"Kupca weneckiego" unika teatr, bo jak w czasach politycznej poprawności pokazać Shylocka - Żyda lichwiarza, ogarniętego żądzą odwetu? - o operze Andrzeja Czajkowskiego wystawionej na festiwalu w Bregencji pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Na premierę utwór czekał ponad 30 lat, ale może warto, żeby odbyła się tu, na jednym z najważniejszych festiwali Europy. W Bregencji na każdym przedstawieniu "Kupca weneckiego" ogląda przecież w skupieniu prawie 2 tysiące widzów, choć zdecydowanej większości z nich nazwisko zmarłego w 1982 r. Andrzeja Czajkowskiego niewiele mówi. Nie ulega wątpliwości, że "Kupiec wenecki" to opera niezwykła. W muzyce czuć oddech mistrzów XX wieku: Berga, Brittena, Strawińskiego, Szostakowicza, ale jest przede wszystkim indywidualność Andrzeja Czajkowskiego, wyrażająca się w nowatorskim potraktowaniu tradycyjnych arii czy duetów, w bogactwie pomysłów i w znakomitej instrumentacji. Aby docenić jego talent, wystarczy posłuchać, jak odmiennymi środkami muzycznymi odmalował dwa światy: Wenecję - miasto biznesu i pieniądza - oraz Belmont - krainę miłości, dobroci i szlachetności. "Kupcowi weneckiemu" towarzyszą wszakże natrętne pytania. Czy Czajkowski wybra