- Nie wiem, na ile w niebogatym mieście o wciąż żywych tradycjach robotniczych, o stosunkowo słabo wykształconych tzw. szlachetnych snobizmach, w mieście inteligencji, której rodowód często nie sięga dwóch pokoleń wstecz, sprawdziłby się teatr stricte studyjny, scena eksperymentalna, awangardowa - dyrektor WALDEMAR ZAWODZIŃSKI opowiada o łódzkim Teatrze im. Jaracza.
Monika Wasilewska: W swoim CV określiłby się Pan najpierw jako dyrektor teatru, reżyser czy scenograf? Waldemar Zawodziński: Jestem przede wszystkim reżyserem. Wykształcenie i wyobraźnia plastyczna pomagają mi skonkretyzować wizję reżyserską i uniezależniają od cudzych gustów. Taka samowystarczalność jest cenna, choć nie zawsze wygodna. Wieloletnie doświadczenie w pracy w teatrze daje mi poczucie kompetencji, ale omnibusem nie jestem. Dlatego lubię współpracować z ludźmi, którzy są fachowcami i z którymi znajduję wspólny język. Mam silne poczucie niezależności i świadomość tego, co mi się podoba w teatrze, a co nie. I lubię mieć ostatnie zdanie. Nie oznacza to jednak, że nie dopuszczam cudzych racji czy też rozwiązań innych niż własne. Z biegiem lat relatywizuję swoje decyzje. Moim zdaniem predyspozycje i temperament reżysera nie tylko nie przeszkadzają, ale wręcz przydają się w pełnieniu funkcji dyrektora artystycznego. I jako dyre