Logo
Recenzje

Muzyka, głosy i oprawa plastyczna

30.04.2025, 15:46 Wersja do druku

„Elektra” Richarda Straussa w reż. Plamena Kartaloffa z Sofijskiej Narodowej Opery i Baletu na XXXI Bydgoskim Festiwalu Operowym. Pisze Anita Nowak.

fot. mat. organizatora

Już po raz czwarty na festiwalowej scenie Opery Nova pojawiło się dzieło Richarda Straussa. Po „Salome” z Teatru Wielkiego w Poznaniu, „Kawalerze srebrnej róży” z Opery Bałtyckiej i „Ariadnie na Naxos” z Opery Krakowskiej, bydgoscy melomani mieli okazję  obejrzeć „Elektrę” tegoż kompozytora przywiezioną do Bydgoszczy przez Operę Narodową i Balet z Sofii.

Libretto na podstawie tragedii Sofoklesa bardzo interesująco i klarownie stworzył austriacki pisarz i dramaturg Hugo von Hofmannstahl, przedstawiciel niemieckojęzycznego symbolizmu. Idealnie zsynchronizowana z nim jest fantastyczna, porywająca wręcz chwilami  muzyka Richarda Straussa. Obie warstwy- literacka i brzmieniowa w  perfekcyjny sposób łączą tu z sobą napięcie dramatyczne z harmonicznym. Pesymistyczny splot przytłaczających wydarzeń, złych emocji, bólu, nienawiści, chęć zemsty znajdują odzwierciedlenie w warstwie brzmieniowej; w zawiłych, splątanych partyturach. Emocje pogłębiają specjalnie dobrane tu instrumenty, które pod batutą Evana- Alexisa Christa silnie też wstrząsają emocjami publiczności. Np. przenikliwy dźwięk heckelfonu wzmaga tragizm doznań bohaterów w najbardziej dramatycznych momentach. Pogłębiają jego wymowę jeszcze niezwykle silne i pięknie brzmiące głosy bułgarskich artystów. Zwłaszcza Gergany Rusekowej specjalnie sprowadzonej do festiwalowego spektaklu do roli Klitemnestry, matki Elektry, a i samej tytułowej bohaterki, w którą z ogromnym dramatyzmem wcieliła się Liliya Kihajowa.

W fabule sporo pierwiastków ponadczasowych, m.in. prymitywna bezwzględność w dążeniu do władzy, zawziętość czy podstępne metody walki prowadzącej do zemsty. Uniwersalność inscenizacji odzwierciedla najbardziej wspaniała scenografia. Chwilami kojarząca się z konstrukcją piramidy przed Luwrem, która łączy architekturę i sztukę przeszłości z teraźniejszością. Tyle że konstrukcja Svena Jonke jest ruchoma, zmienia ustawienia płaszczyzn, sytuując je pod różnymi kątami w zależności od miejsca, w którym toczy się akcja. Ich półprzezroczysta materia pozwala na sugerowanie rozmaitych odległości pałacowych zakamarków, w których poruszają się postaci dwórek i służących, a odpowiednie oświetlanie obnaża emocje bohaterów i jest w dużej mierze sprzężone z natężeniem muzyki odzwierciedlającej emocje postaci. Ze współczesnością korespondują też w dużej mierze kostiumy Leo Kulasha. Dotyczy to zwłaszcza strojów męskich bohaterów.

Reżyser  Plamen Kartaloff postawił w spektaklu głównie na stronę wokalną, nie udziwnił scenicznych zdarzeń, dając artystom przede wszystkim możliwość operowania głosem. Co nie znaczy, że nie dopuścił też do działania  choreografa Fredy’ego  Franzutti, który w kilku momentach stworzył bardzo ciekawe epizody ruchowe, jak np. tańce panien służących, czy kończący spektakl konwulsyjny taniec  Elektry.

Źródło:

Materiał nadesłany

Autor:

Anita Nowak

Sprawdź także