Chyba nigdy za swej prawie już półtorawiecznej egzystencji w zaświatach twórca polskiej opery narodowej nie czuł się tak źle, jak w roku 2019 - pisze Grzegorz Wiśniewski w Trybunie.
Wierny w swej ziemskiej drodze i w swej twórczości wszystkim wartościom głoszonym przez dzisiejszy obóz rządzący - wzorowy mąż i ojciec licznej rodziny, szczery patriota, głęboko bogobojny, należycie ostrożny wobec wszelkich wątpliwych obcych nowinek - miał przecież prawo żywić nadzieję, że przypadająca w ubiegłym roku 200. rocznica jego urodzin zostanie w ojczystym kraju potraktowana z należytą powagą, tym bardziej, że poprzednie jego okrągłe jubileusze, w latach 1969 i 1972, przychodziły na czas - wedle przez tenże reżim preparowanych wersji polskiej historii - rosyjskiej okupacji. Miał zresztą reżim "prawa i sprawiedliwości" na przygotowanie Moniuszkowskich obchodów niemało czasu - blisko pół dekady; jeśli nawet w jego ekipie od kultury przeważali ludzie, którzy o tym, kiedy żył Moniuszko, mieli pojęcie dość mgliste, przecież raz po raz im o tym publicznie przypominano; świeżo osadzonemu na stolcu ministra kultury, niewykwalifikowane