Po wielu perturbacjach udało mi się wreszcie zobaczyć w Wybrzeżu "Wiele hałasu o nic". Jako felietonista nie mam na szczęście obowiązku skrupulatnego recenzowania, powiem więc krótko i bez skrupułów: dno. I nie żadne tam drugie dno, które reżyser [Adam Orzechowski] mógłby z szekspirowskiego tekstu wyczytać, tylko dno po prostu - dno beztalencia i nieporadności - pisze Wojciech Owczarski w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.
Nie byłoby właściwe nad czym strzępić języka, gdyby nie fakt, że spektakl ten wpisuje się w rewolucyjny projekt reformy teatru, ogłoszony w tym sezonie przez kierownictwo gdańskiej sceny. Chodzi o ideę "spektakli zerojedynkowych", objawioną w brawurowym manifeście, którego fragmenty pozwolę sobie przytoczyć: "Źródłem tej nazwy jest współcześnie przetworzony najważniejszy cytat teatralny - szekspirowskie <>. Szekspir połączony z językiem informatycznym dwudziestego pierwszego wieku. Być. Nie być. Nie być. Być. Jeden. Zero. Zero. Jeden. Proste decyzje. Być albo nie być. Tak albo nie. [ ] Bez żadnych zasłon, ucieczek. Zero. Jeden. Nie oddzielamy się rampą. [ ] Gram, nie gram. Jestem, nie ma mnie. Postać, aktor. Zero. Jeden". Cóż za erudycja! Cóż za przenikliwość myśli! Cóż za śmiałość porównań i obrazowania! Oto prawdziwy teatr esencji. Niech się schowają wszystkie Artaudy, Craigi i Brechty. Niech przewracają się w grobach Kantor i G