„Kobieta i życie” Maliny Prześlugi w reż. Jerzego Jana Połońskiego w Teatrze WARSawy. Pisze Reda Paweł Haddad w Teatrze dla Wszystkich.
Gorąca debata co to jest kobiecość i czy jeszcze istnieją mężczyźni, przetacza się przez wszystkie media. Polityczna Agenda 2030 mająca na celu m.in wyrównanie szans kobiet i mężczyzn, a tak naprawdę świadome rozbicie podstawowych struktur i archetypów społecznych, wypowiedzi profesor filozofii Magdaleny Środy, że kobiety i mężczyźni niczym się nie różnią oraz bardzo ciekawy film amerykańskiego blogera Matta Walsha „What Is A Woman” (okazuje się, że najwięksi eksperci nie potrafią na to pytanie odpowiedzieć!), pokazują, że debata na ten temat oparta na faktach nie jest już możliwa. W ginocentrycznym świecie liczą si emocje.
„Jestem twoją siostrą i często ci zazdroszczę”*
Prawdziwa siła i sprawczość kobiet płynie z ich seksualności. Rozumiem jak bardzo politycznie niepoprawne to zdanie może wydać się naiwnemu czytelnikowi i jednocześnie nie da się ukryć, że to kobiety, dając się zapłodnić i rodząc dzieci, są odpowiedzialne za przetrwanie ludzkiego gatunku. Czy nam się to podoba czy nie. To kobieca biologiczna seksualność o tym decyduje. Kobiety muszą być mocno i bezlitośnie podłączone do ziemskiego, materialnego wymiaru, bo inaczej ich potomstwo nie przetrwa. Z drugiej strony posiadaczki chromosomów XX wszędzie słyszą romantyczne bajki o księciu i księżniczce oraz popularne boginiczne mity, które każą kobiecie oczekiwać znacznie więcej. W dodatku teraźniejsze programowanie kobiet na mężczyzn i mężczyzn na bycie kobietami („chłopaki płaczą”) dodaje kolejny poziom tożsamościowego chaosu obu płciom.
„Niby taka mądra, a taka głupia”*
Bądź silna, niezależna, nie potrzebujesz nikogo, korzystaj z życia, bodycount się nie liczy, a kto pyta to incel-przegryw, zarabiaj na onlyfans, bo jesteś wolną, samodzielną, przedsiębiorczą kobietą. Potem masz trzydzieści lat, coraz bliżej ściany, simpy z aplikacji już nie dają tego dopaminowego haju i atencji co wcześniej. Brakuje „tego jedynego”. Oczywiście to wina mężczyzn, bo są maminsynkami, niedojrzałymi chłopcami, a Ty nie chcesz im matkować. Masz więc psa (albo dwa) lub dużo kotów, chodzisz na terapię, lajkujesz pozytywne wpisy o niezależności kobiet i o tym jak bardzo brakuje dziś „prawdziwych mężczyzn”. Cierpisz w ciszy.
„Mężczyźni są od kar, kobiety są od ciszy”*
Aktorki „puszczają do nas oko i deklarują, że „to nie jest ich historia”, ale czujemy, że to jest historia każdej kobiety. Kolejne etapy kobiecego wtajemniczenia: niewinne dzieciństwo, pierwsze doświadczenia seksualne ze złymi mężczyznami, którzy zmuszają je do inicjacji („Bo dobrze mu z oczu patrzy i jest wyższy o głowę”, czyli znowu człowiek tylko jako ciało, chociaż tym razem to mężczyzna), bunt, terapia, aborcja, wszędzie opresja i ograniczenia. Ale także marzenia i disney`owskie obietnice, że pojawi się On i ona będzie go kochać i On będzie kochał ją, i będą te motyle w brzuchu i ona zrobi dla niego wszystko, i tak będzie już zawsze. Kobiety rozliczają świat z obietnic, w które jest im wygodnie uwierzyć. Jeśli te obietnice nie zostają spełnione, to wina świata i złych mężczyzn. Źli mężczyźni powodują, że świat nie jest disney`owską bajką. Dlaczego źli mężczyźni nie chcą zrozumieć potrzeb kobiet i są na nie głusi? Czyja to wina? Dlaczego kobiety wybierają tych złych mężczyzn na ojców swoich dzieci? One są niewinne i dobre, a oni złymi narcyzami i makiawelicznymi psychopatami… Być może.
„Macanie lajkami na insta”*
Kobiety są ciałem gdy im to pasuje i czują się uprzedmiotowione gdy bycie ciałem nie pomaga im w osiągnięciu swoich celów. Deklarują się jako bezwolne ofiary, jakby przez całe życie nie były odpowiedzialne za swoje wybory. Gdy polityczni liderzy i media każą wyjść kobietom na ulicę, krzyczą: „Moje ciało – moja sprawa!”, gdy całe populacje mają być gwałcone strzykawką z niebezpieczną substancją siedzą cicho, bo polityczni liderzy i media nie kazały im być przeciwko. Naiwność? Łatwosterowalność? Konformizm informacyjny? Solidarność jajników? Czy kobieca biologia, w imię przetrwania zawsze nakazująca ślepo wierzyć komuś innemu niż sobie, podążać za grupową melodią jak zahipnotyzowane dzieci z bajki o fleciście z Hameln, to jedyny kobiecy modus operandi?
„Krew poleciała kobietą się stała”*
Spektakl w reżyserii Jerzego Jana Połońskiego ma prostą strukturę. Pusta przestrzeń zalana czerwonym światłem. Cztery znakomite aktorki, łączące się w intrygującej choreografii w jeden kobiecy organizm. To one nadają tej dość jednostronnej narracji mocny osobisty wymiar. To ich kobiecość jest prawdziwą bohaterką tego przedstawienia. To one uwodzą nas siłą wyrazu, śpiewem, tańcem i… ciałem. Kamila Baar, Marlena Jonasz, Klaudia Janas i Jowita Kropiewnicka grają mocno, intensywnie, energetycznie. Tworzą doskonale zgrany zespół. Nawet przez chwilę nie ma nudy. Aktorki wyciskają z tematu wszystko. Równocześnie jednak każda z granych przez nie postaci jest inna, indywidualna, tak jak i kobiecość, która w grupie protestujących wydaje się podobna, jednakże w sytuacji bliższego poznania jest wyjątkowa, autentyczna i niepowtarzalna. Z dobrze wyreżyserowaną całością doskonale współgra muzyka Marcina Partyki i proste kostiumy Katarzyny Wierzby.
„Gdy zabrać ciało, to co zostanie?”*
To pytanie pojawia się w przedstawieniu. Gdy zabrać aktorkom ciało, to znikną. Będzie tak jak kiedyś, gdy kobiety, właśnie z powodu bycia kobietą i idącej za tym cielesności, nie mogły występować na scenie. A więc albo teatr jest mizoginiczny, opresywny i wykorzystuje egoistycznie do swoich potrzeb ciało kobiety, albo jednak kobieta i jej ciało mają wiele i tutaj do powiedzenia.
„Masz być miła, zołzy nikt nie weźmie”*
W sztuce Maliny Prześlugi kobiety to ofiary, mężczyźni to potwory i strażnicy kobiecego więzienia. Jeśli nie spróbujemy nigdy wyjść poza ten uproszczony, binarny schemat, to nie dowiemy się niczego więcej o sobie nawzajem.
*cytaty ze sztuki Maliny Prześlugi „Kobieta i życie”