Ze zdumieniem przeczytałem udostępnioną mi publiczną wymianę opinii na Facebooku, którą wywołał mój felieton "Casus Perzanowskiej". Zrozumiany on bowiem został w Teatrze Narodowym w Warszawie jako krytyka pracy jego działu literackiego, a szczególnie kierownictwa - pisze Rafał Węgrzyniak w portalu teatrologia.info
Bynajmniej nie było moją intencją dezawuowanie poczynań osób, z którymi zdarzało mi się współpracować choćby przy okazji programu do adaptacji "Pożegnań" Stanisława Dygata czy sesji poświęconej Erwinowi Axerowi (nota bene wystąpienia na niej wygłoszone z niejasnych przyczyn nie doczekały się dotąd książkowej edycji). Nikt wszystkiego nie wie i nawet Homer się zdrzemnie. Dlatego, wyliczając osoby biorące udział w przygotowaniu inscenizacji "Jak być kochaną", celowo nie podałem ich imion i nazwisk. Nieobecność Stanisławy Perzanowskiej w debacie wokół owego spektaklu była dla mnie jednym z wielu przejawów postępującej amnezji środowiska. A jest ona niepokojąca w obliczu fałszowania historii z pozycji ideologicznych. Dlatego wyraziłem obawę, że jesteśmy świadkami narodzin teatru pozbawionego pamięci, poczucia ciągłości i prawdziwej historii. Wręcz komiczne jest jednak przypuszczenie, że odpowiedzialnością za jego powstanie usiłowałe