- Dziś teatrowi grozi regres, kurczy się w teatrach przestrzeń dla współczesnej dramaturgii - mówi Przemysław Wojcieszek, który pokazał na 35. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni filmową wersję swojej sztuki "Made in Poland". Z reżyserem rozmawia Tadeusz Sobolewski z Gazety Wyborczej.
"Made in Poland" Wojcieszka to powrót do scenariusza sztuki, która miała swoje triumfy w teatrze, choć od początku było zamierzona jako film. Zgrzebny, czarno-biały, montowany jak wideoklip, przetykany animowanymi wstawkami, ma w sobie zamierzoną płaskość agitki. Jej bohater, buntownik z blokowiska z wytatuowanym na czole napisem "fuck off", jest potraktowany z ironią. Boguś (Piotr Wawer junior) rozpaczliwie poszukuje hasła dla swego radykalizmu i nie znajduje go, poza romantyczną poezją Broniewskiego, która z ekranu brzmi mocno i czysto, ale nie przebije ani rozbrzmiewających z Radia Maryja apokaliptycznych haseł, ani pieśni Krzysztofa Krawczyka, idola swojej matki, "nawróconego grzesznika". "Made in Poland" jest w gruncie rzeczy przejmującą wizją samotności polskiego lewicowca, a jej bohater - parodią swojskiego kontestatora i rewolucjonisty, postacią w gruncie rzeczy anachroniczną i bezbronną. Choć groźnie skacze z metalowym prętem po dachach samochod