EN

27.05.2024, 13:08 Wersja do druku

Niepokój albo pytania o korzenie zła

„Elizabeth Costello” wg tekstów Johna Maxwella Coetzeego w reż. Krzysztofa Warlikowskiego w Nowym Teatrze w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w „Przeglądzie”.

fot. Magda Hueckel/Nowy Teatr

Spektakl Krzysztofa Warlikowskiego jednych zachwyca, drugich rozczarowuje

Jedni zarzucają Nowemu Teatrowi, że się zestarzał, a choć stary jeszcze nie jest, to nowy też już nie. Skarżą się, że w tym spektaklu wciąż się gada, gada, gada. Jak cesarz austriacki w „Amadeuszu" Petera Shaffera, powtarzający opinię Salieriego, że w utworach Mozarta jest „za dużo nut", powiadają, że u Warlikowskiego jest za dużo słów. A więc do tego już doszło: intelektualiści wybrzydzają na literaturę i słowa. Nudzą się niemiłosiernie, słów im się nie chce słuchać. Drudzy dostrzegają duchowe rozdarcie ludzkości, szukającej swojej drogi, zmęczonej dezorientacją w podzielonym, niszczejącym świecie, w którym człowiek stał się katem zwierząt i natury. Nie podzielają zastrzeżeń tych, którzy wyrzekają, że Warlikowski elegancko przypomina o tym, o czym wszyscy przecież wiedzą. Bo to jednak pozór, tylko im się wydaje, że wiedzą, ale to wiedza nieprzyswojona.

Skoro przedstawienie budzi sprzeczne odczucia, to znaczy, że jest kontrowersyjne, a skoro tak, daleko mu do sklerozy.

Nie pierwszy raz sięga Warlikowski po sojusznicze słowa Johna Maxwella Coetzeego. Nie pierwszy raz pojawia się w jego teatrze wykreowana przez noblistę Elizabeth Costello. To fikcyjna postać sławnej australijskiej pisarki, autorki dziewięciu powieści, nagradzanej i zapraszanej przez prestiżowe uniwersytety na wykłady gościnne, które bywają zaczątkiem sporów i skandali.

Elizabeth Costello pojawiła się już w spektaklu „(A)pollonia" (2009), inaugurującym Nowy Teatr Warlikowskiego. Wygłosiła wówczas wykład, w którym rzezie dokonywane na zwierzętach hodowlanych przyrównywała do Holokaustu. Już w tamtej założycielskiej (pierwszej) premierze Nowego pojawiała się charakterystyczna scenografia Małgorzaty Szczęśniak z ruchomym mansjonem-akwarium, w którym rozgrywały się niektóre sceny, z toaletą-świątynią zwierzeń i zamykającym scenę ekranem, na którym wyświetlano obrazy wideo. Ten zarys przestrzeni uniwersalnej, bo możliwej do wyobrażenia pod każdą szerokością geograficzną, obowiązuje w spektaklach Warlikowskiego do dziś.

Wykład w „(A)pollonii" pochodził ze zbioru Coetzeego „Żywoty zwierząt" - co więcej, został naprawdę wygłoszony, ale nie przez nieistniejącą Costello, lecz przez jej kreatora na Uniwersytecie Princeton. W wykładzie tym pisarz posłużył się pewną mistyfikacją, mianowicie przywołał inny fikcyjny wykład fikcyjnej pisarki Costello, prezentując ją jako osobę istniejącą. Pod tym podwójnym przebraniem, jakby stosował znany chwyt teatru w teatrze, przedstawił ryzykowną tezę, przyrównując eksterminację zwierząt rzeźnych do eksterminacji Żydów. Ten realnie wygłoszony (a zarazem fikcyjny) wykład wywołał żywe reakcje. Pisarz spotkał się z krytyką i został uznany za głosiciela nader kontrowersyjnych tez. Na niewiele zdała się mistyfikacja.

Po co Coetzeemu ta cała przebieranka, skoro i tak nikt nie dał sobie wmówić, że tę tezę głosi Costello? A jednak jest mu ona potrzebna. Dzięki wprowadzeniu na salony, a ściślej sale wykładowe, fikcyjnej postaci, która zaczęła się poruszać swoimi drogami po prozie pisarza, zyskuje on swego rodzaju dystans do własnych tez czy idei, których nie jest do końca pewien. Wystawia je na widok publiczny i czeka, jak zostaną przyjęte, również przez niego samego. Poddaje pod rozwagę, unikając wrażenia, że to stwierdzenia niepodlegające dyskusji, „ostateczne". Innymi słowy, Costello jest potrzebna Coetzeemu, aby budzić niepokój, wątpliwości, stawiać trudne pytania.Podobnie wykorzystuje figurę Costello Warlikowski w spektaklu o barokowym tytule „Elizabeth Costello. Siedem wykładów i pięć bajek z morałem", który niepokoje i niepewności powierza sprawstwu scenicznemu postaci starszej pani z książek Coetzeego. Ten ambiwalentny stosunek do tez głoszonych przez Costello wyraża także za pośrednictwem prostego zabiegu - figura Costello występuje w wielu wcieleniach, mistrzowsko grana przez kilka aktorek (Jadwigę Jankowską-Cieślak, Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik, Maję Ostaszewską, Ewę Dałkowską, Maję Komorowską), a nawet aktora (Andrzeja Chyrę). Dzięki temu namnożeniu postaci Costello staje się ona bardziej znakiem czy nosicielką pytań, wątpliwości albo gwałtownych zarzutów formułowanych przez wiele osób, których wspólna tożsamość nie jest najważniejsza, choć uchodzą za tę samą postać.

fot. Magda Hueckel

Ważne jest zadawanie pytań i budzenie uśpionej wrażliwości. Kiedy syn pyta pisarkę, czy ta chce wyleczyć ludzkość, bezradna Costello odpowie: „John, ja nie wiem, co chcę zrobić. Ja po prostu nie mogę siedzieć i milczeć". Na tym polega jej udręka i wielkość - nie boi się przyznać do zagubienia. Część pytań zadawanych przez Costello poznaliśmy w poprzednich spektaklach Warlikowskiego. Powtórzone nie stają się jednak matrycą, są przypomnieniem, że odpowiedzi nadal nie znamy albo że nie ma jednej odpowiedzi. Ale część pytań pojawia się po raz pierwszy, i to z dużą intensywnością.

Kiedy Costello - tym razem postaciowana sugestywnie przez Maję Ostaszewską - zadaje najpierw pytania, a potem oskarża innego pisarza, Paula Westa, autora powieści „Godzinki hrabiego von Stauffenberga", o przekraczanie dopuszczalnych granic ukazywania przemocy, w pewnym sensie nawet o rozkoszowanie się mściwością okazywaną zamachowcom na Hitlera, brzmi to zasadniczo. I wcale nie o tę książkę chodzi, ale o prawo artysty do tak otwartego brutalizmu, ingerencji w najbardziej intymne strefy ludzkiego cierpienia, do tak dalece posuniętych przekroczeń etycznych.

Czasem pozwala sobie Warlikowski na żart, choć na ogół trzyma się pewnej powagi w eseju o pogubionym artyście i jego równie zdezorientowanym odbiorcy. Znakomicie to demonstruje Ewa Dałkowską jako starzejąca się pisarka z pretensjami, chcąca zatrzymać czas i nadal podobać się jako kobieta, stroić jak na zabawę w remizie.

Na koniec pojawia się pytanie, co jest za drzwiami. W obrazie nawiązującym do noweli Franza Kafki „Przed prawem" (a Kafka jest u boku Costello dodatkowym strażnikiem tajemnic człowieka) Costello Komorowska pyta o to, co jest za drzwiami. Tym razem drzwi do prawa wyglądają na drzwi do nieznanego, może do wieczności, może do nieskończoności albo może do nicości. Costello tego nie wie, ale wybiera coś w rodzaju zakładu Pascala, pozwalając Bogu na istnienie, nawet jeśli go nie ma. W tej scenie, ukazując nieszczelną granicę między paniką a ukojeniem, Maja Komorowska osiąga szczyt aktorskiej empatii - jej nastroje, wibracje, najdrobniejsze gesty oddziałują z ogromną siłą na widza.

Te dwie sceny: polemika z prawem pisarza do poniżania bohatera i oczekiwanie na przekroczenie drzwi do nieznanego, nie lekceważąc wagi całości, zapowiadają być może zwrot w teatrze Warlikowskiego, który dotyka boleśnie sfery mroku, metafizycznej trwogi. Kto wie, jaka Costello objawi się w jego kolejnym przedstawieniu.

Na razie żegnamy się z nią z niepokojem, tak jak ona niepewni przyszłości. Syn próbuje ukoić cierpienie matki - role najwyraźniej się odwróciły, to dziecko kołysze, a nie jest kołysane do snu, kiedy mówi: „No, już, już. Niedługo wszystko się skończy". To dziwne słowa. Nie wiadomo, czy to pociecha, czy świadomość nieuchronnego kresu.

Tytuł oryginalny

Niepokój albo pytania o korzenie zła

Źródło:

„Przegląd” nr 22

Autor:

Tomasz Miłkowski

Data publikacji oryginału:

27.05.2024