EN

23.09.2024, 16:04 Wersja do druku

#niejesteśsam

„Drogi Evanie Hansenie” wg scen. Stevena Levensona w reż. Pawła Szkotaka w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Pisze Beata Baczyńska w „Gazecie Świętojańskiej".

fot. Dawid Stube / mat. teatru

Musical „Dear Evan Hansen” od prawie 10 lat jest przebojem na scenach musicalowych. Stworzony przez autora libretta Stevena Levensona („Tick, Tick… Boom!”) oraz twórców muzyki i słów piosenek Benja Paska i Justina Paula („La La Land”, „Król Rozrywki”) pojawił się po raz pierwszy na Arena Stage w Waszyngtonie w 2015 r., a już rok później odbyła się jego premiera na Broadwayu. Od samego początku był wysoko oceniany zarówno przez krytyków, jak i publiczność. Zachwycano się wysoką jakością artystyczną spektaklu, który w 2017 r. otrzymał aż sześć statuetek Tony, w tym za najlepszy musical i najlepszą muzykę oryginalną, a także dla najlepszego aktora musicalowego (Ben Platt). Jednak równie ważna była poruszana tematyka – zdrowia psychicznego młodzieży, samotności, trudnych relacji. Z powodu niesłabnącego zainteresowania tytułem w 2018 r. aktor i twórca piosenek Val Emmich przy współpracy z Paskiem, Paulem i Levensonem napisał na podstawie scenariusza książkę, która zawierała dodatkowe sceny i piosenki wycięte z musicalu, a także szerzej przedstawiła historię bohatera. W 2021 r. powstał także film w reżyserii Stephena Chbosky’ego („Charlie, Cudowny chłopak”) z Benem Plattem w roli głównej, tym samym aktorem, który wcielał się w rolę Evana na scenach w Waszyngtonie i na Broadwayu. Nic więc dziwnego, że wielbiciele musicalu, szczególnie młodzi, z niecierpliwością oczekiwali pojawienia się tego tytułu na polskiej scenie. Po premierze w Teatrze Muzycznym w Poznaniu możemy stwierdzić, że warto było czekać. Dostaliśmy bowiem mądry i piękny spektakl, który zapewne każdemu widzowi dostarczył niezapomnianych emocji.

Evan Hansen to wycofany nastolatek, z fobią społeczną, być może ze spektrum autyzmu. Nie potrafi nawiązać relacji z rówieśnikami, choć bardzo by tego pragnął. Nie umie rozmawiać z kolegami i koleżankami, brakuje mu słów, nie wie co powiedzieć, pocą mu się dłonie, jest przerażony i chciałby uciec od świata, a jednocześnie marzy o kontakcie z innymi i poczuciu bliskości. Wsparcia nie otrzymuje od matki, która wychowuje go samotnie, bez udziału ojca. Kobieta kocha syna, chciałaby, żeby był szczęśliwy, ale nie ma czasu, albo nie potrafi zbliżyć się do chłopaka. Chcąc mu pomóc wysyła go na terapię. To właśnie terapeuta poleca nastolatkowi pisanie do siebie pozytywnie motywujących listów zaczynających się od słów: „Drogi Evanie Hansenie, to będzie wspaniały dzień, oto powody…”. Jeden z nich trafia przypadkowo w ręce Connora, niestroniącego od używek i przemocy szkolnego outsidera, którego wszyscy w szkole unikają i znają, jako tego, który w drugiej klasie rzucił drukarką w nauczycielkę. Kiedy Connor popełnia samobójstwo, właśnie ten list zostaje odnaleziony w jego kieszeni i skłania wszystkich do przekonania, że chłopcy przyjaźnili się. Nieśmiały Evan nie potrafi wyjaśnić pomyłki, szczególnie, gdy zauważa, iż dobre słowa wypowiadane na temat Connora są pociechą dla jego rodziców. Z każdym kolejnym kłamstwem i wymyśloną opowieścią o nieistniejącej przyjaźni sytuacja Evana staje się coraz trudniejsza i zmienia życie zagubionego nastolatka, który wreszcie został zauważony przez innych. Prawda jednak musi wyjść na jaw. Jednak cała sytuacja przynosi pozytywne skutki dla wszystkich, bowiem, jak mówi Zoe, siostra Connora: „Każdy dostał to, czego potrzebował”. Evan zyskuje poczucie własnej wartości i odbudowuje swoje relacje z matką, a rodzina Connora odnajduje utraconą wcześniej bliskość.

„Drogi Evanie Hansenie” | Teatr Muzyczny w Poznaniu | Reportaż

Spektakl „Drogi Evanie Hansenie” dotyka wielu problemów i zapewne każdy, niezależnie od wieku odnajdzie w tej historii cząstkę siebie. Samotność, brak akceptacji, trudności w relacjach rówieśniczych i rodzinnych. Kto ich nie zna? Może właśnie szczerość w mówieniu o tych trudnych sprawach staje się wielką siłą tego spektaklu i powoduje, że emocje bohaterów stają się emocjami widzów. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie aktorzy, którzy muszą oddać na scenie pełną złożoność kreowanych przez siebie postaci. Szczególnie ważna jest tu tytułowa rola Evana Hansena, niezwykle wymagająca wokalnie i aktorsko, bo to na nim opiera się cała historia. Reżyser Paweł Szkotak powierzył to zadanie dwóm aktorom: Marcinowi Francowi i Maciejowi Badurce. Wybór Marcina Franca nie był zaskoczeniem, bo to właśnie jego widzieli w tej roli wszyscy wielbiciele musicalu DEH. Natomiast Maciej Badurka jest bardzo młodym aktorem, który zaledwie w ubiegłym roku ukończył Studium Wokalno-Aktorskie w Gdyni i dołączył do zespołu Teatru Muzycznego w Poznaniu. Decyzja takiej obsady był niewątpliwie strzałem w dziesiątkę. Evan stworzony przez Macieja Badurkę jest kruchy, zagubiony, pełen lęku, co słychać nawet w jego głosie, gdy śpiewa „Waving Through a Window”. Jednocześnie w subtelny sposób potrafi pokazać zmiany jakie zachodzą w bohaterze na skutek sytuacji w jakiej się znalazł, dzięki czemu uzyskujemy postać bardzo wiarygodną emocjonalnie.

Świetnie jako Connor Murphy zaprezentował się Jakub Rayman. Stworzona przez niego rola zbuntowanego nastolatka, którego agresja i dążenie do autodestrukcji są tak naprawdę wołaniem o pomoc, zapada w pamięć. Przez większość spektaklu pojawia się jako wyobrażenie Evana, obserwator sytuacji mających miejsce po jego odejściu i dzięki temu poznajemy go lepiej i zaczynamy rozumieć jego wściekłość, która zrodziła się z osamotnienia. Urszula Laudańska jako Zoe, siostra Connora, bardzo prawdziwie i przejmująco pokazała złożone emocje związane z osobą brata, które wyraziła w niezwykle przejmującym „Requiem”. W tym pięknym utworze towarzyszą jej rodzice Cynthia (Agnieszka Wawrzyniak) i Larry (Patryk Kośnicki), którzy zmagają się z bólem po śmierci syna, ale także z poczuciem winy i porażki, jaką odnieśli jako rodzice. Smutek ojca zawarty w „To Break ia a Glove” budzi szczere współczucie. Dagmara Rybak w roli matki Evana stworzyła postać typowej zapracowanej samotnej matki, której brak czasu dla syna, a swoją troskę o chłopaka zamyka jedynie w pytaniach o zjedzoną kolację, leki, napisany list. Dopiero spotkanie w domu Murphych uświadamia jej, czego potrzebował Evan i że jest dla niej najważniejszy, a fantastycznie wykonane „So Big/So Small” wzrusza do łez. Maciej Zaruski jako Jared, kolega Evana, jest postacią wprowadzającą do przedstawienia nieco humoru, co świetnie wykorzystał w brawurowym wykonaniu „Sincerely, Me”. Bardzo dobrze zagrała Aleksandra Daukszewicz, której udało się nie przerysować postaci Alany nadaktywnej dziewczyny, angażującej się we wszystkie działania, która za fasadą głośnej aktywistki skrywa swoje prawdziwe lęki i samotność.

fot. Dawid Stube/mat. teatru

Na Broadwayu czy West Endzie scenografia była niezwykle oszczędna, w Poznaniu mamy na scenie bardzo wyraźnie przedstawione konkretne miejsca, w jakich znajdują się bohaterowie. Jednak, choć dosłowna, scenografia Natalii Kitamikado jest bardzo funkcjonalna. Dzięki zastosowaniu sceny obrotowej, na której umieszczono pokój Evana, salon Murphych i „czarną przestrzeń” zmieniającą swą funkcję, w błyskawiczny sposób przenosimy się z jednej lokacji w drugą. Oprócz tego, na proscenium tworzone są kolejne pomieszczenia – za sprawą wjeżdżającego szeregu szafek powstaje szkolny korytarz, a pojawiająca się kanapa ze stojącą obok gitarą staje się pokojem Connora. O dziwo ta dość konkretna dekoracja nie rozprasza i nie odwraca uwagi, a może nawet pomaga widzowi, bo samo miejsce, do którego bohater należy, także go w pewien sposób definiuje. W pokoju Evana panuje niezwykły, jak dla nastolatka, porządek, nawet kartki z tematami prac stypendialnych są równiutko przypięte, co może być sygnałem zaburzeń o podłożu lękowym, których chłopak doświadcza. Salon Murphych wyraźnie wskazuje na zamożność – cenny obraz w złoconych ramach, kremowe ściany i duży stół, przy którym jednak brakuje rodzinnej atmosfery, jest elegancko i zimno. Podłoga wokół kanapy w pokoju Connora jest pomazana, jakby zniszczona w ataku furii. Dodatkowo, ponieważ część rozmów między bohaterami toczy się w sieci, z boku i nad sceną pojawiają się projekcje multimedialne autorstwa Karoliny Jacewicz oraz Mateusza Kokota, będące czasem fragmentami wypowiedzi, a czasem ruchomymi obrazami uzupełniającymi inscenizację. Jest to też nawiązanie do zjawiska szumu internetowego, co również ma znaczenie w interpretacji zawartej w przedstawieniu historii.

Zaskakującym elementem jest wprowadzenie do przedstawienia rozbudowanych scen tanecznych. We wcześniejszych wersjach musicalu taniec ograniczał się do wykonywanych przez aktorów ruchów i gestów, które miały podkreślać treść piosenek. Jednak choreograf Karol Drozd postanowił wprowadzić na scenę kilkuosobowy zespół baletowy, aby, jak sam mówi, „uwspółcześnić przekaz”, bo „młodzież dzisiaj potrzebuje innych bodźców, co innego do niej przemawia”. Młodzi tancerze, uczniowie Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Poznaniu, tańczą świetnie i, o dziwo, choć „Drogi Evanie Hansenie” to spektakl bardzo kameralny, skupiony na dramacie bohaterów, to ich taniec, nawet bardzo dynamiczny, nie wydaje się niepotrzebny. Może nawet koresponduje z szumem informacyjnym otaczającym bohaterów, a także nas samych.

Warto wybrać się do Teatru Muzycznego w Poznaniu, bo „Drogi Evanie Hansenie” to nie tylko piękny spektakl – świetnie zagrany i wspaniale zaśpiewany, ale przede wszystkim spektakl potrzebny, ze względu na tematy, które porusza: zdrowie psychiczne, samotność, niezrozumienie, odrzucenie, brak poczucia własnej wartości… Przedstawienie wzrusza, porusza do głębi i budzi wiele emocji drzemiących często głęboko w każdym z nas, ale daje też nadzieję, że nie jesteśmy ze swoimi problemami sami. Nie powinniśmy być! Pamiętaj, nie jesteś sam!

Tytuł oryginalny

#niejesteśsam

Źródło:

Gazeta Świętojańska online
Link do źródła

Autor:

Beata Baczyńska

Data publikacji oryginału:

21.09.2024