Jest to utwór wyjątkowy jak wszystkie zresztą, które skomponował Krzysztof Penderecki. Owa wyjątkowość polegała na tym, że w każdym zawsze zawierał coś bardzo osobistego. Pisze Jacek Marczyński w „Rzeczpospolitej”.
Ukończywszy „Powiało na mnie morze snów. Pieśni zadumy i nostalgii", Krzysztof Penderecki napisał: „Co to znaczy pisać w XXI wieku pieśni? Poruszać się po tajemniczym ogrodzie poezji, przedzierając się przez gąszcz metafor i szukając odpowiednich nośnych sensów? Układać własną historię z fragmentów rozpoznanych i udomowionych? Pisanie pieśni to jak pisanie autobiografii - słowami i dźwiękami. Rozpoznawanie w nich samego siebie".
Krytycy podkreślali, że 77-letni wówczas kompozytor sięgnął po polskie teksty niemal po półwiecznej przerwie, gdy w latach 6o. stworzył „Psalmy Dawida" w tłumaczeniu Jana Kochanowskiego. Wybierał inne języki, a pytany, dlaczego unika polszczyzny, odpowiadał, że nie każdy język jest w równym stopniu predestynowany do muzyki.