Drugi teatr miejski w Bydgoszczy? To doskonały, choć nienowy już pomysł. Cieszy fakt, że przyjęty jest, nie tylko przez środowisko artystyczne, ale i władzę z takim entuzjazmem - tym bardziej ma realną szansę na realizację. Czy będzie miał też szansę powodzenia, jeśli projekt oprzemy jedynie na zasadzie przeciwieństwa do tego, co już mamy - Teatru Polskiego prowadzonego przez Pawła Łysaka? Nie - pisze Michalina Łubecka w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.
W ten sposób popaść moglibyśmy w skrajność: pochwalać sztampowe adaptacje lektur szkolnych czy grzecznie wpychanych w kostiumy z epoki aktorów odgrywających tragifarsy - aby tylko zabawić tych bydgoszczan, którzy ze strachu przed awangardą w gmachu przy al. Mickiewicza się nie pojawiają. A tam czeka na nich, kto nie zauważył, klasyka: Krasiński, Słowacki, Czechow, Dostojewski. Prawda, że pokazani na nowo. Takie jest zadanie sztuki. To tylko dowód na to, że twórcy nie uciekają od współczesnego człowieka, patrzą jego oczami. Są i komedie (od soboty na deskach "Klub kawalerów" Bałuckiego), ale i propozycje dla dzieci. Budując nową scenę, obecnej, docenianej w kraju i za granicą, na pewno nie należy nazywać cyrkiem. Równając do najlepszych, trzeba tworzyć dobrą konkurencję opartą na ambitnym programie. Wtedy drugi teatr ma u nas wielką szansę powodzenia. Ale ważne, by wśród sensownych sporów o wymiar artystyczny nie zapomnieć o realiach