"Mąż i żona" Aleksandra Fredry w reż. Krzysztofa Kopki w Teatrze Ad Spectatores we Wrocławiu. Pisze Jarosław Klebaniuk w Teatrze dla Wszystkich.
Ad Spectatores nareszcie sięgnęli po klasykę, a więc wypadałoby zaprosić pobożne rodziny z dziatwą, aby zobaczyły, jak ongiś wyglądały stosunki w wyższych sferach, jak realizowane były szlacheckie wartości przez jaśnie państwo. Warto tylko przestrzec, że Bóg i ojczyzna, jeśli w ogóle były, to mocno w tle, zaś na pierwszy plan bynajmniej nie wysunęły się ani honor, ani lojalność, ani nawet wstrzemięźliwość. Owszem, dużo było specyficznie rozumianej miłości, może i piękna. Mądrość i dobroć czekały zaś na inną okazję. Nade wszystko zaś nad tymi abstrakcjami górował konkret. Aktorki występujące w przedstawieniu były atrakcyjne, aktorzy chyba też. Ela w rzędzie, w którym siedzieliśmy dostrzegła nawet kobietę namiętnie spijającą z ust słowa jednego z nich (tego nieżonatego z aktorką Ad Spectatores). A było co spijać, bo tekst Fredry, choć dzisiaj wydaje się dosyć archaiczny, jest rytmiczny, rymowany, pełen uroczych styl