„Charków! Charków!” Serhija Żadana w reż. Svitlany Oleshko w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Aleksandra Wach w „Teatrologii.info”.
Wywoływanie duchów przeszłości w celu rozliczania się z dojmująco bolesną współczesnością jest czymś, co twórcy teatralni na przestrzeni wieków dopracowali do perfekcji. Rzadko jednak czynią to, korzystając z tak lekkiej i przystępnej formy jak ta, na którą zdecydowała się Svitlana Oleshko w trwającym nieco ponad godzinę spektaklu muzycznym Charków! Charków! wystawianym na niewielkiej Scenie Kameralnej Teatru Polskiego w Warszawie. Przywołując losy reżysera Łesia Kurbasa, przedstawiciela „rozstrzelanego odrodzenia”, Serhij Żadan, ukraiński pisarz i autor scenariusza spektaklu, nie tylko próbuje zaszczepić wśród polskiej publiczności wiedzę o jego dorobku i wpływie na kształtowanie się rodzimego teatru awangardowego, ale także skrupulatnie buduje bardzo uniwersalną opowieść o współzależnościach rządzących światem artystycznym, na który składa się zarówno przestrzeń, w jakiej funkcjonuje artysta, jak i system polityczny ją kształtujący. Wreszcie najciekawszą decyzją zdaje się być osadzenie całej historii w bardzo dobrze znanych widzowi strukturach Campbellowskiej podróży bohatera, w ramach której nie ma zgody na powielanie tragicznego końca zaserwowanego przez historię. W prawdziwym świecie Łeś Kurbas ginie w 1937 roku w masowej egzekucji wraz z innymi ukraińskimi twórcami i działaczami społecznymi, podczas gdy w rzeczywistości mitu kreowanego na warszawskiej scenie zdobywa najwyższe wyróżnienie w branży filmowej, jakim jest statuetka Oscara. Takie zakończenie buduje metaforyczny most pomiędzy kulturą ukraińską a zachodnią, pielęgnując tak bardzo potrzebną zwłaszcza teraz nadzieję na to, że uniwersalność sztuki przekracza podziały stworzone przez politykę.
Tym, co uderza już na pierwszy rzut oka, jest kameralność musicalu Charków! Charków!. Na scenografię składa się jedynie industrialna, dwupoziomowa platforma z metalowymi schodami oraz trzy ekrany (górny i dwa boczne), na których wyświetlane są specjalnie przygotowane na cele spektaklu czarno-białe projekcje oraz fragmenty filmów Człowiek z kamerą (reż. Dziga Wiertow, 1929) i Eseje o sowieckim mieście (reż. Dmytro Dalskyi, 1929). Całość przedstawienia utrzymana jest w estetyce charakterystycznej dla kina niemego, do której chętnie nawiązywał w swoich projektach także sam Łeś Kurbas. Kostiumy autorstwa Katarzyny Zawistowskiej, w tym zwłaszcza prochowce sprawiające wrażenie, jakby zostały uszyte z fragmentów gazet rozdawanych na ulicach Charkowa, przywodzą wręcz skojarzenia z kinem noir. Nie jest to zresztą bezpodstawne, ponieważ gęsta atmosfera tajemnicy i ciągłej inwigilacji związana z funkcjonowaniem środowiska artystycznego w ramach opresyjnego systemu Związku Radzieckiego jest przez cały czas wyczuwalna w tkance spektaklu. Fizycznym jej ucieleśnieniem jest postać Dyrektora Teatru (Andrzej Seweryn), patrząca na rozgrywające się wydarzenia z umiejscowionego u góry sceny ekranu. Jest on jednak nie tyle postacią groźną, przypominającą wszechwidzącego Wielkiego Brata, co raczej komiczną, a czasem wręcz budzącą niesmak. W pełnym makijażu mima jest prześmiewczym symbolem skamieniałego systemu, w którym najgorszym wrogiem jest zmiana, a najlepszym lekarstwem na wszystkie problemy – alkohol. Jego atrybutem jest pióro wieczne, którym bezmyślnie podpisuje tylko coraz to nowsze zarządzenia. Również choreografia opracowana pod kierownictwem Marii Lozovej stara się nawiązywać do okresu dwudziestolecia międzywojennego oraz epoki kabaretów i awangardy. Dysponującym zespołem złożonym z zaledwie czwórki aktorów twórcom skutecznie udaje się utrzymać uwagę widza, a w tym celu sięgają zarówno po styl wodewilowy, jazzowy, jak i cyrkowy, np. w świetnie zaaranżowanej sekwencji z żonglowaniem pomarańczami. I choć bohatera, jakim jest tytułowe miasto Charków, można dość łatwo przegapić w ciągu rozmaitych songów kręcących się wokół postaci Reżysera (w tej roli Modest Ruciński), to ma ono szansę zaistnieć w wyobraźni widza właśnie w tym dziwnym splocie industrialnej i minimalistycznej scenografii z awangardową stylistyką musicalową. Charków okresu dwudziestolecia międzywojennego to miasto poszukujące swojej tożsamości, eklektyczne i eksperymentujące, w którym sztuka podąża za rozwojem naukowym i technicznym, szukając nowych form wyrazu. To żywy organizm, którego ewolucję i organiczny rozwój zatrzymano systemową siłą. I który cierpi z tego powodu zupełnie tak samo jak bohaterowie spektaklu.
Siła historii opowiadanej na deskach warszawskiego Teatru Polskiego tkwi w jej uniwersalności. Bo choć z programu widzowie mogą poznać szczegółową biografię Łesia Kurbasa i innych artystów ukraińskich tamtego okresu stanowiących inspirację dla autora scenariusza Serhija Żadana, to przyjście do teatru bez jakiejkolwiek wiedzy specjalistycznej nie odbiera absolutnie niczego z doświadczenia teatralnego. W samym tekście nie padają żadne nazwiska ani pojęcia. Oczywiście, widzowie lepiej zaznajomieni z pismami Kurbasa na pewno docenią reżyserskie mrugnięcia okiem czy nawiązania do jego filozofii teatru ciszy, metodyki pracy z aktorami czy fascynacji estetyką filmową. Ale w ostatecznym rozrachunku jest to przede wszystkim uniwersalna opowieść o artyście, który walczył z systemem i przyzwyczajeniami mieszczańskiej publiczności. Modest Ruciński okazuje się być wręcz stworzony do tej roli. Nie tylko prezentuje bardzo dobry poziom wokalny i taneczny, ale przede wszystkim z łatwością oddaje swoją mimiką całą gamę emocji, jakich doświadcza jego bohater – od ekscytacji, po złość czy wreszcie rozczarowanie i rezygnację. Partnerują mu Dorota Bzdyla, Jakub Kordas i Michał Kurek, wcielający się głównie w role aktorów zespołu teatralnego powierzonego pieczy Reżysera, ale także w pomniejsze role obsługi technicznej teatru. Każdy z nich wnosi na scenę trochę inną energię, dzięki czemu jako zespół tworzą bardzo intrygujący zbiór charakterów. Niewątpliwie wysoki poziom gry aktorskiej jest jednym z mocniejszych elementów spektaklu. Podobnie zresztą jak intrygująca muzyka autorstwa Noama Zylberberga, która buduje oryginalny klimat dzięki wykorzystaniu w dość nowoczesnych aranżacjach m.in. klarnetu, skrzypiec i saksofonu. W połączeniu z tekstami Serhija Żadana w tłumaczeniu Adama Pomorskiego powstały utwory, które nie tylko sprawdzają się bardzo dobrze w konwencji lekko offowego w swojej stylistyce musicalu, jakim jest Charków! Charków!, ale z powodzeniem mogłyby zdać egzamin jako niezależny album studyjny.
Choć postaci stanowiące inspirację dla twórców musicalu Charków! Charków! żyły prawie sto lat temu, to obserwując postać Modesta Rucińskiego, dzierżącą w swoich dłoniach Oscara, nie sposób jest nie przywołać w głowie obrazów sprzed zaledwie miesiąca, kiedy to twórcy dokumentu 20 dni w Mariupolu zdobyli dla Ukrainy pierwszą w historii statuetkę Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej, a w swojej przemowie powiedzieli, że woleliby nigdy jej nie otrzymać, jeśli oznaczałoby to, że obywatele ich kraju nigdy nie doświadczyliby wojny. Spektakl w reżyserii Svitlany Oleshko przypomina nam, że pewne narody niemal zawsze musiały walczyć o zachowanie autonomiczności swojej kultury i sztuki, a wielu za wolność artystyczną zapłaciło najwyższą cenę. Obranie przez twórców formy musicalowej jest w moim odczuciu próbą zaszczepienia ziarna nadziei, że być może czasami niektóre historie mogą mieć szczęśliwe zakończenie, nawet jeśli może się ono wydawać słodko-gorzkie.