Poczynania dyrektora Teatru Wybrzeże, Adama Orzechowskiego, wydać się komuś mogą dziwne, a może nawet oburzające. Ja jednak myślę, że to bardzo mądra taktyka. Bo po co narażać dobre imię teatru na ataki zajadłych, bezmyślnych i szukających dziury w całym recenzentów? Po co dawać im okazję do wycierania sobie gęby nazwiskami reżysera czy aktorów? A nuż napiszą, że znowu coś nie wyszło, że znowu nuda albo amatorszczyzna. Lepiej trochę ich pozwodzić - pisze Wojciech Owczarski w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.
Daleki jestem od wyznawania teorii spiskowych, ale ostatnie wydarzenia w Teatrze Wybrzeże skłoniły mnie do przypuszczeń, że komuś musi bardzo zależeć, aby chronić produkcje tegoż teatru przed oczami krytyków. Oto 11 grudnia ubiegłego roku miała się odbyć premiera "Wiele hałasu o nic" [na zdjęciu] Szekspira w reżyserii dyrektora Adama Orzechowskiego. Nie odbyła się, gdyż - jak doniosła prasa kilka dni wcześniej - jeden z aktorów zachorował. Jednakże (o dziwo!) już od 12 grudnia grane były (trzy pod rząd) tak zwane przedstawienia przedpremierowe. Czyżby niedomagania aktora obliczone zostały wyłącznie na dzień oficjalnej premiery? I w jaki sposób odbyć się mogły próby generalne, przeprowadzane zwyczajowo tuż przed premierą? Te pytania zaniepokoiły mnie nieco, ale ostatecznie dałem sobie spokój z poszukiwaniem na nie odpowiedzi. W końcu dyrektor Orzechowski już nieraz wyprawiał cuda - zdarzało mu się nawet w ostatniej chwili zmieniać reż