EN

12.03.2020, 16:56 Wersja do druku

Mikołajska a la Almodovar

"Wielce Szanowna Pani" Justyny Lipko-Koniecznej w reż. Martyny Peszko w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Jarosław Jakubowski w portalu Teatrologia.info.

Przedstawienie "Wielce Szanowna Pani" Justyny Lipko-Koniecznej w reżyserii Martyny Peszko w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, to udane połączenie opowieści o wielkiej damie sceny Halinie Mikołajskiej, z przyziemnymi często niuansami zawodu aktorki.

Zaczyna się niedobrze. Niedobrze dla nas, widzów - bo oto, gdy wchodzimy na małą scenę teatru w Bydgoszczy, nie czekają na nas miejsca siedzące. Chcąc nie chcąc część widzów staje z trzech stron sceny, a część siada na podłodze i na niewysokich schodkach. Scena zostaje tymczasem zaanektowana przez trzy aktorki w kolorowych strojach i perukach stylizowanych na fryzury z okresu PRL. Dorota Landowska, Małgorzata Trofimiuk i Małgorzata Witkowska póki co, "wdzięczą się" do widzów na pustej scenie, ironicznie pokazując, na czym polega zawód aktorki. Choreografia przypomina trochę pokaz nowej kolekcji w Domu Mody Polskiej, bardziej jednak plan filmu Pedro Almodóvara, który wszak uwielbia portretować "kobiety na skraju załamania nerwowego".

Dopiero po upływie około kwadransa pracownicy techniczni wnoszą na widownię krzesła, czym zaskarbiają sobie naszą sympatię. Nie jest to zabieg przypadkowy, w ten sposób bowiem zostaje nawiązana jakaś więź twórców spektaklu z widzem, zbudowany jest pierwszy stopień zaufania.

"Umeblowana" zostaje również scena - pojawia się na niej stół, krzesło i rozkładana sofa, która w każdej chwili może stać się dużym łóżkiem. Scenografia Oskara Dawickiego jest prosta a zarazem funkcjonalna, ponieważ doskonale umożliwia aktorkom jej ogrywanie. Rozsuwa się też kurtyna na czwartej ścianie i pokazuje się ekran, na którym króluje Halina Mikołajska - jej role teatralne, między innymi Róży Żabczyńskiej z Cudzoziemki Marii Kuncewiczowej czy Olgi w Trzech siostrach w reżyserii Erwina Axera w 1963 roku w Teatrze Dramatycznym, ale też z filmu Barwy ochronne Krzysztofa Zanussiego z 1977 roku, gdy Mikołajska należała już do głównych postaci współzałożonego przez siebie Komitetu Obrony Robotników.

Kadry przewijające się w tle są wymowne i wzbogacają scenariusz spektaklu. Dramaturg Justyna Lipko-Konieczna wplotła dialogi Czechowa w perypetie "trzech sióstr" - aktorek i tej "czwartej", towarzyszącej im na slajdach i fragmentach filmów. Powtarzane za Iriną, Maszą i Olgą "do Moskwy, do Moskwy" w ustach obecnych na scenie kobiet brzmi jak marzenie o wielkiej karierze aktorskiej, z tym że podane jest to wszystko z dystansem i wybrzmiewa wręcz parodystycznie, wywołując śmiech widowni. Gdy jednak Dorota Landowska, Małgorzata Trofimiuk i Małgorzata Witkowska mówią np. o swoich aktorskich marzeniach, niemal zgodnie stwierdzając, że w tym zawodzie lepiej jest nie mieć większych marzeń i skupić się po prostu na pracy, to robi się tak jakoś bardzo po Czechowowsku smutno i rzewnie. W końcu to u rosyjskiego klasyka dużo mówi się o błogosławieństwie pracy. Westchnienie Tuzenbacha z Trzech sióstr: "Tęsknota za pracą, o Boże, doskonale to rozumiem!" może być przecież powtórzone przez niejednego aktora.

To, co zdaje się łączyć wielką, posągową Mikołajską ze współczesnymi aktorkami to nie tylko chwile twórczej satysfakcji, ale przede wszystkim poczucie rozczarowania, gdy np. Mikołajska mówi, że dostała rolę Olgi, chociaż jej marzeniem była Masza. A przecież później na scenie i tak dawała z siebie wszystko. Podobne doświadczenia miały jej młodsze koleżanki. Tyle, że w ich wypowiedziach pojawiają się także motywy seksizmu, który dotyka kobiety w teatrze. Polega on między innymi na tym, że reżyserzy wybierają do ważnych ról aktorki atrakcyjne fizycznie. Kiedyś taki seksizm też był obecny, ale teraz się o nim głośno mówi.

Tworzywem tekstu są się również urywki z Marii Stuart Schillera, gdy stół i postawione na nim krzesło stają się tronem, a Trofimiuk i Landowska, okryte nawiązującymi do renesansu strojami-fartuchami, przeistaczają się w Marię i Elżbietę. Trzeba przyznać, że połączenie dramatu Schillerowskiego z cytatami z podań Mikołajskiej o zwolnienie z Teatru Polskiego, a potem o wycofanie podania, świetnie ze sobą współgrają, pokazując temperaturę i kulisy zawodu, jego blaski i cienie, a nawet śmiesznostki.

Poprzez wybór Haliny Mikołajskiej jako swoistej "nadbohaterki" spektaklu, zarówno autorce scenariusza jak i reżyserce Martynie Peszko, udało się postawić kilka ważnych pytań co do istoty funkcjonowania aktorki w przestrzeni publicznej. Mikołajska, choć wybitna, nie pozostawiła po swoich rolach zbyt wielu śladów materialnych - są zdjęcia, fragmenty nagrań, nieco filmów fabularnych. To pokazuje chwilowość i ulotność tego zawodu. Rola teatralna - nawet najwspanialsza - żyje tyle, ile pamięć widzów czy krytyków o niej. Później wchodzi ewentualnie do teatrologicznego dyskursu. Na czym zatem polega to, co nazywamy aktorskim geniuszem? Czy nie na umiejętności przełożenia na język uniwersalnych znaków scenicznych własnych doświadczeń, własnego światopoglądu? Z drugiej strony patrząc, czy Mikołajska, żona nieco zapomnianego już PRL-owskiego pisarza Mariana Brandysa, zgłosiła akces do opozycji antykomunistycznej, bo kierowało nią pragnienie przekroczenia zaklętej granicy sceny i bezpośredniego wpływu na rzeczywistość, czy raczej miało to czysto etyczne uwarunkowania? Narcyzm czy altruizm? A może jedno i drugie?

Te pytania, choć w zbrutalizowanej, momentami wręcz wulgarnej formie, wybrzmiewają w listach, które dostawała Mikołajska. W spektaklu aktorki dają je do głośnego przeczytania kilku widzom. To z jednego z listów zaczerpnięto zwrot, który stał się tytułem przedstawienia. Oprócz stosunkowo nielicznej korespondencji wyrażającej podziw dla artystki, dużo listów było pisanych żółcią, niewykluczone że spreparowała je Służba Bezpieczeństwa, która aktorkę stale inwigilowała.

Najmocniejszą stroną bydgoskiego spektaklu są wszystkie trzy aktorki. Grają zespołowo, nie na siebie (choć okazji do popisów mają sporo), a jednocześnie nadają swoim postaciom autonomiczne, indywidualne rysy. Landowska reprezentuje typ femme fatale, Witkowska drapieżnej seksbomby, a Trofimiuk kobiety po przejściach. To oczywiście uproszczenie, bo dzięki dojrzałemu aktorstwu i wspaniałej witalności trzech artystek mamy tu znacznie więcej niuansów i odcieni emocjonalnych.

Warto w tym miejscu wspomnieć, że dzieło przebyło długą drogę na bydgoską scenę. W październiku ubiegłego roku Martyna Peszko pokazała w Instytucie Teatralnym w ramach cyklu "Scena Niepodległych Kobiet" czytanie performatywne sztuki Wiosna 1966, na którą złożyły się materiały z prywatnego archiwum Haliny Mikołajskiej, udramatyzowane przez Justynę Lipko-Konieczną przy konsultacji historycznej Joanny Krakowskiej, autorki książki Mikołajska. Teatr i PRL (Warszawa 2011). W dalszym procesie twórczym dzieło przeistoczyło się ostatecznie w spektakl zaprezentowany w Bydgoszczy. Wiem z popremierowych rozmów, że aktorki miały obawy co do efektu ich pracy. Zupełnie niepotrzebnie, powstał bowiem spektakl spójny myślowo i formalnie, angażujący widza nie tylko emocjonalnie, ale również werbalnie i ruchowo, a nawet gastronomicznie - bo i w czytanie listów, i w taniec z aktorkami, i we wspólne jedzenie kanapek.

Widowisko toczy się w dobrym, choć zróżnicowanym tempie dyktowanym przez logikę kolażu. Ruch sceniczny, opracowany przez Justynę Wielgus, pomyślany został tak, aby wykorzystać maksymalnie niewielką przestrzeń. Muzyka Karima Martusewicza bardzo silnie oddziałuje na zmysły, wyobraźnia podsuwa jaskrawe kolory słonecznej Hiszpanii. Znowu ten Almodóvar

Spektaklowi wróżę długą karierę sceniczną, bo jest to opowieść o ludziach wrażliwych w niewrażliwych czasach, na szczęście wolna od modnych obecnie ideologicznych naleciałości. Opowieść tak bardzo nam wszystkim potrzebna.

Wielce Szanowna Pani, reżyseria - Martyna Peszko, dramaturgia - Justyna Lipko-Konieczna, scenografia i kostiumy - Oskar Dawicki, muzyka - Karim Martusewicz, choreografia/ruch sceniczny - Justyna Wielgus, wideo - Magda Mosiewicz, konsultacja historyczna - Joanna Krakowska, inspicjent - Adam Pakieła; występują: Dorota Landowska, Małgorzata Trofimiuk, Małgorzata Witkowska, Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy, prem. 22 lutego 2020



Źródło:

Teatrologia.info