„Don Kichot” wg Miguela de Cervantesa w reż. Igora Gorzkowskiego w Teatrze Soho w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
„Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manczy”, wydana w 1605 roku powieść Miguela de Cervantesa i opisane przez niego przypadki Rycerza Posępnego Oblicza to jedna z pierwszych, najważniejszych europejskich powieści nowożytnych przeznaczonych dla dorosłych czytelników, która wciąż inspiruje twórców. Mimo upływu dziesięcioleci niezmiennie stanowi doskonały materiał do inscenizacji, czego dowodem rozliczne adaptacje, polskie i nie tylko, które w ciągu minionych lat gościły i nadal goszczą na scenach. Komiczna, pełna urojeń oraz niezwykłych przygód podróż szlachetnego Don Kichota, rycerza wierzącego w nierealne ideały, gotowego poświęcić życie, by spełnić swe marzenia i jego giermka Sanczo Pansy pozostaje uniwersalną, wręcz ponadczasową. Wielowątkowość kusi, a dobry przekład i scenariusz potrafią zainteresować, przybliżyć widzom esencję i klimat oraz duchowe portrety zamotanych we własne wyobrażenia i marzenia bohaterów (tym niezaznajomionym z tekstem Cervantesa również). Opowieść o marzycielu, łącząca fantazję i humor z tragiczną pieśnią o brutalnej rzeczywistości, wymaga dużego wyczucia ze strony reżysera, aby z parodii średniowiecznego romansu rycerskiego, ze zderzenia prostoty z wzniosłością nie uczynić trywialnego, nużącego spektaklu. Trzeba przyznać, że Igor Gorzkowski wyjątkowo dobrze „wyczuwa publiczność” i prezentując autorską wersję historii, opartą na wielostronicowej powieści tworzy – jak zwykle – teatr wysmakowany, który mocno angażuje emocjonalnie i zmysłowo. Dokonując adaptacji tnie tekst (próba wiernego pokazania całości byłaby raczej niedorzecznością), skupia się na pięciu postaciach, pomijając inne wątki, bohaterów i zdarzenia. Wnikliwym okiem spogląda na teatralność naszego życia, tęsknotę za piękniejszym światem. Nawet za cenę pozostawania w szaleństwie i iluzjach nieakceptowanych i pogardzanych przez otoczenie.
W swej adaptacji Gorzkowski korzysta z nowszego przekładu powieści Cervantesa autorstwa Wojciecha Charchalisa, dzięki czemu dzieło zyskuje świeżość i inne rozłożenie akcentów. Pomaga w tym zmiana imion, choć czasem spolszczone określenia budzą lekki sprzeciw tych, którzy przywykli do Sancha Pansy – zamiast niego pojawia się Sancho Brzuchacz. Polubili rumaka Rosynanta – tutaj mało dumnie prezentuje się Chabeton, któremu do żywego zwierzaka daleko… . Nie będzie westchnień i hymnów uwielbienia dla Dulcynei – Charchalis zwie ją Cudenią (a i tak wszyscy wiedzą, że mowa o Ziucie Wawrzyńcównie). Reżyser szuka w tekście akcentów współczesnych, ale pozostaje wierny duchowi oryginału. W wyważony sposób łączy powagę oraz elementy klasyczne z nowszymi koncepcjami i wykorzystując niesłychany komizm sytuacyjny oraz soczysty humor, dodaje jeszcze spektaklowi ostrości i smaku. Alegoryczna wyprawa błędnego rycerza staje się w rezultacie spotkaniem z całą rzeczywistością sceny, życia czy teatru. Teraz pytanie, gdzie kończy się iluzja a zaczyna realny świat zyskujący nowe znaczenie. „To też jest przede wszystkim o teatrze, sile wyobraźni i sile wiary w to, że można stwarzać rzeczywistość. W naszej pracy w teatrze to jest chyba tak naprawdę czymś najważniejszym” – mówił reżyser przed premierą. Bartosz Mazur, który wciela się w postać głównego bohatera, określa powieść jako „wzór tego błędnego rycerstwa oraz pewnego szaleństwa, które jest niezbędne do interpretacji tego utworu, a tak naprawdę konfrontacji ze światem rzeczywistym”. Flamenco, step i palmas, zawołanie que toma i prosta mowa obok charyzmatycznych monologów oraz wzniosłości głównego bohatera składają się na spójną całość. Takie bogactwo ma swój sens, nie zaciemnia czytelności obrazu.
Słodka i zarazem gorzka, momentami poważna, a za chwilę zabawna opowieść utrzymana jest w konwencji zabawy i satyrycznej commedii dell arte ze szczyptą improwizacji. Dorotea – rzekoma księżniczka Koczkodanka „aż z Gwinei”, Ksiądz licencjat oraz Golarz żywo uczestniczą w tej grze, wręcz ją inicjują. Wciągają do niej również publiczność, dzięki czemu atmosfera wyraźnie ulega rozluźnieniu, widownia mimowolnie skupia uwagę na wieloaspektowości samej inscenizacji. Aktorzy z brawurą i wyczuciem podążają za koncepcją reżysera. Aleksandra Batko jako Dorotea jest przezabawna i groteskowo urocza. Choć nieco szarżuje, czyni to z wdziękiem i naturalnością. Igor Kowalunas w roli Golarza wspaniale jej partneruje. Dowcipnie, czasem z dystansem, puszczając oko do publiczności komentuje poczynania pozostałych. Doświadczenie sceniczne pomaga mu w cieniowaniu, wydobywaniu akcentów i w utrzymywaniu lekkości gry. Obok nich Maciej Cymorek jako Ksiądz licencjat, doskonale dopasowany do stworzonej przez cały zespól konwencji, równie śmieszny i nie mniej sympatyczny. Na tym tle Bartosz Mazur przyciąga nieco innym charakterem – rola też tego wymaga. Jego Don Kichot jest postacią niejednoznaczną, psychologicznie zagmatwaną, choć nie ma tu mowy o niejasnościach czy bezpodstawnych sprzecznościach. Różni się nawet jego mowa – teatralne, arcypolskie, przedniojęzykowo-zębowe ”ł” brzmi smakowicie! Powaga graniczy u Bartosza Mazura ze śmiesznością, szaleństwo bywa najmocniejszą bronią i zaletą. Uderza autentyczność gry, choć pozostaje skrytą pod aktorską kreacją. U jego boku wierny giermek – trochę filozof, trochę poczciwina, czyli Sancho Brzuchacz. Wiktor Korzeniewski wcielając się w przyjaciela i oddanego wbrew przeciwnościom sługę czyni to gładko, farsowo, choć momentami na poważnie. I gna wraz z innymi, spaja się z wciągającą opowieścią. Linia dramaturgiczna płynie, treść czasem zaskakuje nowymi, nieodkrywanymi wcześniej motywami, skłaniając do refleksji.
Wyobrażenia i fantazje błędnego rycerza obrazuje i podkreśla przemyślana scenografia Honzy Polivki. Pomaga w odkrywaniu nieoczywistej granicy pomiędzy prawdą a zmyśleniem. Zmysłowo, pociągająco i przyciągająco. Z całością idealnie komponuje się wykonywana na żywo muzyka Macieja Witkowskiego – komentarz i dźwiękowa narracja fantazji.
Opowieść o idealiście, który nie potrafi odnaleźć swego miejsca w świecie pełnym chęci zysku, drapieżnym, bez miejsca na marzenia, wciąż może liczyć na nasze zrozumienie. Przybrana w doskonałą, teatralną szatę, zagrana czysto i bez nadmiaru ozdobników, które mogłyby zakłócić czytelność odbioru bawi, w pozytywny sposób smuci, zmusza do myślenia.