EN

22.01.2022, 19:46 Wersja do druku

Moja rozpacz miała ogromne znaczenie

„Śniąc, możemy wejść do swojej podświadomości, skomunikować się z sobą, znaleźć odpowiedź na pytanie, co zrobić, żeby nastąpiła jakaś zmiana. Albo co zrobić, żeby ludzi obudzić, przebudzić do działania. Maja pilnowała, żeby to było czytelne i definiowało całą podróż Konrada. Zaczyna się snem i kończy się snem” – o roli Konrada w Dziadach Mai Kleczewskiej w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie mówi Dominika Bednarczyk w rozmowie z Jackiem Cieślakiem.

fot. Bartek Barczyk

JACEK CIEŚLAK Dziady nie są Pani pierwszą pracą z Mają Kleczewską. W 2000 roku zagrała Pani w Jordanie, który był jej głośnym debiutem w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego.

DOMINIKA BEDNARCZYK Moim w pewnym sensie też, ponieważ właśnie ta rola ukształtowała mnie na lata. Szkołę skończyłam wcześniej, w 1996 roku, i miałam to szczęście, że współpracowałam z Krystianem Lupą, grałam w jego przedstawieniach dyplomowych – Płatonowie wiśniowym i Płatonowie oliwkowym, z wielką rolą Mai Ostaszewskiej jako Generałowej i równie znakomitymi rolami moich kolegów. Praca z Krystianem ustawia na całe życie, zaraz po szkole szuka się podobnych doświadczeń, a one zdarzają się rzadko. Praca z Mają nad Jordanem była więc tą pierwszą po szkole, która pozwoliła mi penetrować rejony wcześniej odkrywane z Lupą. Pracowałam sześć miesięcy. Tekst był trudny – to oparty na faktach monodram o Shirley, dzieciobójczyni, która w dniu uniewinnienia popełnia samobójstwo. Tekst współtworzyła Anna Reynolds, która odsiadywała w więzieniu karę, zdaję się, że za zabicie swojej matki. Shirley była inspirowana postacią dziewczyny z tak zwanych nizin społecznych, którą Reynolds poznała w celi. Bohaterka monodramu podjęła próbę zabicia dziecka, gdy miało być jej odebrane, niestety udaną. Potem chciała popełnić samobójstwo, bo wierzyła, że może istnieć z synem Jordanem w drugim, lepszym świecie. Jednak została odratowana. Spektakl był rodzajem spowiedzi i dochodzeniem do prawdy o tym, co się wydarzyło i dlaczego. W czasie prób byłam niedoświadczona i gotowa na wszystko. Solidnie, głęboko weszłam w pracę. Myślę, że Maja w pewnym momencie o mnie drżała. Miała obawy, że się gdzieś teleportuję, przekroczę granicę życia i prywatności oraz bezpiecznego grania.

CIEŚLAK Na czym to polegało?

BEDNARCZYK Pracujemy na własnych ciałach i psychice. Czerwona lampka ostrzegawcza powinna przypominać, że rola to jednak fikcja i trzeba chronić siebie. Nie wszyscy to robią. Daniel Day-Lewis, pracując nad filmem W imię ojca, zamknął się na parę dni w więzieniu i zażądał od partnerujących mu aktorów, by w scenie przesłuchania pobili go naprawdę.

CIEŚLAK A jak wyglądały Pani przygotowania?

BEDNARCZYK Skoncentrowałam się na psychice. Każdego dnia oglądałam Przełamując fale von Triera. Zaczęłam miesiąc przed premierą, a potem kontynuowałam przed każdym spektaklem, w sumie sto razy. Wykreowałam cały rytuał. W dniu, kiedy grałam monodram, od godziny czternastej nie rozmawiałam z nikim, izolowałam się, słuchałam nagrań Björk. Z kolei postać Bess McNeill dobrze obrazuje kierunek pracy nad rolą, która dla Emily Watson też musiała być wyczerpująca. Podsumowując: w psychikę swoją wpuszczałam psychikę niedoszłej samobójczyni, dzieciobójczyni, dla której syn Jordan był przecież jedyną miłością w życiu. Nie chcę brzmieć egzaltowanie, ale rzeczywiście traciłam kontakt z rzeczywistością, a reakcja Majki brała się z wątpliwości, czy rola mnie nie przerośnie. Jednak gdyby nie tamta rola, nie byłabym tym, kim jestem teraz jako aktorka.

CIEŚLAK O drugim Waszym przedstawieniu Noże w kurach mówi się, że to była porażka.

BEDNARCZYK A ja uwielbiałam ten spektakl, chociaż dostaliśmy bardzo złe recenzje i antynagrodę Żenada Roku. Praca była trudna, długo dojrzewałam do pokory. Wtedy jak mi coś nie pasowało – po prostu tego nie robiłam. Dlatego po Jordanie to drugie spotkanie przyniosło pracę w sumie rozczarowującą. Aczkolwiek postać Młodej była dla mnie wspaniałą teatralną podróżą. Pomimo ciężkich prób bardzo lubiłam grać tamten spektakl.

CIEŚLAK Przejdźmy do Dziadów. Mieliśmy już głośne męskie role grane przez aktorki, choćby Hamleta Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej…

BEDNARCZYK …ale ona grała mężczyznę, tekst z męskimi końcówkami.

CIEŚLAK To prawda… Myślała Pani kiedykolwiek o tym, że zagra Konrada?

BEDNARCZYK A skąd!

CIEŚLAK Jak padła propozycja Mai Kleczewskiej?

BEDNARCZYK Zadzwoniła, gdy wracałam samochodem z rehabilitacji. Muszę zaznaczyć: nie słyszałyśmy się dwadzieścia lat! Zdębiałam. Zrobiło mi się słabo, musiałam się zatrzymać. Wiedziałam, że będzie robiła w naszym teatrze Dziady, ale nie byłam pewna, czy mnie obsadzi. Kiedy Maja zadzwoniła, powiedziała: „Cześć, czy chciałabyś ze mną pracować?”. Odpowiedziałam: „No pewnie”. „Wiesz, bo robię Dziady”. „No tak”. „Posłuchaj, bo ja bym chciała, żebyś zagrała Konrada”. Odpowiedziałam: „Jezus Maryja!”. Albo podobnie. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Stanęło na tym, że mam sobie o tej propozycji pomyśleć na spokojnie, a potem się zdzwonimy. Stanęłam pod Tesco i pomyślałam: „Nie wiem”.

CIEŚLAK Sprawa nie była dla Pani oczywista?

BEDNARCZYK Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to że premiera ma być w Krakowie, gdzie wszyscy albo pamiętają kreację Jerzego Treli, albo o niej słyszeli. Potem pomyślałam o Narodowym i Gustawie Holoubku. Myślałam: „Zjedzą mnie”.

CIEŚLAK Nie czuła Pani feministycznego „tak, teraz aktorkom należą się takie role”?

BEDNARCZYK Nie. Pomyślałam, że nie mam w pamięci tekstu. Musiałam sobie go przypomnieć. Nie mam też roszczeniowego podejścia do ról, nie myślę, że coś mi się w zawodzie należy. To jest obciążające, ale jak się coś uda – super.

CIEŚLAK Jak zaczęłyście pracować? Co Maja Pani mówiła?

BEDNARCZYK Postanowiłam, że chętnie i dużo będę słuchać, że wezmę jak najwięcej od Mai. Pierwsza próba była sprawdzianem, jak tekst brzmi z żeńskimi końcówkami, co się stanie z zachowaniem rymu. Kiedy rym i rytm się łamał – to było nie do wytrzymania. Nie wiedziałam też, co powiedzą faceci, ponieważ gdy zawisła na tablicy obsada, nie było napisane, kto co gra. Każdy z tych kilku aktorów przychodząc na próbę, mógł myśleć, że to właśnie on zagra Konrada.

CIEŚLAK Jak zareagowali na wybór reżyserki?

BEDNARCZYK Nie wiem, bo nie patrzyłam! (śmiech). Maja powiedziała, że jest pomysł, by Konrada zagrała Dominika Bednarczyk. Myślę, że było dużo wątpliwości. Szczerze rozmawialiśmy, zanim jeszcze rozpoczęliśmy czytanie, bo nie było wiadomo, jak to wszystko wybrzmi. Ja też czytając, miałam wrażenie, że tekst jest męski, jeśli chodzi o pychę, nie obrażając panów…

CIEŚLAK Miałem okazję napisać po premierze, że Pani rola jest odarta z męskiej i romantycznej pychy, właśnie dzięki kobiecej interpretacji.

BEDNARCZYK Mocno z Mają nad tym pracowałyśmy. Bardzo nam na tym zależało. A po pierwszym czytaniu kilku kolegów podeszło do mnie i powiedziało, że moje zaangażowanie sprawdza się, że to się słyszy, a przecież to była moja pierwsza próba, wykonana pewnie drżącym głosem. Przed wakacjami zdążyliśmy odbyć dwie próby czytane i rozstaliśmy się. Na wakacje pojechałam obładowana książkami Marii Janion.

CIEŚLAK Co Pani czytała?

BEDNARCZYK Niesamowitą Słowiańszczyznę oraz Kobiety i duch inności, ale też bardzo dużo wywiadów. Właściwie od nich zaczęłam. Przez wakacje czytałam, myślałam, pisałyśmy do siebie z Mają SMS-y i ponownie spotkałyśmy się we wrześniu. Zaczęła się praca. Powiem tak: od zbiorówek. Maja mnie oszczędzała. W końcu zabrałyśmy się za Wielką Improwizację. Dopiero podczas drugiej próby generalnej okazało się, że będę obecna na całym przebiegu. Wcześniej pracowaliśmy osobno. Miałam duży komfort, nie byłam zaangażowana przez cały czas. Miałam dużo przestrzeni do poszukiwań, mogłam dalej czytać, a Maja namawiała mnie, by w roli korzystać z tego, co przynosi obecny czas, czyli na przykład tego, co działo się na polsko-białoruskiej granicy. Strajk Kobiet trwał od roku.

CIEŚLAK Ale w spektaklu nie ma znaku Strajku Kobiet ani innych symboli znanych z ulicznych demonstracji.

BEDNARCZYK Myślę, że nie były potrzebne… Ważna była jeszcze sprawa Izy z Pszczyny. To się działo tu i teraz, na naszych oczach.

CIEŚLAK Zaskakująca odpowiedź na pytanie: „A wiesz ty, co to będzie z Polską za lat dwieście?”.

BEDNARCZYK Tak. A mimo to czytam złośliwe komentarze, że powinnyśmy zrobić Dziady o narodzie polskim, o jego cierpieniu. A mnie się wydaje, że zrobiłyśmy spektakl właśnie o cierpieniu narodu polskiego.

CIEŚLAK Co jeszcze zapamiętała Pani z prób?

BEDNARCZYK Maja prowadziła mnie wymagająco, ale czule. Wielkiej Improwizacji nauczyłam się szybko, również dlatego, że dobrze pamiętałam z Dziadów z 2003 roku w reżyserii Maćka Sobocińskiego, w których grałam rolę Krzyśka Zawadzkiego. Słuchałam uważnie Wielkiej Improwizacji w jego wykonaniu również dlatego, że zaraz po jej skończeniu wchodziłam na scenę. Zawadzki mówił świetnie. Jeśli chodzi o mnie, gdy po raz pierwszy na próbach powiedziałam całość Wielkiej Improwizacji, byłam wykończona. „No właśnie to jest stan, w którym powinnaś być od początku. Dawaj jeszcze”. Próbowałyśmy różnych wersji, „frontmańskich”, „strajkowych”.

CIEŚLAK Jednak na premierze…

BEDNARCZYK …było zupełnie coś innego. Prawda?

CIEŚLAK Oczywiście. Konrad stał się zbolałą kobietą, która akcentuje frazę: „Czuję całego cierpienia narodu, / Jak matka czuje w łonie bole swego płodu”, nie rozumiejąc tyrańskiej formy władzy i bezduszności Boga, do którego się modli. Pani Konrad pytał(a), dlaczego władza i Bóg nie są empatyczni. Bez żadnej agresji.

BEDNARCZYK Myślę, że o to chodziło. Maja namawiała mnie na osobistą podróż. Jestem osobą wierzącą, która teraz czuje się w Kościele bezdomna, bo instytucja nie zadbała o wspólnotę wszystkich, staje się dla mnie obca, mająca coraz mniej wspólnego z podstawami chrześcijaństwa, przede wszystkim z przykazaniem miłości bliźniego, które jest dla mnie przykazaniem najważniejszym. Moje poczucie rozpaczy miało ogromne znaczenie w pracy.

CIEŚLAK Konrad nie chodzi w niedzielę do kościoła?

BEDNARCZYK Już nie… Chodzi do lasu. W lesie ma świątynię. Tam się modli. Las jest oczywiście wieloznaczny…

CIEŚLAK Nie mówimy o bóstwach leśnych i słowiańskich?

BEDNARCZYK Nie, ale mówiłam Wielką Improwizację w lesie, ku uciesze wszystkich rowerzystów i biegaczy. Szłam, mówiłam z przymkniętymi oczami i nadziałam się na jednego z nich, gdy się rozgrzewał. Pomyślał pewnie, że idzie pani z psami i ma zwidy, a ja mówiłam Wielką Improwizację. Las, otwarty i dziki, był najlepszym miejscem do mówienia.

CIEŚLAK Proszę powiedzieć, czy najważniejszy rekwizyt Konrada, czyli kule, są zaczerpnięte z życia Janiny Ochojskiej, działaczki charytatywnej, która pomimo swoich ograniczeń praktykuje miłość bliźniego?

BEDNARCZYK To był pomysł Mai i naszego kostiumografa Konrada Parola. Na początku postać Konrada miała być Janiną Ochojską 1:1, z ubiorem i fryzurą. Potem uznaliśmy, ja również, że to byłoby zbyt bezczelne. Doszliśmy do wniosku, że zaznaczymy inspirację, zrobimy ukłon w stronę Janiny Ochojskiej, jej pracy i poświęcenia, ale nie będziemy nią żyrować spektaklu. Na początku bałam się tych kul…

CIEŚLAK Kule są widocznym znakiem cierpienia, ale takie osoby jak Janina Ochojska, które zajmują się losem wielu ludzi potrzebujących pomocy, mają większe prawo mówić, że cierpią za miliony, niż megalomański poeta.

BEDNARCZYK Oczywiście.

CIEŚLAK Powiedzmy, że Pani Konrad ma taneczne alter ego, które pokazuje duchowość Konrada, jego wolność. Pomimo fizycznej niepełnosprawności unosi się nad ziemią. Płynie. Lata.

BEDNARCZYK Kiedy pojawiła się Kaya Kołodziejczyk, która w tańcu może wszystko, współistnienie z nią przyniosło mi ulgę. To był wspaniały pomysł. Czułam się jak w Podwójnym życiu Weroniki Kieślowskiego. Generalnie podróż Konrada jest samotna i trudna, co ja, jako aktorka, również czuję. Obecność Kai bardzo mi pomaga. Dla mnie Kaya jest duszą Konrada. Uwielbiam te wspólne momenty na scenie, a nasz motyw od premiery wciąż się rozwija. Kaya bardzo nam pomogła również w ruchu scenicznym, a mnie z kulami, z którymi nie chodzi się łatwo.

CIEŚLAK Spektakl rozpoczyna monolog Konrada transmitowany z piwnicy teatru na ekran przypięty do kurtyny. Gdzie jest wtedy Konrad? W celi?

BEDNARCZYK Tak, określiłyśmy to miejsce jako celę. Mówiłyśmy też, że może Konrad nagrywa testament. Ta scena również ewoluowała.

CIEŚLAK Jest w tej scenie wyrażona obawa, że Polska staje się więzieniem?

BEDNARCZYK Tak. Ale Maja wprowadza też poetykę snu. Mamy do czynienia z pewną projekcją. To, podobnie jak więzienie, jest motywem wziętym z Szekspira. Mamy zresztą w Dziadach cytat. Sen może być remedium. Śniąc, możemy wejść do swojej podświadomości, skomunikować się z sobą, znaleźć odpowiedź na pytanie, co zrobić, żeby nastąpiła jakaś zmiana. Albo co zrobić, żeby ludzi obudzić, przebudzić do działania. Maja pilnowała, żeby to było czytelne i definiowało całą podróż Konrada. Zaczyna się snem i kończy się snem. Ostatni monolog, zaczynający się od słów „Nocy cicha”, będący jednocześnie fragmentem prologu III części Dziadów, pojawił się po trzeciej generalnej. Maja powiedziała: „Może to będzie coda snu z początku spektaklu”.

CIEŚLAK Konrad przygląda się scenie bal u Senatora. Czy to jest przypomnienie przeszłości, czy rozgrywająca się na naszych oczach powtórka z niej, w co nie możemy uwierzyć?

BEDNARCZYK To jest domknięcie koła. Sen, ale z nadzieją, że coś się w końcu wyśni. W myśleniu o tej scenie towarzyszyła mi Maria Janion i jej interpretacja mitu Syzyfa. Pchamy głaz z nadzieją, że którego dnia się nie stoczy, a my osiągniemy cel.

CIEŚLAK Konrad dołącza w celi do kobiet. Są pobite, pokazują „faka” do kamery. Kim są?

BEDNARCZYK Nie definiowałyśmy tego. Nie musiałyśmy tego dobitnie nazywać, żeby było czytelne. Kiedy my aktorki Słowackiego znalazłyśmy się razem w fosie wyobrażającej celę, kiedy mówiłyśmy tekstem Mickiewicza i słuchałyśmy siebie…

CIEŚLAK Wtedy?

BEDNARCZYK Pamiętam pierwszą improwizację tej sceny. To była gąbka, która zassała rzeczywistość. Ale myślę, że każdy widz ma pole do własnej interpretacji. Mogą to być dziewczyny ze Strajku Kobiet albo z protestów „Stop torturom na granicy”, albo oskarżone o aborcje. Wszystko w tej scenie może się zmieścić. Mogą to być także aktywistki z Białorusi, więzione przez Łukaszenkę, porywane z domów i ulic. Bite.

CIEŚLAK Dużej zmianie uległy sceny w oryginale związane z Księdzem Piotrem i jego widzeniem. Kogo gra Marcin Kalisz przed ołtarzem Wita Stwosza, który zaprojektowała Katarzyna Borkowska?

BEDNARCZYK Myślałyśmy o obrazie, który wpisuje się w złe praktyki ludzi Kościoła. Jak wspomniałam, będąc osobą wierzącą, mam z tym wielki problem. Ksiądz Lemański, ksiądz Boniecki są dla mnie księżmi z prawdziwego zdarzenia, niestety w kontekście Kościoła coraz częściej mówi się o osobach, które są niegodne miana duchownego. W Krakowie to jest bardzo widoczne. Muszę coś powiedzieć: czytając Dziady, miałam poczucie, że jest w nie wpisane krytyczne spojrzenie na ludzi Kościoła. Moim zdaniem Ksiądz Piotr jest bardzo niejednoznaczny. A kiedy zobaczyłam pierwszy raz rolę Marcina Kalisza i widzenie Ewy w wykonaniu Karoliny Kazoń – zatkało mnie. Dla wielu osób ta scena jest kontrowersyjna czy wręcz naciągnięta. Ja takiego poczucia nie mam. Grzechy Kościoła ujawniane są na coraz wyższych poziomach jego hierarchii, stąd zmiana przeora na papieża w pytaniu „Czy wiesz, dlaczego papież tobie nie sprzyja?”. Mam wrażenie, że jesteśmy coraz bliżej narodowego Kościoła polskiego. Przecież jeden z krakowskich księży powiedział, że papież Franciszek powinien zejść z tego świata! Innych form nieposłuszeństwa jest wiele. Bardzo mi się podoba, że Maja usunęła ze sceny Księdza Piotra i Konrada postać Ducha. Egzorcyzmy odbywają się wyłącznie na Konradzie. Czytałyśmy o tym wątpliwym procederze. Rozmawiałam z psychiatrą, który wspominał, że od dłuższego czasu trwają rozmowy z Kościołem, by zaniechać egzorcyzmów, bo są one ewidentnym nadużyciem. Obejrzałyśmy dokument Uwolnij mnie o egzorcystach sycylijskich. Treść, jaką przekazuje ten obraz, jest przerażająca. Egzorcyzmom poddawane są osoby chore psychicznie, z rozszczepionymi osobowościami, a jeżeli są wierzące, chętnie wchodzą w tę konwencję. Posiłkowałam się też książką Stanisława Obirka i Artura Nowaka Gomora z bardzo ciekawym rozdziałem o egzorcyzmach. Wszystko to sprawiło, że nie wyobrażałam sobie, że tę scenę można było pokazać inaczej niż przemocowo.

CIEŚLAK Konrad jest bity w twarz na ołtarzu.

BEDNARCZYK W wersji wcześniejszej Konrad był pokonany. Wtedy Maja uznała, że nie może tak być. Dlatego Konrad walczy z Piotrem do końca.

CIEŚLAK I krzyczy wielokrotnie: „Czy wiesz, dlaczego papież tobie nie sprzyja?”.

BEDNARCZYK Reszta to Mickiewicz: „A wiesz ty, co o tobie mówią w całym mieście? – / A wiesz ty, co to będzie z Polską za lat dwieście? –”. Minęło dwieście lat i jest strasznie. Myślę, że Mickiewicz nas bardzo dobrze znał.

CIEŚLAK A jak rozumieć udział diabłów w pierwszej scenie, tej w celi, oraz po Wielkiej Improwizacji, gdy poją osłabłego Konrada wodą i zanoszą przed oblicze Piotra? Wtedy Konrad mówi kwestie przejęte od Ducha.

BEDNARCZYK Powiem Panu szczerze: nie analizuję tego. Zarówno Archanioł, jak i Duchy należą do poetyki snu, który wciąga Konrada od początku. Powiem tak – współistnieję z nimi. A widzowie będą to czytali na swój sposób.

CIEŚLAK Zastanawiała się Pani, jakie będą reakcje na spektakl?

BEDNARCZYK Jestem tym trochę oszołomiona. Bałam się, czy uniosę tę rolę. Czy wszystko będzie miało sens. Mówię o sobie, nie o spektaklu, bo oglądając próby generalne, wiedziałam już, że powstaje ważne przedstawienie. Nie wiedziałam tylko, czy poradzę sobie z ewentualnym atakiem w sprawie: dlaczego Konrada gra kobieta? Miałam bardzo dużo wątpliwości.

CIEŚLAK Małopolska kuratorka nie zaleca chodzenia na spektakl. Minister edukacji mówił o „dziadostwie”.

BEDNARCZYK No tak, ale oni nie widzieli spektaklu. Trudno w tej sytuacji dyskutować, a teatr jest po to, by dyskutować świadomie. Podoba się lub nie. My jako teatr wydaliśmy oświadczenie. Podpisuję się pod nim. Jestem szczęśliwa, że młodzi ludzie, którzy obejrzeli spektakl, mają pozytywny, pełen zrozumienia odbiór. Nasze Dziady są dla nich ważne, mogą się z nimi utożsamić. Z kolei krytyczne komentarze podkreślają, że ośmieliliśmy się włożyć w Dziady całą obecną sytuację w kraju, a to jest nadużycie. A może warto pytać, co tak naprawdę jest dziś największym nadużyciem w Polsce.

CIEŚLAK Myślę, że ten spektakl wypełnił intencje Marii Janion i Kazimierza Dejmka związane z Dziadami z 1967 roku, które, jak deklarowali, naprawdę miały być antyreligianckie, niemistyczne, przesuwające akcent w sferę ludowości, słowiańskości, a nawet socjalizmu. Maria Janion pojawia się zresztą jako postać w scenie obrzędu i mówi: „Ludzie! każdy z was mógłby, samotny, więziony, / Myślą i wiarą zwalać i podźwigać trony”.

BEDNARCZYK Dla mnie w Niesamowitej Słowiańszczyźnie ważne było stwierdzenie, że przyjęcie chrześcijaństwa pozbawiło nas słowiańskiej mitologii, która została wyparta.

CIEŚLAK Owszem, mitologia została wyparta, ale Piastowie mieli do wyboru: albo ulec germanizacji jak inne słowiańskie plemiona, po których w obszarze Würzburg – Zgorzelec pozostały tylko nazwy, albo iść drogą bizantyjskiego prawosławia. Mieszko wybrał optymalnie. Nie mógł przewidzieć sarmatyzmu i endecji, która zresztą miała swoje wyobrażenie słowiańszczyzny.

BEDNARCZYK A mnie chodzi o nasz rodowód. O to, skąd się bierze narodowa megalomania połączona z kompleksem, który teraz przybiera na sile. Znowu chcemy być Chrystusem narodów, a jednocześnie mamy kompleks Europy. Janion mówiła o jedności naszej duszy. Przy całej miłości do romantyzmu, uważała, że jest niszczący, wampiryczny, rozdzierający. Trzeba zaakceptować, że w naszym narodzie są takie jednostki jak Gustaw, romantyczno-tragiczno-sentymentalne. Tę osobność akceptujemy, ale jednocześnie zdecydowanie idziemy naprzód, pracujemy jak Konrad, udając się do Europy z naszymi umarłymi. Przy czym Janion uważała, że „nasi umarli” to przede wszystkim Żydzi i utracona żydowska część kultury Polski.

CIEŚLAK Dodamy coś?

BEDNARCZYK Tworząc rolę, myślałam o tym, że w pracy jest siła.

Źródło:

Teatr nr 1/2022