42. Warszawskie Spotkania Teatralne. Pisze Tomasz Miłkowski w „Stolicy”.
„Teatr, zwłaszcza w Polsce, zwłaszcza po ostatniej wojnie, ma w sobie wiele z papierka lakmusowego. Jest w nim zawsze ślad wielkiej polityki i tej małej, «kulturalnej», coś z mody, ze snobizmu, z kawiarni literackiej, z tego, co by się chciało, i z tego, co trzeba. Teatr, zwłaszcza w Polsce, zwłaszcza w naszych czasach, jest szczególnie uwrażliwiony na wszystko, co się dzieje naokoło." Jan Kott, Miarka za miarkę, Warszawa 1962, s. 9-10
42. Warszawskie Spotkania Teatralne (WST) dały satysfakcję nawet najbardziej wymagającym teatromanom. Przegląd, przygotowany przez jego kuratora Wojciecha Majcherka, przyniósł spektakle, które były przyjmowane co najmniej dobrze, a w większości entuzjastycznie. Wprawdzie owacje na stojąco stały się ostatnimi czasy normą premierową, ale tym razem były one niewymuszone i żywiołowe. Przedstawienia o wysokim poziomie wykonania, oryginalne myślowo, często zaskakujące, świadczyły, że z naszym teatrem jest nie najgorzej. Widać, że potrafi opowiadać, budzić zainteresowanie, operować narzędziami tradycyjnymi i nowoczesnym arsenałem środków performerskich. Publiczność już to umie czytać. Warto więc pytać nie tyle o to, jak mówi teatr, ile - o czym mówi?
Lustro WST podstawione naszym czasom mówi przede wszystkim o zmierzchu patriarchatu. Polski teatr nie od wczoraj wkomponował w swoje myślenie idee feministyczne, przeciwstawiając się przemocy wobec kobiet, głosząc równouprawnienie, broniąc słabszych, negując dominujący męski punkt widzenia. W ten sposób ujmowania rzeczywistości wpisały się spektakle Mai Kleczewskiej (Dziady z Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie), Katarzyny Minkowskiej (Cudzoziemka z Teatru Polskiego w Poznaniu), Anny Smolar (Halka ze Starego Teatru w Krakowie), a także zapis elektroniczny gościnnego spektaklu Eweliny Marciniak (Dziewica Orleańska z Teatru Narodowego w Mannheim). Ten ostatni spektakl to próba przepisania dramatu Schillera na język współczesnej wrażliwości, z wyraźnym nalotem autotematycznym i feministycznym. Dziewica Orleańska przedstawia się jako poprzedniczka feministek, choć zarazem spektakl nie kryje późniejszych przygód ideologicznych Joanny d'Arc, wciąganej na sztandary zwolenników marszałka Petaina, generała de Gaulle'a, a ostatnio Marine Le Pen.
Przepisana została również Halka Moniuszki/Wolskiego przez Annę Smolar (wraz z zespołem), a w efekcie tego zabiegu znany melodramat operowy zastąpiła współczesna telenowela. Tytułowa bohaterka buntuje się i nie chce popełnić samobójstwa, a na koniec zawiera siostrzane przymierze z Zofią, córką Stolnika. Nietrudno w tym przedstawieniu odkryć intencje prześmiewcze.
Inną drogą poszła Katarzyna Minkowska, klasycznymi środkami, trochę wzbogaconymi nowoczesną techniką, opowiadając historię zmagań kobiety o swoją niezależność i dominację - przynajmniej w kręgu rodzinnym. Można wprawdzie z Cudzoziemki Marii Kuncewiczowej wykreować opowieść o zderzeniu obcych z tubylcami, a łatwo byłoby przecież o polityczne konteksty, ale Minkowska skupiła uwagę na przeżyciach jednostek, ich wewnętrznych dramatach i splątanych relacjach.
Nieporównanie poważniejsze konsekwencje miało przepisanie Dziadów Adama Mickiewicza. To Dziady z silnym akcentem feministycznym - nie tylko dlatego, że Konrada gra (charyzmatycznie) Dominika Bednarczyk - w których idzie nie tyle o wybicie się narodu na niepodległość, ile o niepodległość duchową jednostki. Kleczewska w celi bazylianów zamiast studentów pokazuje uwięzione kobiety, najwyraźniej uczestniczki Strajku Kobiet, ale budzą one skojarzenia także z kobietami internowanymi w czasie stanu wojennego w 1981 r., które nie potrafią wyjaśnić sobie i innym powodu osadzenia. Narasta w nich nienawiść do opresorów, która wybucha najpierw w Pieśni Feliksa, a potem w strofach Zemsty na wroga, brzmiącej tutaj jak hymn zemsty erynii nad panującym patriarchatem. Mocny akcent tego spektaklu, który prowadzi do wierzchołka, czyli Wielkiej Improwizacji. Dominika Bednarczyk, ograniczona ruchowo kulami, które odwołują się do ikony polskiego feminizmu i wolontariatu charytatywnego, czyli Janiny Ochojskiej, niemal przygwożdżona do jednego miejsca, wbita w pustą przestrzeń, walczy o panowanie nad swoim losem, o duchową niezależność.
Te wywrotowe Dziady są nie tylko demonstracyjnie feministyczne, lecz jednocześnie stanowią gorzką diagnozę wewnętrznego skłócenia, rozdarcia na wrogie plemiona polskiego społeczeństwa. Podobną wymowę ma Odlot Anny Augustynowicz (Teatr Współczesny ze Szczecina, wg poematu scenicznego Zenona Fajfera). W tym przedstawieniu aktorzy, grający pasażerów Sławnych Linii Lotniczych Dawne Bohatery, odlatują nie tylko w dal, w chmury. To ich odlot duchowy, pełen zwidów, powidoków, narosłych niechęci, wspomnień, majaków, skamielin myślowych i jadów nienawiści najnowszego chowu. Samolotem Dawnych Linii odlatuje bowiem dzisiejsza Polska z jej podziałami, stęchlizną i tęsknotą za innym, lepszym światem.
Diagnozę świata z uniwersalnej perspektywy maluje spektakl Biblia. Próba Jerneja Lorenciego (Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu). Słoweński reżyser przedstawił nie tyle przypowieść biblijną, ile rzecz o ludzkim losie, poddanym nieprzewidzianym odmianom, nagłym zakrętom i ciosom, za którymi nie stoi żadna przewina ani zasługa człowieka.
Inny klucz myślenia o przyszłości świata i możliwości przetrwania gatunku homo sapiens obiera Iwan Wyrypajew, którego dramat Badania ściśle tajne wystawił Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu (reż. Norbert Rakowski), odsłaniając bezradność człowieka wobec nadciągającej katastrofy klimatycznej.
Optymizmem nie tchną też dwie realizacje Wujaszka Wani Czechowa - Małgorzaty Bogajewskiej (Teatr Ludowy w Krakowie) i Jędrzeja Piaskowskiego (z dodatkiem słowa Komedia w tytule; Teatr Zagłębie w Sosnowcu). Ta druga miała akcent położony na komediowym ładunku utworu - kto wie, może i bliższym temu, co zamierzył autor. Reżyser wypuścił trochę powietrza z tradycji nieco nadętego traktowania tego dramatu. Ale prawdziwym zwycięstwem trafnie wykorzystanej tradycji realistycznego teatru okazała się inscenizacja Bogajewskiej, aktorsko wyśmienita, sięgająca istoty ludzkich niepokojów o swój los i los najbliższych. Reżyserka z wielką starannością buduje duszną atmosferę tego gęstego od podtekstów dramatu, w którym liczą się w równej mierze marzenia, jak i zaniechania, czyny i tylko ich wyobrażenia. Czechów zawsze oferuje aktorom szansę zbudowania bogatych postaci, niejednoznacznych, obarczonych cierpieniem, ale wciąż gotowych do radości i uniesień, choćby na chwilę. Ich psychiczne parady, emocjonalne wybuchy, napięcie śledzi się w tym spektaklu z zapartym tchem, a niekiedy wzruszeniem, choć przecież widzowie WST w znakomitej części znają prawie na pamięć ten tekst.