EN

6.08.2024, 12:06 Wersja do druku

Między mitem a obojętnością

„D'ARC” wg scen. i w reż. Krystiana Lady w Muzeum Powstania Warszawskiego. Pisze Tomasz Domagała na stronie DOMAGAŁAsięKULTURY.

fot. PatMic

„Hello darkness, my old friend/I’ve come to talk with you again”

„Sound of silence” by Simon & Garfunkel

Najbardziej wstrząsającym momentem okolicznościowego spektaklu Krystiana Lady w Muzeum Powstania Warszawskiego była chwila, gdy współczesna bohaterka opowieści, mieszkająca w Paryżu fotografka Joan (znakomita Agnieszka Grochowska) „pękła” wreszcie w zetknięciu z zamkniętym w pudełku dziedzictwem Powstania Warszawskiego, które dostała można powiedzieć w spadku po swojej babci, uczestniczącej w nim wiolonczelistki Joanny. Grochowska wyrzuca z siebie tłumione przez lata emocje, wspominając swoją babcię, a ja kątem oka obserwuję surrealistyczny obraz wykreowany w zupełnie innym miejscu: oto na balkonie mieszkania w kamienicy naprzeciwko Muzeum siedzi owa młoda wiolonczelistka Joanna (poruszająca Dobrawa Czocher) i wbrew wszystkiemu, co się dzieje w Warszawie 1944 roku, gra na swoim instrumencie (spektakl jest „chodzony” – rozgrywa się symultanicznie w różnych miejscach Muzeum i przyległych do niego budynków, rozpisany został na trzy możliwe ścieżki oglądania). Następuje więc magiczny moment, w którym obie bohaterki, choć wszystko je dzieli, naprawdę się spotykają. Poza miejscem, poza czasem i akcją. I wtedy zrozumiałem, że doświadczenie bohaterki Agnieszki Grochowskiej stało się moje. Przychodząc bowiem do Muzeum o północy, żeby wziąć udział w tej magicznej, niezwykłej podróży w czasie, zostałem zaproszony przez twórców do spojrzenia w głąb siebie. I konfrontacji z tym wszystkim, co jest związane z Powstaniem i gnieździ się na dnie mojej polskiej duszy. Piękne doświadczenie.

Na opowieści obu tych polskich, uwikłanych w historię kobiet nakłada reżyser mit Joanny D’Arc, młodej francuskiej dziewczyny, natchnionej przez Boga (tak przynajmniej twierdziła), w celu dokonania cudu: poprowadzenia swojego narodu do zwycięstwa nad wrogiem, który napadł jej ojczyznę. Lada umiejętnie gra owymi opowieściami, sugerując nam, że o ile Joanna D’Arc podjęła decyzję uczestnictwa w walce dobrowolnie i z całą świadomością, o tyle uczestniczka PW, cywilka Joanna, została do niej praktycznie zmuszona, bo znalazła się w Warszawie w określonym miejscu i czasie. I nie miała po prostu wyjścia. Tragizm tego jej biernego patriotyzmu podkreśla forma opowieści: oto podglądamy ją z daleka w jej mieszkaniu – zamkniętą, przestraszoną, niemą, z wiolonczelą jako jedynym narzędziem wypowiedzi. To zamknięcie i dystans wobec niej, jaki staje się naszym udziałem, powodują, że jej osoba i los zostaje naznaczona piętnem jakiegoś lirycznego, intymnego tragizmu. Zwłaszcza, gdy zestawimy jej historię z operowym, niezwykle teatralnie czy wręcz pompatycznie opowiedzianym epizodem powołania Joanny D’Arc przez Boga w znakomitej interpretacji Gabrieli Legun. Wątek wnuczki Joanny, Joan jest przeprowadzony z kolei z zaskakującym chłodem, jakby twórcy chcieli zwrócić uwagę, że dla wielu z nas powstanie i los jego uczestników nie ma większego znaczenia. Zatrzymujemy się wprawdzie każdego 1 sierpnia na tę słynną minutę, ale za to po chwili idziemy dalej, nie oglądając się wstecz, ani w sensie realnym, ani historycznym. Owa samotność wrzuconej w oko wojennego cyklonu młodej dziewczyny (realnej powstanki) ma więc podwójne dno: jest namacalna – fizyczna oraz symboliczna. Fizyczną poczuliśmy w czasie spektaklu na własnej skórze, symboliczną musimy sobie wydestylować, zauważając, że jest ona przez Ladę zawieszona w kosmosie tej historii między niedosiężnym, nieco zbyt marmurowym jak na nasze czasy mitem a obojętnością nas, współczesnych potomków bohaterskiego pokolenia Kolumbów. Na pewno ku refleksji.

Ważnym wątkiem jest w tym spektaklu połączenie losów kobiet, działających przecież wciąż gdzieś na zapleczu historii i równie ważnych z perspektywy jej przebiegu ze współczesnością, naznaczoną kruszeniem się murów patriarchatu, zwizualizowanego w  przedstawieniu Lady przy pomocy topnienia woskowej sukni/zbroi Joanny D’Arc, symbolizującej męską perspektywę spojrzenia na świat i bohaterki. Wraz z nią topnieje oczywiście oparty na niej świat, i choć jest to dobre zakończenie, nie mogę się uwolnić od poczucia, że obraz samotnej powstanki wiolonczelistki na balkonie mówi więcej o współczesnym świecie i kierunkach, w których zmierza, niż gesty ważne i potrzebne, ale chyba jednak ciągle jeszcze realne tylko w teatrze. Niemniej ważny to spektakl (znakomicie zrobiony) i ważne doświadczenie.  

Tytuł oryginalny

Między mitem a obojętnością – o spektaklu „D’Arc. Opera” w reż. Krystiana Lady w Muzeum Powstania Warszawskiego

Źródło:

domagalasiekultury.pl
Link do źródła

Autor:

Tomasz Domagała

Data publikacji oryginału:

04.08.2024