- Gdyby edukacja artystyczna stała w Polsce wysoko, nie dochodziłoby do takich absurdów, jak śledztwo w sprawie spektaklu Olivera Frljicia i nie musiałabym tłumaczyć bydgoskiej prokuraturze jako biegły świadek, dlaczego ten spektakl nie obraża uczuć patriotycznych - rozmowa z Krystyną Duniec.
PAWEŁ SOSZYŃSKI: Rok temu zaprezentowałaś bardzo nieortodoksyjny akademicko projekt w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Chodzi mi o "Działanie na (o)sobie", do którego zaprosiłaś reżyserki i reżyserów, którzy teatralnie bawili się twoim wizerunkiem. Ta akcja wzbudziła dużo kontrowersji i skrajnych emocji - także w samych uczestnikach: choćby w Mai Kleczewskiej, która ewidentnie nie czuła komfortu, kneblując cię, zaklejając oczy, nos, usta, wciskając baseballowy kij do ręki. Poczułaś sama, że granica gdzieś została przekroczona? KRYSTYNA DUNIEC: W tym eksperymencie, którego współtwórcami byli także Michał Januszaniec i Ewa Hevelke, istotnie przede wszystkim "działano" na mojej twarzy, która choć, jak powiada filozof, "nie daje się posiąść, wymyka się władzy", to przecież poddana spojrzeniu i ingerencji drugiego człowieka jest uprzedmiotowiona. Czy granica została przekroczona? Dałam zgodę na połączenie w tym eksperymencie tego, co dysk