"Miłość blondynki" w reż. Krystyny Jandy w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w serwisie Teatr dla Was.
Niemalże w tym samym czasie pojawiają się w Warszawie spektakle, których tytuły wprost nawiązują do znanych dzieł filmowych. Najpierw nie do końca udana "Skaza" w Teatrze Syrena (choć "rozkoszowanie" się rolą Aleksandry Justy polecam obowiązkowo), potem zupełnie nieudana "Wenus w futrze" w Teatrze WARSawy i wreszcie najbardziej udana ze wszystkich propozycji "Miłość blondynki" w Och-Teatrze. Biorąc pod uwagę, że niemal równocześnie na afisz wchodzi "Druga kobieta" Grzegorza Jarzyny, zainspirowana filmem Johna Cassavetesa z 1977 roku, można mówić o prawdziwym wysypie inscenizacji nawiązujących do utworów, które doskonale znamy z kina. Skąd ta nagła tęsknota reżyserów teatralnych do twórczości filmowej trudno dociec. Znalezienie wspólnego dla tych realizacji mianownika byłoby raczej trudne. Biorąc pod uwagę jednak mizerne efekty artystyczne (wyłączając spektakl Jarzyny, którego nie udało mi się obejrzeć), przynajmniej jeśli chodzi o "Wenus