Muzyka w teatrze urozmaicała przedstawienie. Dzisiaj, mam wrażenie, role się odwróciły. To teatr stał divertimentem w muzyce. A to, że mówimy nadal o teatrze z muzyką, a nie o muzyce z teatrem, pozostaje tylko kwestią czasu - pisze Małgorzata Komorowska w Ruchu Muzycznym.
Czas płynie. Lata biegną. Wszystko się zmienia. O wiele bardziej niż muzyka i sztuki piękne zmienił się teatr. Zamiast dramatów i komedii wystawia się teraz swobodne wariacje na ich temat, ich - by tak rzec - transkrypcje tudzież adaptacje prozy, składanki, scenariusze, rozmaite kompilacje, projekty autorskie albo reżyserskie improwizacje; te bywają czasem interesujące (zależy od reżysera). W ślad za tekstem sztuk z teatru uciekło słowo, a podstawowym instrumentem aktorskiego wyrazu stało się ciało. Bulwersujący skrót tej przemiany zaprezentowała w lutym wybitna aktorka Joanna Szczepkowska: wobec tego, że ją, wychowaną na teatrze określanym teraz obelżywie jako tradycyjny, mieszczański, akademicki, konwencjonalny, scena dzisiejsza pozbawiła słowa - na premierze przedstawienia Krystiana Lupy, guru radykalnego nurtu reżyserskiej awangardy, nagle pokazała gołą pupę. Jej partnerzy z Teatru Dramatycznego odcięli się od tej postawy w specjalnym oświad