„Helena” w reż. Magdaleny Dąbrowskiej na 6. Międzynarodowym Festiwalu „Metamorfozy Lalek” w Białymstoku. Pisze Wiesław Kowalski w portalu Teatr dla Wszystkich.
W teatrze formy rzadko spotyka się dzieło tak intymne, a zarazem tak kompozycyjnie dojrzałe, jak „Helena” Magdaleny Dąbrowskiej. Pokazana w ramach tegorocznej edycji festiwalu Metamorfozy Lalek etiuda studentki reżyserii z białostockiej filii Akademii Teatralnej stanowi nie tylko osobistą opowieść o życiu jednej kobiety – babci reżyserki, Heleny Olimpii Dąbrowskiej – lecz także rodzaj symbolicznego pomnika dla całego pokolenia kobiet z polskiej wsi XX wieku.
Powstały jako projekt edukacyjny w ramach zajęć „Praca z aktorem w planie lalkowym” pod opieką pedagogiczną Heleny Radzikowskiej spektakl zachwyca dojrzałością formy i klarownością przekazu. To teatr dokumentu i pamięci, zbudowany wokół autentycznego nagrania głosu babci reżyserki – zarejestrowanego przez Centrum Historii Mówionej w Białymstoku – a zarazem głęboko teatralne przeżycie, w którym prawda idzie ramię w ramię z metaforą.
Całość zaczyna się od głosu – i to głosu nie byle jakiego. Helena zapowiada spektakl osobiście, dzięki technologii AI przywracającej jej brzmienie. To poruszający gest: jakby sama bohaterka witała widzów, zapraszając ich do swojego świata. Świata, który powoli znika – i który dzięki scenie ożywa na nowo, z miłością, humorem i melancholią. Opowiada o dzieciństwie, młodzieńczych marzeniach o byciu aktorką i pilotką, o wojnie, o mężu poznanym tuż przed ślubem, a pokochanym z czasem. O siedmiorgu dzieciach, o zwyczajnych dniach i o nieuchronnym końcu.
Nie byłoby tego spektaklu bez lalek – naturalnej wielkości, wykonanych przez studentki technologii teatru lalek: Nastię Magdziak i Katarzynę Mystkowską. Ich twarze powstały na podstawie rodzinnych fotografii, a ubrane są w autentyczne kostiumy należące do Heleny. Te postaci – niemal ludzkie, a jednak inne – poruszają się po scenie nie po to, by imponować animacyjną wirtuozerią, ale by służyć opowieści. Aktorzy – Lesia Pasichnyk jako Helena i Tymoteusz Jucha jako Władek – prowadzą je z czułością, skupieniem i szacunkiem. Są w ich grze momenty ciszy, drobnych gestów, zawieszeń – równie ważne jak słowa.
Reżyseria Magdaleny Dąbrowskiej imponuje dojrzałością. Udało się jej zachować idealną równowagę między dokumentem a poetyką. W warstwie muzycznej pojawia się utwór „Puściła po stole” Adama Struga do słów Leśmiana – to nie tylko literacka inspiracja, ale też punkt emocjonalnej kulminacji spektaklu. Całość – scenografia, światło (Nastia Magdziak), dźwięk (Magdalena Gładkowska) – opiera się na przedmiotach autentycznych, osobistych, domowych. Ramki, zasłony, lampa, zapach perfum – wszystko tu oddycha wspomnieniem.
„Helena” to nie tylko spektakl – to hołd złożony pamięci, codzienności i kobiecej sile przetrwania. To teatr subtelny, dotykający spraw ostatecznych z delikatnością, ale i bez naiwnego sentymentalizmu. Historia babci staje się historią naszych babć. Opowieść o wiejskim życiu, wielodzietności, trudzie i miłości – bez patosu, lecz z prawdą, która uderza znienacka i zostaje na długo.
W morzu formalnych eksperymentów, jakie często pojawiają się na studenckich przeglądach, „Helena” lśni czystością, prostotą i siłą emocji. To spektakl, który powinien być pokazywany nie tylko jako wzorcowy egzamin, ale jako przykład tego, czym może być teatr dokumentalny w wykonaniu młodych twórców. Magdalena Dąbrowska pokazuje, że prawdziwa sztuka nie potrzebuje fajerwerków – wystarczy szczerość, uważność i odwaga, by powiedzieć „to jest moja historia, ale może być też Twoja”.
Z serca polecam.