Grzegorz Jarzyna wraz z polską ekipą (scenografia Magdalena Maria Maciejewska, kostiumy Anna Nykowska-Duszyńska, wideo Bartek Macias, światło Jacqueline Sobiszewski) stworzył dwie, ale tylko z pozoru odrębne odsłony. Opowieści o dzieciach są jak awers i rewers - pierwsza kończy się happy endem, druga - niemym krzykiem rozpaczy - Jacek Hawryluk o premierze "Dziecka i czarów" oraz "Karła" w monachijskiej operze.
Przed tygodniem Grzegorz Jarzyna zadebiutował na deskach Staatsoper w Monachium. Mniej doświadczony w operze od Krzysztofa Warlikowskiego i Mariusza Trelińskiego reżyserował dotąd poza Polską tylko "Graczy" Szostakowicza w Lyonie. W Monachium, mając do dyspozycji znakomity zespół i specjalistę od muzyki XX w. Kenta Nagano, połączył jednego wieczoru dwa tytuły - "Dziecko i czary" Mauricego Ravela oraz "Karła" Alexandra Zemlinsky'ego Oba dzieła pochodzą z lat 20., ale pod względem muzycznym dzieli ich niemal wszystko. "Dziecko i czary" to fantazja w dwóch częściach z librettem Colette (początkowo miał to być balet, zresztą i w takiej wersji się ten utwór wystawia) pokazana po raz pierwszy w Monte Carlo w 1925 r. Utwór Ravela to opowieść o niesfornym dziecku, które za swe zachowanie zostaje zamknięte w pokoju, co wywołuje jego furię. Ale gdy tylko za matką zamykają się drzwi, pokój dziecka przechodzi metamorfozę, martwe przedmioty zaczynają �