"Hiob'51" Jarosława Jakubowskiego w reż. Jana Nowary w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. Pisze Anna Jamrozek-Sowa w portalu Teatrologia.pl.
Aleja Łukasza Cieplińskiego, położona w ścisłym centrum miasta, jest jedną z głównych ulic Rzeszowa. Poprzednia nazwa – 22 lipca, zmieniona w 1990 roku, upamiętniała datę ogłoszenia Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Przez lata 22 lipca hucznie obchodzono najważniejsze święto państwowe PRL-u. Obecna nazwa odsyła do postaci jednego z siedmiu członków niepodległościowego IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, straconych w 1951 roku w więzieniu Urzędu Bezpieczeństwa na warszawskim Mokotowie. Aresztowanych na przełomie 1947 i 1948 roku przesłuchiwano, torturowano przez trzy lata. Ciepliński zabity został w ukryciu, a jego ciała do tej pory nie odnaleziono. Przed wykonaniem wyroku najprawdopodobniej połknął noszony na szyi medalik, aby umożliwić identyfikację swoich zwłok.
Na jednym z łagodnych wzniesień Rzeszowa, na cmentarzu pobicieńskim, znajduje się grób, w którym spoczęły ciała żony Jadwigi oraz jedynego dziecka małżeństwa Cieplińskich – Andrzeja, zmarłego z powodu ciężkiej choroby w 25 roku życia. Na grobowcu w 1989 roku umieszczono tablicę poświęconą pamięci Łukasza Cieplińskiego, w sposób symboliczny dokonując pochówku męża, ojca i wybitnej postaci polskiej armii podziemnej lat 40. XX wieku.
Ulokowany przy ul. Sokoła Teatr im. Wandy Siemaszkowej dzieli od ruchliwej alei Cieplińskiego zaledwie kilkadziesiąt metrów. To bardzo krótki spacer.
Premierę spektaklu Hiob’51 z powodów epidemiologicznych przekładano czterokrotnie. Gotowej już od kilku miesięcy scenografii nie usuwano ze sceny. Czekano na widzów. I stało się. 29 maja 2021 roku odbyła się prapremiera.
Reżyserem Hioba’51 jest Jan Nowara, dyrektor Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. To drugi w jego dorobku spektakl biograficzny. W 2017 roku przygotował w białostockim Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki sztukę Popiełuszko (przeniesiona została do Teatru Telewizji; Nowara była współautorem tekstu). Z Hiobem’51 tematycznie związana jest jedna z ostatnich realizacji reżysera – Obława z 2019 roku, przygotowana także w Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki. Tytuł odnosi się do tzw. obławy augustowskiej, krwawej operacji wojskowej z lipca 1945 roku, celem której było rozbicie oddziałów partyzanckich działających na pograniczu polsko-litewskim. Represje dotknęły ludność cywilną.
Jan Nowara sceniczną opowieść o Łukaszu Cieplińskim zbudował na tekście dramaturgicznym napisanym specjalnie na tę okazję przez Jarosława Jakubowskiego, dramaturga doświadczonego, uznanego, wyróżnionego m. in. Grand Prix XI Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych „Raport” w Gdyni czy nagrodą za scenariusz oryginalny spektaklu telewizyjnego na Festiwalu Dwa Teatry Sopot 2019. Jakubowski jest także autorem wielu opublikowanych tomów poetyckich i prozatorskich. Hiob’51 ma formę kolażu, w którym historyczne fakty przeplatają się ze scenami fikcyjnymi.
Przedstawienie jest długie. Trwa trzy godziny. Podzielono je na dwa akty. Nie czuje się jednak ciężaru czasu. Decydujące jest napięcie, które rodzi się już w pierwszych minutach i narasta aż do finałowej sceny. Jest to bowiem spektakl spójny, sprawnie poprowadzony, w którym znaki sceniczne nie wchodzą w kolizję, lecz dialogują ze sobą, ukierunkowane na osiągnięcie celu: zbudowaniu opowieści o niezawinionym/zawinionym, zależnie od interpretacji, cierpieniu. Warstwa dźwiękowa, konstrukcja scenograficzna, kostiumy, gesty i mimika, to, co jest wypowiadane i w jaki sposób jest wypowiadane, składają się na precyzyjnie prowadzoną opowieść. Wizualność i brzmienie wywołują i potęgują odczucie grozy i litości.
To jest spektakl, nad którym wisi cień celi Konrada, kazamatów Waleriana Łukasińskiego. Nie sposób, realizując spektakl o więzieniu, odsunąć na bok to kulturowe dziedzictwo. Nieme cierpienie, groza utraty pamięci i zmysłów, psychomachia, którą więzień toczy we własnej głowie. Na ile to, co robił i jak robił, warte było tak wielkiego cierpienia. Wybrzmiewa głos Przewodnika (Robert Chodur) deprecjonujący dokonania Cieplińskiego. Można było tego uniknąć – podpowiadał przecież rozsądek… Trzeba było się pogodzić… Gdy był jeszcze czas. Teraz już go nie ma. Jest wyrok śmierci i perspektywa zapomnienia. Mentor pełni rolę kogoś na wzór przewodnika chóru. Jest przewodnikiem w rozumieniu faktów – podaje terminy, objaśnia, lokuje w czasie. Dostarcza widzowi wiedzy koniecznej do zrozumienia sytuacji scenicznej. Równie przejmujący w swym lodowatym okrucieństwie jest Śledczy (Józef Hamkało, odtwarza on również role Błochina i Ubeka). Świat należy do takich, jak on – budowniczych i stróży nowego porządku.
Ciężar spektaklu spoczywa na odtwórcy głównej roli (Kacper Pilch). To dobra rola. Przez cały czas trwania spektaklu Pilch pozostaje w centrum sceny, z przodu, blisko widowni. Gra blisko ziemi, z podkulonymi nogami, w pozie embrionalnej, czołga się, powoli rozprostowuje. Ogranicza go ból skatowanego ciała. Rzucony na siennik, czasem wspina się mozolnie na krzesło, stara się stanąć na nogi. Staje, przygląda się projekcji filmu na ekranie zawieszonym nad jego głową. Wraca pamięcią do przeszłości garnizonowej i rodzinnej.
Granice przestrzeni dobra i zła wyznacza w tym spektaklu metalowa konstrukcja, nawiązując do architektury więzienia na Rakowieckiej (gdzie zresztą po podjęciu decyzji o przygotowaniu sztuki pojechali „po inspirację” twórcy koncepcji spektaklu). Przywołuje także miejsca pamięci takie, jak chociażby rumuńskie więzienie Securitate w Syhocie Marmaroskim. Miejsca opresji mają swój charakter. Więzień jest stale wystawiony na cudze spojrzenie, cudzy osąd. Specyficzna organizacja architektoniczna instytucji kontroli zapewnia nieustanną, dwudziestoczterogodzinną inwigilację. Jest w tym coś boskiego, władca świata więzienia jest okrutny. To miejsce masakrowania ciała i dialektycznego mordowania ducha. Scenografia (Marek Mikulski i Maciej Mikulski) przekonująco oddaje to kluczowe dla spektaklu osaczenie.
Decydujący jest wertykalny podział sceny. Podesty, schody wyznaczają poziomy dziania się. Ten wyżej położony przynależy do sił zła. Tutaj z ciemności wyłaniają się na chwilę, aby oskarżyć i wydać wyrok, Sędzia Warecki (Paweł Gładyś) i Prokurator Zarakowski (Robert Żurek). Strażnicy i wojskowi noszą mundury zuniwersalizowane (kostiumy: Marta Hubka). Takie lubią wszyscy oprawcy świata.
Z boku, wciąż obecny, ale odwrócony, zajęty sobą samym, delikatnie pieszczący liście dorodnej paprotki (aby później zniszczyć roślinę jednym gwałtownym uderzeniem), siedzi Kat/Śledczy (Waldemar Czyszak). Pozornie nie patrząc, widzi wszystko. Czuwa, wykonuje drobne ruchy.
Wokół Cieplińskiego odbywa się więzienny taniec. To miejsce żyje własnym życiem. Strażnicy pojawiają się i znikają. Wmaszerowują, stukot ich kroków zwielokrotnia się. Powtarza je echo, wracają przetworzone w wyrazistej muzyce skomponowanej specjalnie dla tego spektaklu (Tomasz Bajerski). Niepokój wzbudzają odbierane przez zmysł słuchu odgłosy kapiącej wody, strzałów, trzaski, nagły huk przesuwanych drzwi. Wszystko, co słyszalne, w scenach więziennych potęguje atmosferę zagrożenia.
Rytm przedstawienia wyznaczają w dużej mierze wejścia i wyjścia grupy oprawców. Ich pojawianie się zapowiada kolejne klęski. Stają oko w oko z Cieplińskim, konfrontują się z nim ich wizerunki na ekranie.
Oddech dają sceny wirtualne. Projekcje multimedialne umożliwiają powrót dobrych wspomnień. To pulsujące życiem, dowcipne obrazy z miejsc rozrywki, w których bawili się oficerowie stacjonujący w miastach garnizonowych (realizacja scen filmowych: Marcin Pawełczak). Elegancko ubrane kobiety i mężczyźni. Kawiarnia-Dancing-Variete. Układy taneczne, popisy solowe, aktorki i aktorzy wyśpiewujący reklamy pożądanych produktów i usług. Komizm i zmysłowość tych scen nadaje ludzki charakter scenicznemu wizerunkowi Cieplińskiego. Całością pokazu sprawnie zarządza Konferansjer (Robert Chodur). To szczęśliwe przedwojnie. Wybrzmiewają słowa szlagieru To ostatnie niedziela. Do sfery wideo, kolorowej, należą sceny rodzinne. Ukazują żonę Wisię i syna Andrzeja. Dużo w tych obrazach czułości. Odczytywane są grypsy, które w ostatnich dniach swojego życia Ciepliński pisał do najbliższych.
Postrzegam Hioba’51 w dwóch perspektywach. Jako opowieść o konkretnym człowieku, żyjącym w określonym czasie i miejscu, kochającym życie strażniku wartości, demokracji i niezależności, i za to, dla postrachu i nauki dla mniej odważnych, zabitym, jak również w perspektywie uniwersalistycznej opowieści o dążeniu człowieka do wolności i cenie, jaką część ludzi musiała i nadal musi za to płacić. Ideowcy są porywani, znikają, giną w czeluściach aresztów i więzień. Rodzinom pozostaje pamięć i wieczny niepokój.
Ciał Cieplińskiego oraz jego sześciu towarzyszy do tej pory nie odnaleziono. Trwają intensywne poszukiwania. W tym samym czasie w Hiszpanii, przerywane z powodu pandemii, toczą się prace potocznie określane mianem wykopek. Potomkowie ofiar wojny domowej, wrzucanych do przydrożnych rowów, rozpadlin, zasypanych studni, płytkich, doraźnie kopanych grobów, po 80 latach dali sobie prawo do wszczęcia poszukiwań zamordowanych bliskich
Niemi bohaterowie w różnych częściach świata do tej pory nie przeszli rytuału pożegnania. Żałobnicy nie otrzymali szansy zaakceptowania straty, do której prowadzą konieczne do przejścia etapy: szoku, tęsknoty, rozpaczy i reorganizacji. Pozostają w dezintegrującym zawieszeniu pomiędzy przeszłością i teraźniejszością.
Wymazywany z pamięci Ciepliński, w swojej wielkości i ludzkiej kruchości, między innymi w Hiobie’51 (tytuł w jednoznaczny sposób nawiązuje do postaci starotestamentowego Hioba) zyskuje potwierdzenie sensu swojego cierpienia. Spektakl kończy autorskie wykonanie utworu Hiob’51/21 rapera Bartłomieja Skubisza „Eskaubei” (muzyka Wojciech Długosz).