EN

16.01.2024, 15:37 Wersja do druku

Nie ma sensu się rozglądać

„Boska!" Petera Quiltera w reż. Tadeusza Łomnickiego w Teatrze Śląskim im. S. Wyspiańskiego w Katowicach. Pisze Paweł Kluszczyński z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Przemysław Jendroska/mat. teatru

Wieczór sylwestrowy i początek roku mija w wielu teatrach na pokazach lżejszych propozycji repertuarowych. Podobnie było w Teatrze Śląskim, gdzie rok zainaugurowała „Boska!” Petera Quiltera, zabawna historia bogatej kobiety, której fanaberią stało się śpiewanie arii operowych. W spektaklu Tadeusza Łomnickiego jednak można znaleźć i drugie dno.

Florence Foster Jenkins żyła w Stanach Zjednoczonych, na początku minionego wieku gromadziła tłumy na koncertach. Dziś z pewnością zginęłaby wśród licznych artystów estrady wspomaganych trikami dźwiękowców. Dla jej współczesnych była wyjątkowa, a odziedziczona fortuna pozwoliła jej zapełniać sale na swój koszt. Wątpliwi przyjaciele, spędzając czas na jej recitalach, bawili się szampańsko, wyśmiewając umiejętności wokalne kobiety.

W katowickim spektaklu jako Florence została obsadzona Grażyna Bułka, wydawać się mogło, że idealna kandydatka do tej roli. Reżyser położył jednak nacisk na postać Cosmy McMoona, graną przez Mateusza Znanieckiego. Szkoda, bo Bułka obdarzona nietuzinkowym temperamentem mogłaby ukazać oblicze pełnej pasji kobiety. Tymczasem wydaje się, że każde jej pojawienie się na scenie to walka z samą sobą i próba ukrycia komediowego potencjały tej wspaniałej aktorki. Florence w jej wykonaniu jest nazbyt wycofana, szkoda.

To Znaniecki jest głównym bohaterem spektaklu. McMoon żyjąc w cieniu madame Foster, robi wszystko, żeby zaznaczyć swoją obecność. Można odczytać z zachowania aktora sporo niesprawiedliwości wobec swojej postaci, w końcu to za jego sprawą można słuchać występów Florence, jest jej akompaniatorem, który dwoi się i troi, żeby występ jakoś poszedł. Mimo starań jest wciąż spychany na margines, zarówno przez mocodawczynię, jak i jej najbliższe grono adoratorów.
Barbara Lubos bardzo ciekawie zaprezentowała przyjaciółkę madame, Dorothy jest bez pamięci rozmiłowana w jej osobie, opiera na niej cały swój świat, nie dostrzega braku talentu, wręcz wychwala zalety głosu. W przeciwieństwie do St. Claira (Andrzej Warcaba), jawnie wykorzystującego majątek Foster i do Pani Verindah-Gedge (Ewa Leśniak), która jako jedyna z towarzystwa odważyła się na powiedzenie prawdy.

Choć, czy o prawdę chodzi w tym spektaklu? Podobnie ma się rzecz z jego rozrywkowością. Owszem, przedstawienie momentami bawi, szczególnie wymyśle kreacje Florence autorstwa Gosi Baczyńskiej. Dopracowana estetyka, czy płynne przejścia pomiędzy scenami, nawet zaangażowanie ubranych we fraki montażystów jako kamerdynerów też nie stanowi o jego wartości. Zdaje się, że sedno tkwi w temacie – woli samorealizacji, mimo oporów środowiska. Może i Florence nie miała głosu, może nie powinna występować przed publicznością, może należało wziąć więcej lekcji śpiewu. Tylko, czy wówczas byłaby tą samą ekscentryczką, o której mówi cały świat? Może i gromadziła tłumy, które przychodziły się pośmiać, ale poczucia spełnienia, kiedy wystąpiła w Carnegie Hall, nikt jej nie odbierze. Tego należy się trzymać, nie patrzeć na doradców, iść własną drogą.

Peter Quilter
„Boska!”
przekład: Elżbieta Woźniak
reżyseria: Tadeusz Łomnicki
Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego: premiera 5 stycznia 2024
występują: Grażyna Bułka, Dorota Chaniecka, Ewa Leśniak, Barbara Lubos, Andrzej Warcaba, Mateusz Znaniecki

Paweł Kluszczyński – autor recenzji, opowiadań, poezji, bajek i bloga ijestemspelniony.pl oraz kolaży; finalista kilku edycji Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego dla młodych krytyków teatralnych, członek Komisji Artystycznej 28. Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne