EN

2.05.2022, 14:46 Wersja do druku

Mojry

„Prawo wyboru" Ferdinanda von Schiracha w reż. Piotra Kruszczyńskiego w Teatrze Nowym im. Tadeusza Łomnickiego w Poznaniu. Pisze Adam Domalewski w portalu Teatrologia.info.

fot. Katarzyna Jankiewicz/mat. teatru

To już drugie w tym sezonie poznańskie widowisko wprost traktujące o śmierci. Po spektaklu Teatru Polskiego o ostatnich dniach Jana Pawła II Teatr Nowy zaproponował przedstawienie oparte na współczesnym tekście, dziejące się na sali sądowej, ale i tu nie mogło zabraknąć kontekstu religijnego.

Inscenizacja w Prawie wyboru przyjmuje formę posiedzenia Rady Etyki, podczas którego rozstrzygnięte mają zostać dalsze losy siedemdziesięcioletniego architekta Gärtnera. Mężczyzna, choć nie jest poważnie chory, pragnie zakończyć swoje życie. Głównie dlatego, że stracił wszelkie nim zainteresowanie od czasu śmierci swej żony, z którą spędził 42 lata. Dowiadujemy się, że kobieta zmarła na raka 3 lata temu, a w czasie choroby bardzo cierpiała i sama najchętniej zgodziłaby się na eutanazję. „Nie chcę więcej żyć – i nie jest to amoralne, egoistyczne ani chore” – mówi zaraz na początku bohater, kreowany przez Aleksandra Machalicę, i trzeba przyznać, że robi to duże wrażenie. Walkę o możliwość przeprowadzenia legalnej, farmakologicznej eutanazji Gärtner traktuje przy tym jako osobistą misję – rodzaj długu i zobowiązania wobec żony. Wiadomo zatem od początku, że w przypadku tej rozprawy chodzi o coś więcej niż „tylko” o los pojedynczego człowieka. Po krótkim wystąpieniu bohatera głos zabierają już głównie reprezentujące różne dyscypliny ekspertki, powołane w tym celu przez komisję. Co istotne, na posiedzeniu zabraknie członków rodziny Gärtnera, choć ma on dwóch synów i troje wnucząt. Zgodnie jednak z jego zapewnieniami synowie akceptują podjętą decyzję i godzą się na przedwczesną śmierć ojca.

W związku z tą nieobecnością tym większa rola przypada publiczności. Od początku spektaklu skierowane jest na nią światło, traktuje się ją jako zbiorowe ciało podejmujące decyzję. Ten rodzaj kontraktu zawartego między widzami a Przewodniczącą Rady Etyki (Daniela Popławska) podkreśla organizacja przestrzeni, ze znajdującymi się już poza sceną, wysuniętymi w pierwsze dwa rzędy foteli mównicami. To przy nich toczy się zasadnicza część akcji spektaklu, polegająca na następujących po sobie wystąpieniach i wymianach zdań między członkiniami tego zgromadzenia. Jest ich siedem, wszystkie ubrane są w czerń i pełnią rozmaite role. Biegler (Marta Herman) to młoda i nieco arogancka prawniczka reprezentująca Gärtnera, przekonana o zasadności jego roszczenia. Jej zdaniem eutanazja powinna być prawnie dozwolona, gdyż stanowi przykład wolności człowieka do samostanowienia. Keller (Antonina Choroszy) i Brandt (Maria Rybarczyk) pełnią rolę pomocniczą – włączają się w przebieg rozprawy, niemniej to nie na nich spoczywa ciężar argumentacji. Ta rola przypada trzem, reprezentującym klasyczne dziedziny wiedzy bohaterkom, które – niczym współczesne Mojry – zadecydują o dalszych losach Gärtnera.

Pierwsza przepytywana jest Litten (Małgorzata Łodej-Stachowiak), profesor nauk prawnych, postać budząca moje skojarzenia (choćby przez czysto fizyczne upodobnienie) z łączącą rolę polityka i prawniczki Moniką Płatek. Litten wyjaśnia rozmaite niuanse prawa związane z eutanazją i daje przykłady rozwiązań obowiązujących w tym zakresie w kilku zachodnich liberalnych krajach. Odpowiada bardzo pewnie i fachowo, sprawnie powściągając własne zapatrywania. Wśród kilku kluczowych dystynkcji, które ta postać wprowadza, znajduje się podział na eutanazję bierną i czynną. Ta pierwsza, jak słyszymy, nie jest zakazana – polega na odstąpieniu od uporczywego leczenia (sztucznego podtrzymywania życia) i do jej podjęcia wystarcza zwykłe oświadczenie woli. Bohaterka wspomina także (czy aby nieco nie nad wyraz, dla retorycznego efektu?) o eutanazji pośredniej, a więc o sytuacji, w której podawane leki (na przykład morfina) w dłuższej perspektywie prowadzą do śmierci chorego. Nie zmienia to faktu, że eutanazja czynna, a także tzw. wspomaganie samobójstwa są karalne – i jest to oczywiście prawda także w odniesieniu do polskiego kodeksu, choć sceniczne realia w sztuce Ferdinanda von Schiracha odnoszą się do Niemiec.

Litten w odpowiedzi na pytania zadawane jej przez inne członkinie Rady sięga po liczne przykłady i statystki z krajów takich, jak Belgia, Holandia i Szwajcaria, w których dobrowolne skrócenie życia jest legalne. Okazuje się, że eutanazje przeprowadzane są w nich nawet w przypadku nieuleczalnie chorych dzieci i nastolatków. Zdaniem prawniczki przykład Szwajcarii nie dowodzi, iż zalegalizowanie eutanazji znacząco zwiększa liczbę samobójstw (w tym kraju w ciągu czterdziestu lat uśmierconych zostało trzy tysiące osób – co stanowi zresztą tylko pewien procent tych, którzy taką zgodę uzyskali). Te spokojnie referowane fakty brzmią u nas dość szokująco, ale to niezaprzeczalnie ważna część przedstawienia, w której widzowie zyskują świadomość tego, jak wygląda stan rzeczy w najbardziej liberalnych europejskich państwach.

fot. Katarzyna Jankiewicz/mat. teatru

Wyraźnie odmienne stanowisko reprezentuje Sperling (Agnieszka Różańska), ekspertka z dziedziny medycyny. Reprezentuje ona środowisko lekarskie i stoi twardo na stanowisku, że czynna eutanazja nie powinna być dopuszczalna. Jej główne argumenty obejmują to, że eutanazja jest sprzeczna z przysięgą Hipokratesa, a przy tym nie może być traktowana jako rozwiązanie innych problemów pacjentów, na przykład psychicznych czy miłosnych. W przypadku osób nieuleczalnie chorych receptą powinna być natomiast rozwinięta opieka paliatywna. Argumenty te próbuje zbić mecenas Biegler i w dużej mierze jej się to udaje. Występująca w roli rzecznika Gärtnera prawniczka przypomina między innymi, że przysięgę Hipokratesa zastąpiła współcześnie Deklaracja Genewska, zaś wiele dawnych stanowisk podzielanych przez środowisko lekarskie uznawanych jest współcześnie za przestarzałe. Polemika z doktor Sperling nie jest jednak specjalnie utrudniona, gdyż bohaterka ukazana została nieco karykaturalnie – jej zachowanie jest grubiańskie i aroganckie; można powiedzieć, że reprezentuje ona „lekarską kastę”.

Kiedy wydaje się, że stronę wstrzemięźliwą wobec szerokiej legalizacji eutanazji prezentować będzie w przedstawieniu ta mało przyjazna bohaterka, a racje zostały uprzednio rozdane, na scenę wchodzi Thiel (Bożena Borowska-Kropielnicka) i sprawy zaczynają przybierać niespodziewany obrót. Oto głos zabiera teolog, będąca wcześniej cały czas na uboczu dyskusji, przedstawicielka Katolickiego Episkopatu Niemiec. Prezentująca jasno wyrażone stanowisko epistemologiczne Thiel na samym początku odwołuje się do Boga („życie jest święte, bo jest związane z Bogiem”), ale następnie wtrąca do dyskusji kilka niezwykle istotnych, całkiem świeckich argumentów, które nie sposób zlekceważyć. Jej zdaniem zalegalizowanie eutanazji będzie niczym otwarcie puszki Pandory, gdyż operuje pojęciem życia niewartego życia. „Czy naprawdę mamy odczuwać radość z tego powodu, że ktoś umarł?” – pyta. Poza tym legalizacja eutanazji niezamierzenie skutkować może presją wywieraną na osoby zniedołężniałe czy śmiertelnie chore, by ulżyły sobie (i innym…) w cierpieniu. A czy w przypadku osób, które straciły świadomość, decyzję o eutanazji będzie mogła podejmować w ich imieniu rodzina – na zasadzie przewidywania woli?

Społeczne skutki legalizacji eutanazji mogą więc okazać się opłakane. Nadto, jak spokojnie przekonuje zgromadzenie teolog, każda śmierć obciąża psychikę innych ludzi. Szybko zostaje jednak zaatakowana przez mecenas Biegler – dyskusja, która się między nimi wywiązuje, dotyczy zarówno moralnie zdyskredytowanego przez pedofilię, instytucjonalnego Kościoła (argument ten mało jest jednak z całą sprawą powiązany), jak i przekazu biblijnego, w którym znaleźć można w sumie dziesięć opowieści o samobójstwie. Biegler próbuje ośmieszyć ideę grzechu i odkupienia, z premedytacją literalnie traktując biblijny przekaz (nawet ten o Adamie i Ewie). Między bohaterkami zarysowuje się wyraźna różnica zdań, przede wszystkim w podejściu do ludzkiego życia i cierpienia. Theil uważa, że umieranie nie jest tragedią, a cierpienie uznaje za integralną część życia. Biegler z kolei przekonuje, że unikanie cierpienia jest podstawowym prawem i racjonalną strategią człowieka.

Postać wykreowana przez (ostatnio rzadko oglądaną na scenie Teatru Nowego) Bożenę Borowską-Kropielnicką kwestionuje zatem bezdyskusyjność liberalnego podejścia do kwestii eutanazji. Aktorka zagrała tę rolę niezwykle przekonująco, mistrzowsko operując minimalistycznymi środkami. Po jej wystąpieniu wynik głosowania, które ostatecznie zostaje przeprowadzone, nie jest wcale taki jednoznaczny. Wiele osób głosuje przeciw dopuszczalności eutanazji, niektórzy – w tym ja sam – wstrzymują się od głosu.

Ale to jeszcze nie koniec. Spektakl zamyka niespodziewana, uderzająca scena symbolicznego pogrzebu Gärtnera. Rozświetla się opuszczona dotąd głębia sceny Teatru Nowego, którą wypełnia duży zbiornik z wodą. Ubrany w garnitur bohater, trzymając w rękach swe buty, wchodzi do wnętrza tej symbolicznej trumny, a w tym czasie uczestniczki procesu zanoszą do niej palące się świece. I śpiewają. Gromko śpiewają znaną tradycyjną pieśń pogrzebową Żegnam cię, mój świecie wesoły. Całość kończy się więc ponowieniem rytuału, a nie suchą prawniczą mową. To uderzający finał, niespodziewany i dobrze oddający niejednoznaczność naszego współczesnego podejścia do śmierci. Czy prawo wyboru w świecie rządzonym przez nieubłaganą moírę nie wydaje się nieco iluzoryczne?

fot. Katarzyna Jankiewicz/mat. teatru

Tytuł oryginalny

Mojry

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Adam Domalewski

Data publikacji oryginału:

28.04.2022