EN

21.04.2022, 15:30 Wersja do druku

Nostalgia w kolorze bahama yellow, czyli co wy wiecie o PRL-u?

„Nasz mały PRL"  Izabeli Meyzy i Witolda Szabłowskiego w reż. Moniki Janik-Hussakowskiej w Nowym Teatrze w Słupsku. Pisze Piotr Wyszomirski w Gazecie Świętojańskiej.

fot. mat. teatru

Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku po sukcesie artystycznym „Ciemnej Wody” dopisał do tegorocznych osiągnięć sukces komercyjny. „Nasz mały PRL” idzie na kompletach, publiczność dobrze się bawi, aktorzy śpiewają.

Eksperyment PRL

W Polsce miała miejsce transformacja świńskiego komunizmu w świński kapitalizm.

Alain Touraine

Młode, dziennikarskie małżeństwo postanowiło przenieść się do PRL-u, by znaleźć odpowiedź na pytanie czy na przełomie lat 2011/2012 (premiera książki / rejestracji eksperymentu) Polakom żyło się lepiej. Izabela Meyza, Witold Szabłowski i ich córeczka zamieszkali na pół roku w M-3 z wielkiej płyty, próbując maksymalnie odwzorować życie przełomu lat 1981/82. Maksymalnie, to znaczy na wszystkich możliwych poziomach: od podziału ról w małżeństwie, rezygnację z telefonów komórkowych po weryzm w kuchni i całym mieszkaniu. Jeździli fiatem 125p, jedli potrawy wg przepisów z „Przyjaciółki”, pili kawę zbożową, ważną rolę w ich życiu odgrywał papier toaletowy, ikona publicznej intymności czasów słusznie minionych. Meblościanka, może też zdobyczny „wypoczynek” jak w „Zupie nic”, proszki ixi i E, krem nivea oraz mnóstwo legendarnych rekwizytów rzeczywistości z królewskim Ludwikiem na czele.

Para autorów i bohaterów eksperymentu swoje obserwacje i przeżycia opisała w książce „Nasz mały PRL. Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem”. Powstała zabawna i trochę straszna opowieść o trudnym czasie. Za absurdami codzienności krył się dramat narodu, jeden z rozdziałów książki zatytułowany „Na demonstracji” to list Witolda Szabłowskiego do gen. Jaruzelskiego. Może nie jakiś przesadnie demaskatorski czy odważny, ale jednoznacznie oceniający stan wojenny i jego architekta. To wprawdzie tylko jeden rozdział, ale bardzo ważny, bo w książce przeważają mikro refleksje z życia codziennego – nieprzypadkowo już w tytule mamy bardzo konkretne dookreślenie: mały PRL. Nie jest to w zamierzeniu pozycja dla historyków, ale bez listu do Jaruzela książka byłaby fałszywa. Najważniejsze refleksje ewaluacyjne dotyczą uzależnienia od internetu – bohaterowie po zakończeniu eksperymentu wręcz rzucili się do sieci. Inna, może bardziej krzepiąca refleksja, dotyczy bliskości i komunikacji międzyludzkiej – kiedyś ludzie mieli więcej czasu dla siebie, byli sobie bliżsi. Ale to też nie jest spostrzeżenie odkrywcze. Wiemy przecież, że wszystko było kiedyś lepsze i nigdy już:

Rzecz mocno muzyczna, ale nie musical

Monika Janik-Hussakowska, do niedawna etatowa aktorka Nowego, zadebiutowała na macierzystej scenie w roli reżyserki spektaklu, który spodobał się słupskiej publiczności. O sukcesie adaptacji „Naszego małego PRL-u” zadecydowały: bardzo lekka forma, fala niejednoznacznej nostalgii za PRL-em ciągnąca się chyba od czasu upadku tego kuriozalnego systemu społeczno-politycznego i piosenki śpiewane z entuzjazmem przy akompaniamencie żywego zespołu. Setlistę stworzyła reżyserka, za aranżacje odpowiedzialna była najlepsza wokalnie Monika Bubniak, która z pysznym tego popołudnia Wojciechem Marcinkowskim oraz Igorem Chmielnikiem decydowała o jakości aktorskiej widowiska. Marcinkowski jest na fali, rola wzorowana nieco na kobiecie pracującej z „Czterdziestolatka” sprawiła mu wielką i bardzo widoczną frajdę. Igor Chmielnik jak zwykle obdarował swą postać ciepłem i rzadką u mężczyzn subtelnością.

Publiczność żywo reagowała na wydarzenia i piosenki z przełomu lat 70. i 80. Szczyt osiągnęła przy wjeździe na scenę fiata 126p, czyli ikonicznego malucha. Numery przyjęte z największym aplauzem to „Parostatek” z repertuaru Krzysztofa Krawczyka w wykonaniu Chmielnika, „Boskie Buenos (Buenos Aires)” Maanamu w wykonaniu Marcinkowskiego, „Jak się masz Kochanie” (Happy End) w interpretacji Moniki Bubniak oraz zbiorowe wykonanie „Hi Fi Superstar” (Wanda i Banda). Piosenki były najczęściej budowane na entuzjazmie, szkoda, że zabrakło pomysłów na interpretację i bardziej oryginalne układy. Na tym tle wyróżnia się pozytywnie pomysł na „Chałupy Welcome To” (Z. Wodecki) – niby tylko wchodzenie z leżakami, a już coś robiło. Największym jednak zaskoczeniem było odkrywanie nowych sensów w utworach wydawałoby się jednoznacznych: pijacko-weselny hymn „Jak się masz Kochanie” na serio, dramatycznie? Można, czemu nie, ale może lepiej nie? (uśmiech). Także do lata jakoś inaczej szło się tym razem, ale jednak piechotą (uśmiech). Te nowe odczytania to zasługa Moniki Bubniak.

Piosenki w musicalu są nośnikiem emocji, relacji, pełnią funkcję dramaturgiczną i najogólniej rzecz biorąc stanowią wraz z pozostałymi środkami wyrazu integralną całość. Piosenki w teatrze i filmie mogą być komentarzem czy dopowiedzeniem albo wszystkim po trochu lub czymś wyjątkowym jak w filmie „Lucky Man” Lindsaya Andersona:

Nie do końca rozczytuję kompozycję setlisty, utwory do rzeczywistości lat 1981/82 pochodzą z lat 70. i 80., to chyba miały być numery co „się podobają”. Szkoda, że nie są bardziej dopasowane do przebiegu. Reżyserka pozwoliła spełnić marzenie Igora Chmielnika, który na podwyższeniu „Opole” wykonał wokalizę zamykającą odcinki serialu „07 zgłoś się”. Warto z tej okazji przypomnieć anegdotę: w napisach końcowych jako wykonawca widnieje pomyłkowo Ryszard Markowski zamiast Grzegorza, późniejszego frontmana Perfektu. Mimo odkrycia pomyłki po emisji pierwszego odcinka, Ryszard „leciał” z wokalizą przez cały I sezon, bo nie można było zmienić wykonanych na cały sezon napisów – takie czasy, taka technika.

Prawda czasu, prawda ekranu

Monika Janik-Hussakowska świadomie zrezygnowała prawie ze wszystkiego, co mogłoby popsuć zabawę. Przede wszystkim nie ma książkowego listu do Jaruzelskiego, co powoduje, że właściwie mamy do czynienia z bardzo subiektywną historią świata, wręcz zafałszowaną wizją. Nie chodzi o to, by epatować stanem wojennym, ale wygumkowanie ze świata przedstawionego tego elementu po prostu, mówiąc najłagodniej, zubaża prezentację, zbliżając ją zbyt niebezpiecznie do sztuki szczęścia, czyli kiczu. No chyba, że miał być kicz, ale nie podejrzewam Moniki Janik-Hussakowskiej o pogardę dla widza.

Z drugiej strony nie pasował do konwencji całości zaskakujący i nieuzasadniony w tym bezrefleksyjnym świecie monolog o upadku etosu mężczyzny. Z upadkiem należy zgodzić się bez walki, podobnie jak bez walki poddają się mężczyźni, którzy w Polsce siedem-osiem razy częściej popełniają samobójstwa niż kobiety i zajmują pod tym względem pierwsze miejsce na świecie. Ta nadwiślańska nierówność suicydalna jest tematem niemodnym w dobie feminizmu, z ciekawostek nadmienię jeszcze tylko, że najbardziej demokratycznie samobójstwa popełniane są w Indiach (zobacz np. tutaj)

Każdy ma prawo podróżować w 80 światów dookoła dnia po swojemu. Moje lata 81/82 to świat zupełnie inny, a jeszcze bardziej inna muzyka: trochę Kaczmarski, ale bardziej: Dezerter, Kryzys, Deadlock, Brygada Kryzys, Jarocin, punkowa rewolta i szerzej kultura buntu, która dała początek wielkim artystom polskiej muzyki a mnie ukąsiła dożywotnio.

Taki mały, cichy fenomen słupski

„Nasz mały PRL” to kolejny spektakl zespołu liczącego w porywach pięcioro aktorów na etacie i pracującego na najniższym obok Leszna budżecie w Polsce. Oceniając dokonania Nowego warto podać liczby roku 2019, ostatniego przedcovidowego: liczba zagranych spektakli: 231, liczba pozostałych imprez artystycznych (wystawy, czytania, publikacje, debaty itd.): 101. Czas najwyższy porozmawiać na serio o finansowaniu kultury np. na Pomorzu. Albo zaśpiewać, ale jak już, to tak:

Spokojnie, tutaj rewolucji nie będzie :)

Tytuł oryginalny

Nostalgia w kolorze bahama yellow, czyli co wy wiecie o PRL-u?

Źródło:

Gazeta Świętojańska online
Link do źródła

Autor:

Piotr Wyszomirski

Data publikacji oryginału:

21.04.2022