Niedawno chwaliłem dyrekcję Starego Teatru za odwagę mierzenia się ze współczesnością. Niestety, muszę zrewidować swoje poglądy po ostatnim weekendzie premier (widziałem "Bitwę Warszawską" oraz "Być jak Steve Jobs"), a zwłaszcza po przeczytaniu niektórych recenzji z obu sztuk - pisze Marek Kęskrawiec w Dzienniku Polskim.
Niedawno chwaliłem dyrekcję Starego Teatru za odwagę mierzenia się ze współczesnością. Nawet jeśli zaprezentowane dotychczas premiery momentami zgrzytały, to stanowiły powiew świeżości w teatrze, który zasługuje na to, by stać się na powrót jednym z najważniejszych miejsc dyskusji o Polsce. Niestety, muszę zrewidować swoje poglądy po ostatnim weekendzie premier (widziałem "Bitwę Warszawską" oraz "Być jak Steve Jobs"), a zwłaszcza po przeczytaniu niektórych recenzji z obu sztuk. Zachwyty wyznawców nowej lewicy, którzy w obu dziełach dostrzegli przebłysk geniuszu i perfekcyjną analizę polskiej rzeczywistości, świadczą tylko o tym, że zarówno ta część publiczności, jak i sami twórcy niewiele chyba w życiu przeżyli. Gdybym miał podsumować przekaz ideowy weekendu w krakowskim teatrze, powiedziałbym tak: "Panie, kurna, oszukali nas! Naobiecywali, a potem dorwali się, burżuje, do koryta i niszczą Polskę!". Czułem się na widowni, jakby pr