EN

14.02.2024, 15:18 Wersja do druku

O tym, jak poznałem Händla, Bacha i Schmidta

„Kolacja na cztery ręce” Paula Barza w reż. Tadeusza Wnuka w Teatrze Miejskim w Lesznie - z koprodukcja Teatrem im. Andreasa Gryphiusa w Głogowie i Teatrem im. Cypriana Kamila Norwida w Jeleniej Górze. Pisze Adam Zawadzki z Nowej Siły Krytycznej.

fot. mat. teatru

Po raz pierwszy w życiu odwiedziłem Teatr Miejski w Lesznie. Było to naprawdę intrygujące przeżycie, pozytywne. „Kolacja na cztery ręce” to koprodukcja tej sceny z głogowskim Teatrem im. Andreasa Gryphiusa i Teatrem im. Cypriana Kamila Norwida w Jeleniej Górze. Po jednym aktorze z każdego z tych zespołów trafiło do obsady, przedstawienie pokazywane jest na każdej ze scen, premiera uświetniła czwarte urodziny teatru w Głogowie.

Autor dramatu, niemiecki pisarz Paul Barz, urodził się w czasie II wojny światowej we Włocławku. Zadebiutował dopiero w wieku czterdziestu trzech lat. Prapremiera „Kolacji” odbyła się w 1985 roku w Berlinie. Spektakl zyskał rozgłos. Sztuka trafiła na polską scenę rok później i do dziś jest często grana, daje możliwość stworzenia popisowych ról.

Przedstawienie wyreżyserował Tadeusz Wnuk, dyrektor teatru jeleniogórskiego, także autor opracowania muzycznego, które jest bardzo ważne, gdyż kanwą dramatu jest fikcyjne spotkanie kompozytorów epoki baroku: Jerzego Fryderyka Händla (Bartłomiej Adamczyk) i Jana Sebastiana Bacha (Robert Mania). Uczestniczy w nim też kamerdyner Jan Krzysztof Schmidt (Marek Prałat), postać fikcyjna o nazwisku bardzo popularnym w Niemczech (choć można doszukiwać się powinowactw z żyjącymi w Saksonii w owym czasie muzykiem i rzeźbiarzem). Jest rok 1747, Lipsk. Protestancki kantor miejski Bach pragnie spotkać się z rodakiem, mieszkającym w Londynie mistrzem opery Händelem. Zaprasza go do swojego pokoju w hotelu Toruńskim na kolację, akcja dzieje się za stołem.

Kostiumy zaprojektowane przez Magdalenę Ogrodnik odwołują się do stylu epoki, nie zabrakło białych peruk z lokami. Stół w centrum sceny zastawiono daniami przypominającymi bardziej codzienną kolację (aczkolwiek gustowną, bo ze złotymi naczyniami) niż ucztę. Scenografka zastosowała ciemne i złote barwy w ornamentowych zdobieniach ścian, surrealistyczne wzory przypominały kwiaty. Na środku zawisł portret króla Augusta III Sasa, którego nadwornym kompozytorem był Bach. Dekoracje budują atmosferę tajemniczości są tłem dla świetnie skonstruowanych dialogów, które pomagają aktorom w budowaniu charakterów kompozytorów. Ciekawą postać stworzył Bartłomiej Adamczak, jego Händel ma dziecięcy zapał i jednocześnie determinację, w tonacji głosu słychać i stanowczy upór, i prośbę, żeby ktoś mu powiedział „nie”. Niestety często przekrzykiwał partnerów, kradnąc scenę dla siebie.

Do Leszna pojechałem w towarzystwie przyjaciół, którzy nie chodzą do teatru tak często jak ja, ale „Kolacja na cztery ręce” spodobała im się. Spektakl ma walory komediowe, z chęcią jednak zobaczyłbym tę sztukę nie w stylu epoki, ale we współczesnej wersji, jako performans.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne