pewnym sensie hołdem złożonym bohaterom Powstania. Pozostałe nierzadko całkowicie odbiegały tematyką, a niejednokrotnie były nawet czymś, czego nie waham się nazwać hańbą. Cieszy zatem, iż tegoroczny spektakl należy do tych kilku ważnych.
„Ciszę" w reżyserii Michała Zadary w części pierwszej (spektakl składa się z dwóch odrębnych części) trudno nazwać teatrem, to raczej wykład głoszony przez stojącą przed mikrofonem prelegentkę (Barbara Wysocka), skierowany do nas, publiczności siedzącej na widowni i stanowiącej audytorium. Jest całkowicie pusta scena, co pozwala skoncentrować uwagę wyłącznie na słowie. A temat owego wykładu jest niezwykle ważny, albowiem dotyczy losów niemieckich zbrodniarzy wojennych, z których tylko niewielka część została osądzona, reszta zaś nie dość, że zrobiła kariery polityczne, naukowe, finansowe, to jeszcze cieszyła się prestiżem i to nie tylko w społeczeństwie niemieckim, ale także międzynarodowym, jeśli chodzi o świat nauki. Nierozliczone zbrodnie wojenne tych panów nie przeszkodziły im po wojnie zajmować ważnych stanowisk decyzyjnych.
Prelegentka wymienia przykłady takich karier, przytacza konkretne nazwiska niemieckich zbrodniarzy wojennych, jak choćby Heinza Reinefartha odpowiedzialnego za liczne zbrodnie popełniane w czasie II wojny przez niemieckie wojska, zwłaszcza mordowanie Polaków w masowych egzekucjach podczas Powstania Warszawskiego. Oddziały Reinefartha dokonały słynnej rzezi Woli, stąd nazywany jest on katem Woli. Nie tylko nie poniósł odpowiedzialności za popełnione zbrodnie, ale po wojnie wszedł do zachodnioniemieckiej polityki, najpierw jako burmistrz miasta Westerland, a później jako poseł do landtagu w Szlezwiku-Holsztynie, zaś po zakończonej kadencji pracował jako prawnik.
A oto przykład innego niemieckiego zbrodniarza, który nie tylko nie poniósł kary za swoje czyny, ale cieszył się wielkim szacunkiem w środowiskach naukowych i był szczodrze nagradzany rozmaitymi medalami, zarówno w Niemczech, jak i w Stanach Zjednoczonych. To Hubertus Strughold, z zawodu lekarz. W czasie wojny dokonywał zbrodniczych eksperymentów na ludziach, zarówno dorosłych, jak i dzieciach, pod kątem wytrzymałości organizmu ludzkiego na zamrożenie i próżnię, doprowadzając swoje ofiary do śmierci. Po wojnie zaproszony do Stanów Zjednoczonych jako naukowiec zajmował się - wraz z innymi - badaniami naukowymi dla NASA przy kosmicznym programie Apollo.
Podobnie jego ziomek, także zbrodniarz wojenny, naukowiec Wemher von Braun po wojnie zrobił wielką karierę zawodową i cieszył się uznaniem w środowisku badaczy kosmosu. Zaliczany był do najważniejszych współtwórców programu kosmicznego USA. Pracował w NASA, zostając nawet dyrektorem Centrum Lotów Kosmicznych, co dało mu międzynarodową sławę. Ci zbrodniarze hitlerowscy stali się autorytetami w dziedzinie kosmosu.
Pierwszą część spektaklu stanowi także refleksja dotycząca wczesnopowojennego systemu prawnego, do którego odwoływali się niemieccy zbrodniarze wojenni, usprawiedliwiając się, że wykonywali rozkazy, ponadto, że prawo nie działa wstecz itd. Wówczas nie istniał jeszcze Międzynarodowy Trybunał Karny, który by umożliwiał zgodne z literą prawa nazwanie tych zbrodni i wymierzenie stosownej kary. Jak mówi prelegentka, nawiązując do wojny na Ukrainie, dzisiaj tego typu zbrodnie wojenne dokonywane przez Rosjan są rejestrowane przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze.
Barbara Wysocka, zgodnie z zamysłem reżyserskim, że ma to być dokument, nie dokonuje aktorskiej interpretacji prezentowanego tekstu, lecz przekazuje wiedzę w formie wykładu. Bez emocji, bez żadnej ekspresji. Owszem, jest to zgodne z zasadą dokumentu, ale nie na dłuższą prezentację, bo taka forma tworzy pewną monotonność przekazu, co z pewnością nie pomaga w odbiorze. Niemniej jest to bardzo ważny tekst i potrzebny dzisiaj. Wykład uzupełniają zdjęcia dokumentalne prezentowane na ekranie. To przejmujący obraz.
Natomiast drugą część stanowi rodzaj pantomimy. Nie pada żadne słowo i nie słychać żadnego dźwięku. Aktorzy poruszają się wręcz bezszelestnie. Można powiedzieć, iż główną rolę odgrywa tu absolutna cisza będąca hołdem dla ofiar. Na scenie zaś widzimy przybycie polskiego dziennikarza do Niemiec wiele lat po wojnie na spotkanie z niemieckim zbrodniarzem wojennym w jego biurze. Jak widać, ma się on bardzo dobrze. Ta część spektaklu jest inspirowana książką Krzysztofa Kąkolewskiego „Co u pana słychać?".
***
„Cisza" w reż. Michała Zadary, Muzeum Powstania Warszawskiego, Warszawa.