Dla świadków pierwszych wykonań "Czarodziejskiego fletu" było sprawą oczywistą: to dzieło powstało z masońskiej inspiracji i wyrażało światopogląd wolnomularzy. A Mozart był jednym z nich.
Tim jest nastoletnim uczniem szkoły im. Mozarta i marzy o karierze śpiewaka operowego. Znajduje w niej magiczne przejście, które w tajemniczy sposób przenosi go do fantazyjnego świata opery „Czarodziejski flet". Staje się jej głównym bohaterem, księciem Tamino.
W pierwszoplanową rolę wcielił się znany z serialu „Cień i kość" Jack Wolfe, któremu na dużym ekranie partneruje m.in. gwiazda „Gry o tron" Iwan Rheon. Występuje też F. Murray Abraham, laureat Oscara za rolę Antonia Salieriego w niezapomnianej biografii kompozytora - „Amadeusz". Głosu użyczyły także gwiazdy operowe – Rolando Villazón, Sabine Devieilhe i Morris Robinson.
Florian Sigl w swoim debiucie reżyserskim, który można już oglądać w polskich kinach, odkrywa na nowo słynną operę Mozarta, „Czarodziejski flet". Co z jej powstaniem mieli wspólnego masoni?
"Czarodziejski flet" skazany na sukces
Wolfgang Amadeusz Mozart wychyla się znad klawesynu w stronę orkiestry. Od instrumentu dyryguje pierwszym wykonaniem swej nowej opery „Czarodziejski flet". Jest 30 września 1791 r. W Theater auf der Wieden (obecnie Theater an der Wien), ludowej scenie Wiednia, publiczność słucha pięknej muzyki z coraz szerzej otwartymi ustami. Gdy pada ostatni akord, następuje cisza. Tłum, który zwykle krzyczy, śmieje się i robi niewybredne komentarze w trakcie przedstawienia, zastyga w zdumieniu i zachwycie.
„Największą radość sprawił mi ten cichy aplauz widowni!" – pisze później Mozart w liście do żony Konstancji.
Dyrektor teatru Emanuel Schikaneder, sprawca całego zamieszania, który zamówił u Mozarta utwór i libretto, liczy w myślach przyszłe zyski z kolejnych przedstawień, kłaniając się widowni. Jest zawodowym aktorem i reżyserem, sam obsadził się w roli jednego z dwóch głównych bohaterów, ptasznika Papagena. Śpiewa swoje zrytmizowane „Pa - pa - pa", gra na dzwoneczkach i szuka dziewczyny, z którą mógłby mieć armię „papageniąt" (Mozart miał sześcioro ślubnych dzieci).
Na kolejnych przedstawieniach sala jest jeszcze bardziej nabita. Bawi się świetnie prosty odbiorca z wiedeńskich przedmieść, bawią się arystokraci i artyści, z których wielu to członkowie lóż masońskich. Przyszli znęceni nazwiskiem kompozytora, „brata Mozarta" z loży wolnomularskiej „Pod Dobroczynnością" ("Zur Wohltätigkeit").
Ze swojej teatralnej loży Antonio Salieri, nadworny kompozytor cesarza Józefa II, krzyczy w upojeniu: „Bravo! Bello!".
To ostatnia opera?
„Czarodziejski flet" uwodzi słuchaczy od pierwszych taktów uwertury. Przechodzi przez wszystkie rejestry człowieczeństwa, odnosi się do tego, co niskie i wysokie; co prozaiczne („wino, kobiety i śpiew" to credo Papagena) i filozoficzne. Demonstruje walkę dobra (Sarastro) ze złem (Królowa Nocy), drogę od ciemności do światła. Utwór raz nakłada maskę komiczną (buffa), to znów poważną, tragiczną (seria).
Głębsze sensy i znane tylko wtajemniczonym znaczenia kryją się pod infantylną opowieścią o miłosnym spotkaniu pary prostaczków, Papagena i Papageny, oraz księcia Tamina z księżniczką Paminą, którzy muszą przejść przez serię ciężkich prób, aby ich miłość mogła się spełnić.
Dla świadków pierwszych wykonań „Fletu" było sprawą oczywistą, że jest to dzieło powstałe z masońskiej inspiracji i wyrażające światopogląd wolnomularzy – Mozart był jednym z nich.
Wbrew obiegowym opiniom „Czarodziejski flet" nie jest ostatnią operą Mozarta, w zasadzie nie jest nawet operą, tylko śpiewogrą, singspielem, w którym motorem akcji są akompaniowane dialogi, a muzyka z ariami i chórami pojawia się jako ich dopełnienie. Geniusz Mozarta uczynił z „Czarodziejskiego fletu" prawdziwą operę, co więcej po niemiecku, na przekór panującej wówczas w Europie dominacji opery włoskiej.
Ponieważ cesarski dwór opanowali włoscy kompozytorzy, Mozart dopiero w ludowym teatrze przedmieść mógł wystawić coś własnego po niemiecku, z czego bardzo się ucieszył, a co stało się kamieniem założycielskim opery niemieckiej.
Jego arcydzieła napisane kilka lat wcześniej z librecistą Lorenzem Da Pontem („Wesele Figara", „Cosi fan Tutte", „Don Giovanni") mają włoskie libretta i odnoszą się do tradycji muzycznych Italii, które Mozart poznał w dzieciństwie, objeżdżając z ojcem Włochy i pisząc dla Mediolanu swoje pierwsze opery. Włoskie libretto ma również chronologicznie ostatnia opera Mozarta, którą jest „Łaskawość Tytusa" (1791). Powstała dla teatru operowego w Pradze, z okazji koronacji cesarza Józefa II na króla Czech.
Wolfgang Amadeusz skomponował ją w rekordowym tempie niespełna dwóch letnich miesięcy, równocześnie pracując nad dużo wcześniej rozpoczętym „Fletem". Jednak „Łaskawość…" wykonano z początkiem września 1791 r., a „Flet" pod koniec tego miesiąca i chyba tylko w tym sensie – kolejności wykonania – można słynną śpiewogrę uznać za „ostatnią operę Mozarta".
Szybka śmierć
Niespełna dwa miesiące później Wolfgang Amadeusz nagle podupada na zdrowiu. Kładzie się do łóżka i już go nie opuszcza. Jego choroba zaczyna się od opuchlizny dłoni i stóp, którymi nie może poruszać.
Opuchlizna, skutek gorączki reumatycznej, zniekształca jego drobną figurkę (mierzył tylko 150 cm wzrostu). Kolejne utwory, w tym „Requiem" zamówione przez pewnego arystokratę, dyktuje uczniowi, Sussmayrowi, ale i to staje się coraz trudniejsze, ponieważ ma problemy z oddychaniem. Dzieła nie kończy.
W noc 5 grudnia 1791 w domu Mozartów przy Rauhensteingasse w Wiedniu, wskazówka zegara zatrzymuje się na pięć minut przed pierwszą, gdy 35-letni Wolfgang Amadeusz umiera. Do końca zachowuje przytomność umysłu, ale osłabione zatruciem organizmu serce odmawia posłuszeństwa. Przy łożu śmierci gromadzą się rodzina i uczeń Sussmayr, którego Mozart podejrzewał o romans z Konstancją, ale tolerował to, ponieważ sam nie stronił od przygód, w tym romansu z niejaką Magdaleną Hofdemel, z którą miał nieślubne dziecko.
Sussmayr wkrótce znajdzie się w kręgu podejrzanych o otrucie mistrza. Pogłoski o truciźnie rozchodzą się błyskawicznie. Sam Mozart podejrzewał, że ktoś go skrycie otruł i dawał temu wyraz (dziś otrucie jest zdecydowanie kwestionowane przez naukowców).
Ten krąg będzie się stopniowo poszerzał: o hrabiego Franza von Walsegg-Stuppacha, który zamówił u Mozarta mszę żałobą, a chciał ją zaprezentować pod własnym nazwiskiem, o nadwornego kompozytora cesarskiego, Włocha Antonia Salieriego (w rzeczywistości przyjaznego Mozartowi), co w XX w. stało się podstawą scenariusza hitowego filmu „Amadeusz" Milosza Formana (1984); o żonę Konstancję, o zazdrosnego męża Magdaleny Hofdemel, wreszcie o masonów – mieli jakoby uciszyć kompozytora, który w „Czarodziejskim flecie" wyśpiewał za dużo o tajemnicach loży.
Mozart wolnomularzem
Po opuszczeniu rodzinnego Salzburga w 1781 r., Mozart zadomowił się w Wiedniu i postanowił przystąpić do wolnomularzy. Loże masońskie działały w Austrii Habsburgów legalnie – Józef II, a wcześniej jego matka Maria Teresa, reprezentowali absolutyzm oświecony, cesarz sam chętnie inspirował się ideami masonów.
W efekcie, za czasów Mozarta w Wiedniu działało osiem lóż, zrzeszających ponad tysiąc braci, ludzi bardzo wpływowych, arystokratów, ambasadorów różnych państw, artystów i wydawców. Kto chciał zrobić karierę, ten chciał należeć do loży, ale dla Mozarta było to coś więcej – gdy rozstał się z Kościołem katolickim, rytuały masońskie i przynależność do loży dawała mu duchowe oparcie. Na potrzeby rytuałów pisał muzykę – kantaty wolnomularskie, pieśni, muzykę inicjacyjną, towarzyszącą obrządkom loży i żałobną.
Do masonów należał również Emanuel Schikaneder, który namówił Mozarta do skomponowania „Czarodziejskiego fletu" i napisał libretto, w którym odzwierciedlił wierzenia i przekonania masońskie, dążenie od ciemności do światła, a bohaterów poddał licznym próbom charakterystycznym dla inicjacji wolnomularskiej.
Mozart zaś napisał utwór w ulubionej przez braci promiennej tonacji Es-dur, opatrując go trzema akordami, podobnie jak trzema uderzeniami, którymi rozpoczyna się rytuał. Ważna dla masonów liczba trzy przenika całą partyturę, pojawiając się w rozmaitych konfiguracjach. Co ciekawe, wtajemniczenia dostępuje nie tylko Tamino, ale i jego narzeczona Pamina. Przechodzi przez kolejne próby i osiąga rodzaj oświecenia.
Loże masońskie nie były koedukacyjne, składały się wyłącznie z mężczyzn. Kobiety zakładały loże żeńskie, zwane „adopcyjnymi", ale nie były traktowane przez braci zbyt poważnie. I przez męskie towarzystwo nie były uznawane. Epoka była zdecydowanie seksistowska, mimo działających w dobie Oświecenia pisarek. Ale słowa libretta: „Kobieta, która nie lęka się nocy ni śmierci, godna jest tego, by zostać wtajemniczoną" miały swój ciężar.
„Tradycjonalistom musiały się jeżyć włosy na głowie!" – pisze Guy Wagner w książce „Brat Mozart. Wolnomularstwo w XVIII-wiecznym Wiedniu".
Chorowity od dziecka
Ostatecznie jednak masoni są dziś poza podejrzeniem. Współczesna nauka, na podstawie diagnoz i opisów choroby pozostawionych przez lekarzy Mozarta, wyklucza możliwość otrucia kompozytora. Przyczyną śmierci – jak piszą autorzy zbiorowego przewodnika „Next to Mozart. Answers to the 111 Most Common Questions", wydanego przez salzburskie Mozarteum – była gorączka reumatyczna, która doprowadziła do zawału serca.
Być może Mozart złapał paciorkowca, który pokonał jego osłabiony, mało odporny organizm. Kompozytor był od dziecka chorowity – cierpiał na tyfus plamisty, ataki kolki nerkowej i reumatyzm. Choroby były zaleczane, ale z wiekiem zaczęły się odnawiać i kumulować.
„Requiem" Mozart już nie zdołał ukończyć, ale zostawił nam „Czarodziejski flet", chyba najsławniejsze swoje dzieło.