"Kto chce być Żydem?" Marka Modzelewskiego w reż. Wojciecha Malajkata w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Magdalena Hierowska w Teatrze dla Wszystkich.
Studium przypadków czy zrządzenie losu? A może chęć zemsty planowanej i przygotowywanej przez wiele lat? Co mogło sprawić, że szanująca się rodzina rozpoczęła walkę nierównych szans. Dlaczego błędy z przeszłości nie powinny ujrzeć światła dziennego, a ujawnienie tajemnic sprawiło, że rodzinna kolacja zamieniła się w koszmarny i męczący wieczór oskarżeń wymuszających poczucie winy i rozpacz wszystkich bohaterów tego spektaklu.
Dramat Marka Modzelewskiego „Kto chce być Żydem?” na scenie Teatru Współczesnego zaistniał pełnią wyrazistego dialogu. Problematyka postrzegania judaizmu w Polsce i przedstawianie istoty duchowości z perspektywy skrajnie różnych osobowości sprawiły, że utwór ten zawarł w sobie ogromne pokłady przestrzeni interpretacyjnej. Dzięki znakomitej pracy reżyserskiej Wojciecha Malajkata problem trafia na scenę w pełnej okazałości zamaszyście wyrazistego realizmu. W tych subtelnie podkreślonych rodzinnych relacjach chwiejność charakterów stała się pretekstem do ukazania fundamentalnych problemów współczesnych Polaków, próbujących wydobyć cząstkę indywidualności w przestrzeni ograniczanej normami społecznymi.
Sytuacja dramatyczna nie zdradza na początku ogromu złożonej problematyki. Eliza, pani domu (Iza Kuna), wraz z mężem Karolem (Andrzej Zieliński), przygotowują wykwintną kolację dla córki Karoliny (Ewa Porębska), która ze swoim o osiem lat starszym od jej ojca narzeczonym Danielem (Krzysztof Dracz), amerykańskim Żydem polskiego pochodzenia, przyjechała z Nowego Jorku, by spotkać się z najbliższymi. Również ze wzbudzającym kontrowersyjne odczucia w całej rodzinie młodszym bratem Elizy, Markiem (Cezary Łukasiewicz), i jego aktualną dziewczyną, wyjątkowo uroczą Iloną (Barbara Wypych), bo i oni w tym spotkaniu mocno zakrapianym alkoholem będą na swoich warunkach uczestniczyć.
Intryga zawiązuje się w dość szczególny sposób i jakby przypadkiem wywołuje lawinę konfliktów, które wraz z trwaniem spektaklu nie uśmierzają bólu egzystencji żadnemu z bohaterów. Pani domu oznajmia rodzinie, że chce przejść na judaizm – to pierwszy zwrot, który nadaje szaleńczego tempa zmianom akcji i powoduje, że zaskakująca jest każda kolejna chwila tego spektaklu, który toczy się niezmiennie przy tym samym stole.
Znakomita jest tutaj gra aktorska, a wyważony komizm sytuacyjny i cierpki żart kąsają mocniej niż najgorsza obelga. Strach przed utratą autorytetów i stabilizacji dosięga nawet dumną i pewną siebie Elizę, która jako pani profesor nauk filozoficznych mogłaby być symbolem powagi i zdrowego rozsądku.
W tym spektaklu nie ma miejsca na pusty dialog czy nieprzemyślane spojrzenie. Każda dopracowana do perfekcji scena sprawia, że z pozoru niewiarygodna historia okazuje się być obrazem pełnym prawdziwych emocji, rozchwianych i drwiących zarazem. Niepewność jutra i kompletny brak wzajemnego zaufania gości tej tragicznej w skutkach uczty sprawił, że widz po tym przedstawieniu może nie będzie szczęśliwszy, ale na pewno bogatszy o wspaniałe doświadczenie obcowania z dziełem pełnowartościowym i szczerym.