Dech mi zaparło (i nie tylko), kiedy dowiedziałem się, że za 1,7 miliona złotych miasto Lublin zrobi i wypromuje imprezę, która ma być jego sztandarową wizytówką "dla kraju i świata": festiwal sztuki cyrkowej Carnaval Sztuk-Mistrzów, a na dodatek w 2012 roku odbędzie się u nas Europejska Konwencja Żonglerska. Ki diabeł? - pisze Grzegorz Józefczuk z Gazety Wyborczej - Lublin w stałym felietonie "Tortury kultury".
Oglądałem przed rokiem festiwal sztukmistrzów w Lublinie, który ma być przyczółkiem Carnavalu - i jego największą atrakcją był facet, który trzy razy w tę i z powrotem przeszedł po krótkiej linie cztery metry nad placem po Farze. Przypomniałem sobie, że gwoździem programu rozpoczynającej się właśnie kolejnej edycji tego przyczółka ma być przejście 50 metrów po linie z jednego biurowca urzędowego do drugiego. Ciekawe na wysokości czyich biurowych okien sztukmistrzowie wyruszą? Jednakże proszę nie kojarzyć rutynowo, że to kpina z urzędników, którzy są przecież świetnymi magikami. Rzecz w czym innym, dlatego już teraz dyrektorowi promocji miasta Michałowi Krawczykowi pilnie zgłaszam to pod uwagę, bo inaczej Carnaval może być zagrożony. Pół biedy, że w Lublinie ani cyrku, ani tradycji cyrku nie ma i nie ma placów na ten cel (przecież pól wokół mamy sporo). Proszę państwa, sprawa jest poważniejsza: nie ma okazałych wysokośc