EN

3.04.2023, 12:02 Wersja do druku

O potrzebie łez

„Chłopaki płaczą” wg scen. i w reż. Michała Buszewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Karol Rawski w portalu Teatrologia.info.

fot. Sisi Cecylia

Premierą w Teatrze Dramatycznym Michał Buszewicz kontynuuje swoją konsekwentną wizję teatru, w którym stawia na otwartość i dialog, ale nie płytkie moralizatorstwo. Po zrealizowanych w 2017 roku w Teatrze Żydowskim Kibicach i inscenizacji Edukacji seksualnej z 2021 roku we Współczesnym w Szczecinie, Chłopaki płaczą na deskach Dramatycznego w Warszawie to kolejna odsłona dramaturgii nastawionej na ludzi oraz ważne problemy ich codzienności. Bez wielkiej pompy i podniosłości autor podsuwa nam temat warty przemyślenia ‒ na bardzo konkretnych przykładach eksploruje obszary, w których każdy może znaleźć odbicie siebie.

Pomagają mu w tym aktorzy i obrana forma artystyczna. Interakcje między postaciami przecinają obszerne monologi, zawsze znajdujące adresata, będące swoistym zwierzeniem wyznawanym nam, a może samemu sobie. Opowieści, choć powstały w oparciu o jednostkowe doświadczenia zespołu pracującego nad dramatem, wyzute są ze swojego indywidualizmu i, stając się uniwersalnymi, ułatwiają identyfikowanie się z nimi. Bohaterowie przyjmują figurę everymana, nie wiemy, jak mają na imię, czym się zajmują, a jednak znamy ich na wylot. Waldemar Barwiński, Robert Majewski, Henryk Niebudek, Mateusz Górski, Paweł Tomaszewski i Karol Wróblewski z łatwością kreują postacie o bardzo konkretnych rysach ‒ będziemy mieli do czynienia ze starszym mężczyzną wychowanym „w innych, lepszych czasach”, który musiał być twardy; z człowiekiem niepotrafiącym przezwyciężyć swoich lęków, co budzi jego wstyd; z chłopakiem udowadniającym innym, na co go stać, słowem, z mężczyznami, którzy nie radzą sobie z emocjami, nie potrafią ich okazywać ani o nich rozmawiać, przejmują się tym, co pomyślą inni, a to z czym sobie nie radzą, odkładają na kupkę „na później”.

Scenariusz Buszewicza dotyka niezwykle istotnych kwestii dotyczących budowania tożsamości, także tej kulturowej, w XXI wieku. Wchodzi w dialog ze stereotypami na temat figury mężczyzny i jej realizacji w świecie, w którym wszystko pogrążone jest w kryzysie. Sześciu bohaterów przychodzi na basen po to, żeby odreagować trudy codzienności, wyżyć się jakoś i w sposób kompensacyjny przepracować często wypierane emocje. Nieoczekiwanie zaczynają oswajać się ze swoją wspólną obecnością. Od czasu do czasu prowadzą rozmowy, otwierają się, próbują wspierać, jednak wszystko to w ramach bardzo sztywnych kulturowych norm. Są ze sobą na tyle blisko, na ile mężczyznom wypada, choć tak naprawdę tej bliskości pragną. Chcą być zrozumiani i akceptowani, ze wszystkim swoimi słabościami, których w końcu nie trzeba by było się wstydzić, których wyrażenie w życzliwym gronie nie skazywałoby na wyśmianie i złamanie kulturowego tabu. Przemoc obecna w sztuce to nie tylko społeczna presja, jest to przede wszystkim autoprzemoc, w której trwają, nie dostrzegając dla siebie innych możliwości zrealizowania modelu silnego mężczyzny, niż ten przekazywany przez lata z ojców na synów. Tkwimy w pułapce, w błędnym kole, powtarzając wciąż te same błędy, będące przyczyną naszej klęski.

fot. Sisi Cecylia

Realizacja ta nie przygniata jednak ciężarem problemu, który przedstawia. Wręcz przeciwnie, stara się go rozbroić, zręcznie operując humorem. Ważna w tym aspekcie jest choreografia przygotowana przez Katarzynę Sikorę, a także muzyka skomponowana przez Baascha. Układ przywodzący na myśl pływanie synchroniczne, staje się pewnego rodzaju intermedium, które łączy ze sobą kolejne elementy dramatu. Pozwala także na wytchnienie i jest w pewnym stopniu hipnotyzujący. Co ciekawe, sygnalizowane w wypowiedziach bohaterów, a także w ruchu scenicznym, miejsce akcji silnie kontrastuje ze scenografią i kostiumami przygotowanymi przez Doris Nawrot. Przestronna scena, dająca wrażenie dużej przestrzeni, wypełniona jest przedmiotami zupełnie niebasenowymi. Środek zapełniać będzie ława z piłkami lekarskimi, z prawej strony, głębiej, instalacja kształtem przypominająca samochód, z przodu grill i toaleta – wszystkie oklejone futrem. Po lewej zawieszone są duże czarne balony, z których jeden zostanie przebity, rozładowując rosnące podczas spektaklu napięcie. W tle wysoka lustrzana powierzchnia obejmująca także kawałek sufitu i podłogi, dzięki której podczas częściowego wyciemnienia możemy obserwować efekt gry światła na wodzie.

Ten dysonans w organizacji i prezentowaniu przestrzeni dobrze ilustruje samą formę spektaklu i jego podział na wnętrze i zewnętrze. Rzeczywista scenografia jest zbiorem emblematów sytuujących nas w świecie stereotypowo męskim, wewnętrznym, daje możliwość podejrzenia tego, co dzieje się w głowie bohaterów, którzy sami chętnie zdradzają na stronie, co tak naprawdę myślą. Zewnętrze, a więc sytuacja społeczna spotkania na basenie, obecna w formie werbalnej, podporządkowuje ruch i zachowanie. Staje się także ciekawą metaforą. Motyw akwatyczny będzie pojawiał się w większości historii postaci, od jeziora, na które ojciec wypłynął łowić ryby, po kałużę, w której utopił się przypadkowy alkoholik.

Wszystko to doprowadza nas do kulminacyjnej kwestii Mateusza Górskiego. Opowiada on o zabawie z kolegami, polegającej na jak najdłuższym wstrzymywaniu oddechu pod wodą. Osoby stojące na brzegu miały się martwić o młodych mężczyzn, a ci, podpłynąwszy do szuwarów, wychodzili cali i zdrowi. Po upokorzeniu, chcąc udowodnić, że tak samo jak inni potrafi nurkować i nie jest gorszy od swoich kolegów, grany przez niego bohater już nie wypływa. Co znaczące, był on basenowym ratownikiem, kimś, kto dbał o bezpieczeństwo innych, ale o niego już nie zadbano.

Ukazane w spektaklu presja społeczna i paradygmat siły wielokrotnie doprowadzają do tragedii. Bohaterowie jednak, wbrew tytułowi, nie płaczą, choć łzy często by się im przydały. Buszewicz zabiera tym samym głos w palącej kwestii toksycznej męskości, bowiem większość samobójstw popełniają mężczyźni wstydzący się szukać pomocy. To spektakl o prawdziwej potrzebie, który pokazuje, że tak naprawdę do zmian nie trzeba wiele. Życzliwość i bliskość, którą w formie przytulenia okazują sobie postacie wspaniale wykreowane przez aktorów w scenie finałowej, choć z początku nieco zdystansowane i mechaniczne, przeradzają się w szczere i pełne pasji uściski. Być może tyle wystarczy, żeby pomóc samemu sobie.

Tytuł oryginalny

O POTRZEBIE ŁEZ

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Karol Rawski

Data publikacji oryginału:

30.03.2023