„Top Dogs” Ursa Widmera w reż. Wojciecha Malajkata w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w „Teatrze dla Wszystkich”.
Urs Widmer urodzony w Bazylei szwajcarski prozaik, dramatopisarz i eseista jest autorem kilkunastu sztuk teatralnych, mocno osadzonych we współczesności i nierzadko komentujących bieżące wydarzenia. Jego dramat „Top Dogs”, którego prapremiera odbyła się w Theater Neumarkt w Zurychu w 1996 roku, wziął na warsztat Wojciech Malajkat i wraz ze studentami czwartego roku kierunku aktorskiego, na deskach Teatru Collegium Nobilium, przygotował kolejny w tym sezonie, intrygujący spektakl dyplomowy. „Top dogs” to wnikliwa psychodrama, ciekawe portrety psychologiczne osób, które były na wysokich stanowiskach, osiągając szczyt możliwości zawodowych, o którym marzą inni, a mimo to utraciły pracę. Nie pomogła znajomość zasad gry marketingowej, wysoki iloraz inteligencji, solidność i dobre wyniki. Analizę stanu emocjonalnego i psychicznego ludzi, którzy doświadczają skutków globalnej restrukturyzacji gospodarki i niespodziewanie zostają pozbawieni stanowiska, prestiżu, nawet szacunku i poczucia godności można traktować szerzej, odnajdując w niej odniesienia do bliskiej nam rzeczywistości. Tak właśnie czytają tekst Widmera młodzi aktorzy, przybliżając widzom świat ludzi uzależnionych, w jednej chwili odartych z tego, na czym budowali sens swego życia.
Ośmioro aktorów i aktorek na scenie wcielających się w ludzi sukcesu. Osiem trudnych historii, spojrzeń w głąb psychiki tytułowych „top dogs”, czyli tych, którzy czuli się wręcz niezastąpieni, pewni swych długo i z poświęceniem budowanych pozycji w biznesie. Gwałtownie przerwane kariery zdegradowanych menedżerów i menedżerek najwyższego szczebla każe im poukładać swe życie na nowo – także prywatne, jeśli w ogóle był na nie czas, a pomoże im w tym NCC, czyli New Challenge Company, lider wśród tego typu agencji. Bohaterowie spotykają się w nowoczesnym wnętrzu przypominającym ich dawne biura po to, by okiełznać szok i bezsilny gniew, poradzić sobie z rozczarowaniem, upokorzeniem i jak najszybciej zająć się reintegracją zawodową oraz samopomocą. „Top dogs” są jak więźniowie byłego systemu, który nierzadko sami budowali, wciąż zamknięci w celi własnych dążeń i pragnień – niezmiennych mimo innej sytuacji zawodowo – społecznej. I nie chodzi tu o zwykłe zwolnienie z pracy oraz konieczność szukania nowej. Bohaterowie nadal pożądają dawnej władzy, wpływów, prestiżu. Poznajemy ich podczas cotygodniowej, terapeutycznej „konferencji śniadaniowej z croissantami”. Angażując się w gry i odgrywanie ról, muszą zrzucić maski, zmierzyć się z samooszukiwaniem, przyznać do myśli, które głęboko skrywają. Młodzi aktorzy, kierowani wprawną ręką Wojciecha Malajkata, budują nietuzinkowy, przesiąknięty refleksją spektakl. Chociaż nie są tak mocno zaprzyjaźnieni ze sceną jak artyści z długoletnim stażem, znakomicie radzą sobie ze stresem i przykuwają uwagę kreacjami tworzonymi z wyczuciem, uważnością, a czasem z lekką przesadą, choć nie wykluczam, że to celowe. W interpretacji czterech debiutujących kobiet i czterech mężczyzn postacie z dramatu Widmera stają się żywe, wiarygodne i intrygujące. Tytułowi „top dogs” to nieuleczalni pracoholicy, dlatego ich terapia przypomina spotkania anonimowych alkoholików dzielących się swoimi trudnymi przeżyciami, które zdają się trwać bez końca. Z zaangażowaniem, zapałem i świeżością młodzi aktorzy i aktorki odgrywają sceny zespołowe, ale mają też swój osobisty, jednostkowy popis. Każdy z bohaterów jest inny i ma mocno zarysowaną osobowość.
Magdalena Kekenmeister w roli milczącej, pozornie opanowanej, zdystansowanej bizneswoman (specjalistki od ryzykownych operacji giełdowych) jest świetna. W pamięć zapada jej woskowa, pozbawiona mimiki twarz. I krótkie wypowiedzi – mocne jak brzytwa. Kiedy włącza płytę The Doors, by przy dźwiękach „The End” snuć swą wyimaginowaną opowieść (z lekkością, uśmiechem Sfinksa), widzowie zastygają. Takie precyzyjne aktorstwo warto docenić! Kamila Najduk jako wprawna, w pełni profesjonalna, prowadząca spotkania doradczyni personalna pozostaje delikatna, elegancka i przyjazna – do czasu. Aktorka trafnie oddaje przemianę bohaterki – kiedy w końcu zrzuca maskę, jej poruszające wyznania i ból wcale nie wydają się przesadzone. Towarzyszy jej Weronika Kozakowska, również w roli fachowca z NCC – opanowana, stanowcza i pewna swej terapeutycznej wiedzy kobieta sukcesu prowadzi całą grupę wsparcia przez dziwne „gry”. W pewnym momencie, podobnie jak pozostali uczestnicy autoterapii decyduje się na szczerość i traci pozornie niezachwianą pewność siebie, kurczy się wewnętrznie. Maciej Żmijewski gra najkrótszego stażem, bezrobotnego, całkowicie oddanego firmie i chorobliwie zaprzeczającego prawdzie pracoholika. Aktorowi udaje się pokazać emocje zdegradowanego kierownika, który żyje przeszłością, dawnym prestiżem, wspomnieniami poświęcenia, z jakim przeprowadził generalną reorganizację cateringu w Swissair. Ale jego też dopadł drapieżny kapitalizm. W scenie rozmowy z żoną – bardzo dobra Waleria Gorobets – odkrywa kulisy życia prywatnego „top dogs”. Dzięki temu możemy przyjrzeć się pokrętnym, toksycznym relacjom rodzinnym, które przykryte są pozorami i fałszem. Kolejny top menedżer bez skrupułów opisuje biznes jako krwawą wojnę. Michał Zieliński gra mocno, ale bez szarżowania, co jest niezwykle cenne w tak angażujących emocje scenach. Pokazuje bunt i rezygnację bohatera, poczucie bezsilności i upokorzenia, a jednak nie przestaje uczestniczyć w proponowanym, praktycznym treningu adaptacyjnym, choć często jego sens wydaje się wątpliwy. Robert Czerwiński, trener tenisa (najlepszy!) w opowieściach o zamianie luksusowego Volkswagena Golfa GTI na Porsche 911 zawarł całą swą frustrację, gorzką i prawdziwą, choć może trudną do zrozumienia. Paweł Gasztold-Wierzbicki jako hipochondryczny, nie panujący nad sobą były menedżer projektu w wiodącej na rynku firmie związanej z produkcją turbin wiatrowych, w scenach płaczu i nadmiernej szczerości staje się nieco irytujący. Jednak nie ma tu żadnej przypadkowości, cała kreacja aktorska jest dopracowana i przemyślana. I może właśnie jego postać najmniej karmi się hipokryzją, dobitnie pokazując siłę, z jaką wspomniana degradacja rujnuje całe dotychczasowe życie najlepszych, prowadząc do fizycznego i psychicznego załamania. Ostatecznie wszyscy bohaterowie, niedawni ludzie sukcesu, zostają odarci ze złudzeń i kłamstw, a ich dumę i brawurę zastępuje wyobcowanie, poczucie straty, utraty godności i przerażająca samotność. Wciąż zapatrzeni w brutalny świat wielkiego biznesu, próbują poradzić sobie ze stratą, traumą i szeroko pojętą zmianą.
„Top Dogs” to solidnie przygotowany, wyreżyserowany z dbałością o szczegóły i dobrze zagrany spektakl. Sceniczny rezultat zbiorowego wysiłku oglądałam z prawdziwą przyjemnością, doceniając pełnych zapału młodych aktorów, niuanse wypracowanej techniki i dykcji. Jestem pewna, że to nie ostatnie spotkanie z tą uzdolnioną, aktorską drużyną.