"2020: Burza" wg scenariusza Weroniki Murek i Grzegorza Jarzyny na motywach "Burzy" Williama Shakespeare'a w reż. Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa, pokaz online. Pisze Rafał Węgrzyniak w portalu Teatrologia.info.
4 stycznia 2003 w warszawskich Rozmaitościach odbyła się premiera Burzy Williama Shakespeare’a w inscenizacji Krzysztofa Warlikowskiego. Jedno z najwybitniejszych przedstawień Teatru Rozmaitości pod dyrekcję Grzegorza Jarzyny rozgrywało się w realiach postkomunistycznej Polski. Stawiało ono pytanie o możliwość pogodzenia między niedawnymi ofiarami i oprawcami. Lech Łotocki, figurujący na afiszu jako Gonzalo, zacinając się w trakcie mówienia w charakterystyczny sposób, grał w tamtej Burzy wszechwładnego wówczas redaktora „Gazety Wyborczej”, Adama Michnika, propagującego sojusz postsolidarnościowych elit z komunistami. Pamiętam, że spektakl kończył się bankietem przy okrągłym stole, od którego odchodził Antonio. Nie tylko odrzucał on akt przebaczenia zaproponowany przez Prospera, który odzyskał władzę, lecz zapowiadał też odwet. Inscenizację Warlikowskiego otwierała zaś symulacja katastrofy lotniczej, w której mógł zginąć establishment polskiego państwa.
W prologu przedstawienia Grzegorza Jarzyny 2020: Burza, zaprezentowanego w wersji internetowej przez TR, ukazane są śmiertelne ofiary nieudanego lądowania samolotu przypominające katastrofę pod Smoleńskiem z 10 kwietnia 2010. Sugestia ta zostaje jeszcze wzmocniona, gdyż wkrótce na scenie pojawia się jako Alonso Łotocki, który odtwarzał prezydenta Lecha Kaczyńskiego w kręconym od 2013 do 2016 filmie Antoniego Krauzego Smoleńsk. W zawoalowany sposób Łotocki był prezydentem Kaczyńskim także jako wygłaszający w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego przemówienie telewizyjne wprowadzone do ekranizacji dramatu Doroty Masłowskiej Między nami dobrze jest, zrealizowanej przez Jarzynę w roku 2014. Alonso w spektaklu Jarzyny stał się starcem sprawującym wraz z grupą młodszych od niego mężczyzn władzę w stylu autorytarnym, przy tym homoseksualistą i transwestytą noszącym kobiecy makijaż, biżuterię i buty na obcasach. Ponadto związany jest on emocjonalnie z jednym z mężczyzn, bodaj swym nieustannie wspominanym bratem, który zmarł w wyniku katastrofy lotniczej, bo sypia obok jego trupa jakby dotknięty rodzimą nekrofilią. Nietrudno odgadnąć, którego polskiego polityka prawicowego rysy otrzymał Alonso. W każdym razie właśnie on staje się w spektaklu uosobieniem gerontokracji i patriarchatu obok Prospera sprawującego kontrolę nad podwładnymi za pomocą elektronicznych urządzeń. Pozostałe postacie stopniowo dochodzą do przekonania, że trzeba Alonsa unicestwić, doprowadzić do starczej agonii albo zamodować niczym Juliusza Cezara, aby wreszcie mógł powstać dzięki rewolucji społecznej i technologicznej „nowy wspaniały świat” jak z utopii Aldousa Huxleya nawiązującej tytułem do Burzy.
Grany w TR scenariusz, przygotowany z pomocą dramatopisarki Weroniki Murek, zawiera zaledwie drobne passusy z Burzy Shakespeare’a oraz z Sodomy i Gomory Curzia Malapartego, być może przeczytanej pod wpływem opartego na utworach włoskiego pisarza spektaklu Krystiana Lupy z Teatru Powszechnego Capri – wyspa uciekinierów, zimnowojennej komedii Stanleya Kubricka Doktor Strangelove czyesejów Flannery O’Connor Misterium i maniery. Jego pierwszą wersję, opracowaną wraz z dramaturgiem Martyną Wawrzyniak, zrealizował Jarzyna w Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie jako dyplom studentów wydziału aktorskiego. Premiera owego spektaklu, uznanego za całkowitą porażkę, odbyła się 23 października 2019. Recenzenci niewiele zdołali z niego zrozumieć, chociaż jak wyjaśniał autokomentarz oparty został na „jednym z najsłynniejszych tekstów kultury opowiadającym o dystopijnych światach równoległych”, a miał być „próbą skonstruowania twórczej myślowo koncepcji jutra”. Tłumaczono, iż obdarzone płynną tożsamością człekokształtne androidy ubrane w skafandry kosmonautów w „postekologicznej rzeczywistości buntują się przeciwko rządom Prospera, odtwarzają skrawki narracji sprzed czasów katastrofy, inicjują w sobie stany graniczne, przywołują powidoki minionego świata, aby wyzwolić się spod autorytarnych rządów i dać zaczyn nowej niebinarnej cywilizacji”.
Przed normalną premierą spektaklu 2020: Burza w TR Warszawa, początkowo wyznaczoną na 30 października w hali ATM i zapowiadaną już przez plakat ukazujący mapę Polski pokrytą czerwonymi błyskawicami Strajku Kobiet, Jarzyna ujawnił, że zamierza ukazać przede wszystkim „koniec antropocentryzmu”, a zwłaszcza rządów mężczyzny niezdolnego do odróżniania rzeczywistości od swych wyobrażeń traktowanych jako wspomnienia. Jego miejsce miały zająć androidy oraz zwierzęta reprezentowane przez psa, który początkowo znajdował się na równi z aktorami w obsadzie i na pierwszym plakacie wraz z upodobnionym do niego poprzez strój Kalibanem. Nawet Jarzyna abdykował jako reżyser, bo kontrolę nad przedstawieniem przekazał sztucznej inteligencji narzucającej jakoby w zależności od oczekiwań widzów różnorodne warianty rozwiązań. W rezultacie cały spektakl pełen filmowych projekcji, komputerowych animacji replikantów i elektronicznych dźwięków toczy się niejako w wirtualnym świecie. Jarzyna podkreślił, że w postępowych teatrach nie istnieje już anachroniczny podział na zaledwie dwie płcie, więc aktorki zagrają w jego spektaklu mężczyzn, aktorzy zaś kobiety. W praktyce kobiety przeobrażają się w Prospera, Ariela i Ferdynanda oraz dwóch marynarzy, Stefana i Trincula, natomiast dla odmiany młody mężczyzna odtwarza Mirandę. W spektaklu, zwłaszcza w wypowiedziach Prospera i Ariela, używane są dwojakie formy językowe w polszczyźnie związane z płcią mówiącego, a Kaliban zwraca się do nich jako do niebinarnego „państwa”. Podobnie w kostiumach Anny Axer Fijałkowskiej wymieszane zostały elementy ze strojów damskich i męskich.
W przedstawieniu warszawskim pozostały z krakowskiego scenariusza motywy katastrofy ekologicznej grożącej ociepleniem klimatu i utratą źródeł wody. W prologu rozgrywajacym się po katastrofie samolotu aktorzy pojawiają się nawet w skafandrach astronautów. Wreszcie w najbardziej sugestywnej sekwencji zjadania mięsa zabitego psa, wcześniej ewokowanego i nazywanego Kreska, zapewne ze względu na słabość jego właścicieli do kokainy, propagowany jest wegetarianizm albo weganizm jak w restauracjach przy placu Zbawiciela położonym w pobliżu siedziby TR.
Wyraźnie jednak zamiast Grety Thunberg mentorką Jarzyny stała się w międzyczasie już Marta Lempart. W każdym razie pod wpływem zainicjowanych 22 października przez jej fundację Ogólnopolski Strajk Kobiet, ulicznych demonstracji, pospiesznie wprowadził on do spektaklu ich emblemat i wulgarne hasło, mimo iż oba elementy zakłóciły logikę scenariusza. Pod koniec pierwszej części bowiem grany przez Tomasza Tyndyka Kaliban, jako dyskryminowany i wykluczony homoseksualista z utlenionymi włosami kilka razy wrzeszczy „Wypie….!” w stronę odtwarzającej Prospera Agnieszki Podsiadlik, pozostającej pomimo charakteryzacji i stroju kobietą, a dopiero później do Alonsa, reprezentującego z kolei środowiska LGBT. Podobnie czerwoną błyskawicę na twarzy ma wymalowaną w drugiej części Ferdynand będący postacią męską. Być może Jarzyna chciał w ten sposób zasygnalizować, że niektórzy mężczyźni są również gotowi uczestniczyć w toczącej się rewolucji czy raczej wojnie kulturowej. Nie ma to zapewne większego znaczenia, bo najważniejsze, że hasło Strajku Kobiet wielokrotnie i dobitnie wybrzmiało na scenie. Ponadto twórcy przedstawienia wyszli do ukłonów na ogół w maskach z czerwonymi błyskawicami. Potem w dopełniającej internetową premierę rozmowie z dziennikarką Agnieszką Szydłowską nie ukrywali swych politycznych przekonań. Zaznaczali jednak, że już przed 22 października spektakl 2020: Burza nabierał rewolucyjnej wymowy wzmocnionej tylko pod wpływem udziału niektórych jego twórców w ulicznych demonstracjach na Żoliborzu. Tym samym TR Warszawa zgłosił akces do Strajku Kobiet tak jak wcześniej, już 23 października 2020, uczynił to pośrednio, publikując oświadczenie w sprawie orzeczenia wydanego przez Trybunał Konstytucyjny sygnowane przez jego kierownictwo i część zespołu aktorskiego. A było to raczej bezprecedensowe zajęcie przez teatr dramatyczny stanowiska w sprawie aktu prawnego dotyczącego zakresu stosowania aborcji.
Przypuszczam, że Jarzyna zdecydował się na owe desperackie posunięcia, aby uratować spektakl, który bez hasła i emblematu Strajku Kobiet zakończyłby się monstrualną klapą i byłby uznany za dzieło wręcz bełkotliwe identycznie jak krakowska realizacja. A w przecieciwieństwie do niej warszawski spektakl jest przedsięwzięciem niebywale skomplikowanym i kosztownym ze względu na zastosowane w nim techniki informatyczne i sprzęt elektroniczny. Ukrywają one jednak nicość przedstawienia. Nie byłem w stanie w nim zrozumieć całej fabuły ani poszczególnych sytuacji, nawet większości kwestii pomimo znajomości Burzy. Aktorzy grają tak bezbarwnie i szablonowo, że natychmiast przestałem odróżniać postacie i rozpoznawać relacje pomiędzy nimi.
Przy tym inscenizacja Jarzyny bynajmniej nie jest oryginalna. Pięć lat temu, 7 lutego 2015 w Teatrze Polskim we Wrocławiu obejrzałem Burzę w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego. Prosperem była w niej identycznie wyglądająca i zachowująca się jak Podsiadlik aktorka z łysą głową. Kilka innych męskich postaci także grały kobiety. Akcję przerywały piosenki nie różniące się zbytnio od tych jakie śpiewa w TR skądinąd niebywale pretensjonalnie odtwórczyni Ariela – Justyna Wasilewska. Dość podobne były we wrocławskim spektaklu dekoracje, projekcje i światła mające oddawać stan halucynacji wywołanych narkotykami. Jarzyna okazał się więc po dwudziestu trzech latach uprawiania reżyserii epigonem Garbaczewskiego na dodatek po serii kryzysów twórczych jeszcze bardziej od niego bezradnym w kształtowaniu świata przedstawionego, formułowania idei spektaklu czy prowadzeniu aktorów.
Ponad rok temu liderka nurtu feministycznego w polskim teatrze, Maja Kleczewska, zgłosiła gotowość przejęcia Rozmaitości, poparł ją zaś recenzent „Wyborczej” domagając się ujawnienia zarobków i honorariów Jarzyny. W takiej sytuacji być może Jarzyna postanowił, iż dzięki deklaracjom politycznym TR stanie się kolejną warszawską sceną zdecydowanie lewicową obok Powszechnego, Nowego, Studia, Komuny i Biennale. Spektaklem 2020: Burza, aby nie stać się ofiarą Strajku Kobiet i nie usłyszeć od przedstawicielki coraz większej i bardziej ekspansywnej grupy reżyserek „Wypier….aj!”, usiłował dowieść, że jest w stanie tworzyć teatr feministyczny równie radykalny jak Kleczewska. Oczywiście nie mogę wykluczyć, że Jarzyna po prostu przekonał się do ideologii Strajku Kobiet i próbuje ją propagować, a nawet urzeczywistniać, w kierowanym przez siebie teatrze.