EN

29.04.2022, 13:45 Wersja do druku

Münchhausen, czyli wolność

„Baron Münchhausen dla dorosłych” Macieja Wojtyszki w reż. autora w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w „Stolicy”.

fot. Krzysztof Bieliński/ Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego

To narzuca się w sposób oczywisty - Maciej Wojtyszko napisał swoją sztukę o Münchhausenie na emeryturze nie po to, aby bawić publiczność (co zresztą zawsze czyni wybornie), lecz dlatego, by poważnie porozmawiać o potrzebie wolności. O potrzebie niepodległości ducha, która jeśli zostanie zduszona albo niespełniona, doprowadzi niechybnie do nieszczęścia w skali jednostkowej i masowej. Nie trzeba wielkich dowodów i odniesień historycznych, aby tego dowieść. Sztuka pisana na rok przed inwazją rosyjską na Ukrainę w sposób niemal proroczy ukazywała cynizm władzy, mającej na widoku panowanie nad bezbronnymi jednostkami, ze szczególną energią oddającej się prześladowaniom tych, którzy nie ulegli jej manipulacjom.

Münchhausen nie pierwszy raz stał się bohaterem filozoficzno-politycznych igraszek. Pomijając pierwsze powieści (Przygody barona Münchhausena, aut. Rudolf Erich Raspe) mu poświęcone i ich parafrazy, można by się doszukać bardzo wielu innych spełnień i nawiązań. W Polsce pewną karierę przed laty robił dramat Prawdomówny kłamca (1977) Grigorija Gorina o Münchhausenie młodszym, u szczytu powodzenia, który zainteresował podówczas Wojtyszkę tak dalece, że wyreżyserował go w Teatrze TVP. Ale były też rodzime do Barona wycieczki, spośród których jedną z najciekawszych była powieść młodziutkiego wówczas Jerzego Limona, szekspirologa, teoretyka teatru i założyciela Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku. Powieść, którą opublikował pod kobiecym pseudonimem, nosiła tytuł Münchhauseniada (1980), rymującym się z „błazenadą", był to bowiem rodzaj wyrafinowanego literacko utworu korzystającego ze znaku firmowego „Münchhausen", aby opowiedzieć o Münchhausenopodobnych bajarzach i łgarzach, snujących nieprawdopodobne gadki o przeszłości. Celował w tym serdecznie odmalowany w powieści Dziadek, założyciel wędrownego cyrku, w którym debiutował wrzaskliwymi mowami Hitler albo ktoś bardzo do niego podobny, a wyróżniał się miejscowy szewc pijaczyna, choć pojawiali się też inni świadkowie minionych lat, a nawet martwe przedmioty, które opowiadały historie. Słowem, była to powieść o tworzeniu światów wyobraźni.

Taki też jest ze swej istoty świat sztuki Wojtyszki, której tytułowy bohater lepi go, aby był choć odrobinę lepszy od tego, który istnieje naprawdę, a przede wszystkim, aby był niepodległy i niezależny. O tym traktuje fenomenalny monolog finałowy wypowiadany w przedstawieniu Teatru Narodowego przez Jana Englerta nie tyle sugestywnie, ile w sposób bez mała natchniony. To on sprawia, że ten pozorny łgarz nad łgarze staje się bohaterem idącym przez świat z pochodnią wolności. Bez ostentacji nadmiernej i wrzasku, ale jednak z fajerwerkami, na które tak oczekuje gawiedź. Toteż na sam koniec Baron, wprawdzie nie ciągnąc się za harcap, ale mocą technicznej teatralnej sztuczki, będzie się unosić w powietrze niczym w nieboskłon wstępujący święty łgarz.

Cóż z tego, że Baron jest już na emeryturze, a publiczność wita wnętrze jego podupadającego zamczyska, z zapadającą się podłogą, w którą wrasta klawikord, z plamami i odpryskami farby na ścianach i nadającą się na złom armatą - wszystko tu wygląda tak, jakby przestrzeń osnuła pajęczyna wyczerpania. Ale wbrew temu, co widzimy, rozczarowany, zniechęcony, zmęczony Baron nie składa broni, ogień w nim się jeszcze tli. Co pewien czas nie tylko przypomina swoje zgrane sztuczki, lecz też czaruje łobuzerskim uśmiechem i cwałuje na wyimaginowanym wierzchowcu. Tym razem jednak nawet najwspanialsze bujdy, najpiękniejsze kłamstwa okażą się bezużyteczne, bo jest na niego „zlecenie" - władza nie chce już tolerować tego niepodległego ducha i postanawia z nim skończyć. Baron sięgnie wtedy po broń, którą gardzi - polityczny szantaż. Ale i tak nie może czuć się bezpieczny.

Wspaniała sztuka Macieja Wojtyszki, pełna odniesień do literatury i filozofii, wciąga w wir walki bezwzględnej władzy z wszystkimi, którzy nie pasują do jej wyobrażenia o porządku. A nie pasują przede wszystkim artyści. Jan Englert w roli Barona w przekonujący sposób ukazuje zwątpienie bohatera, jego lęki i wątpliwości, które -jak się okaże - będą mu puklerzem. Bo kto nie ma wątpliwości, świata nie poprawi. Baron w interpretacji Englerta zachęca nas do wytrwania w oporze przeciwko tym, którzy wiedzą wszystko.

W obsadzie błyszczy Ewa Wiśniewska jako żona Barona, a pozostali, młodsi aktorzy partnerują im wyśmienicie. Przedstawienie trafia w nasz czas dzięki swej uniwersalnej wymowie - kiedy za zakrętem czai się pęknięcie czasu, które przepowiada Baron, zapotrzebowanie na ludzi z wyobraźnią (czyli artystów} gwałtownie wzrasta. Spróbujcie stłamsić ich niezależność, a zginiemy wszyscy. 

Baron Münchhausen dla dorosłych, reżyseria Maciej Wojtyszko, scenografia Wojciech Stefaniak, kostiumy Martyna Kander, muzyka Irina Blokhina, reżyseria świateł Karolina Gębska, Teatr Narodowy, scena przy Wierzbowej im. Jerzego Grzegorzewskiego, premiera 5 marca 2022 r.

Przygody barona Münchhausen, powieść Rudolfa Ericha Raspego (1737-1794), była wydana anonimowo w 1785 r w Londynie w języku angielskim. W latach 1786 i 1788 Gottfried August Burger dokonał przekładu utworu na język niemiecki, rozszerzając tekst opowiadań Raspego, i to właśnie niemieckie opracowanie spopularyzowało i rozsławiło barona Münchhausena jako niezrównanego łgarza, kreatora swoich nieprawdopodobnych przygód. Pierwowzorem bohatera był niemiecki żołnierz armii rosyjskiej, postać prawdziwa. Książka jednak zawiera elementy fantastyczne. Historyk literatury Julian Krzyżanowski określi! ją mianem „zbioru facecji łgarskich, zwł. myśliwskich", Dla fantastycznych, zupełnie nieprawdopodobnych opowieści ukuto termin münchhauseniada.

Tytuł oryginalny

Münchhausen, czyli wolność

Źródło:

„Stolica” nr 3/5

Autor:

Tomasz Miłkowski

Data publikacji oryginału:

01.03.2022