„Zamek” Franza Kafki w reż. Franciszka Szumińskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Zuzanna Liszewska-Soloch w portalu Teatrologia.info.
Oberża zawieszona w nieokreślonym miejscu i czasie, odrealniona. Ubrane w ponadczasowe kostiumy postaci siedzą na krzesłach, pod oknami, przez które wpada coraz więcej światła. Gra światła i półmroku buduje tu atmosferę, trochę jak ze snu, trochę jak z horroru. Pierwsza scena przypomina nieco Bernhardowskie inscenizacje Krystiana Lupy. Minimalistyczna, hipnotyzująca muzyka coraz głośniej narasta, aż do kakofonii. Początek wiele obiecuje… Wchodzi K. (Modest Ruciński), przygarbiony opatula się czarnym płaszczem. „Dobry wieczór, czy znajdę tu nocleg?”. Jego cień ślizga się po drewnianej ścianie oberży. Odpowiada mu cisza. „Są może wolne pokoje?” – dopytuje. „Zamknięte” – usłyszy w końcu. Na nocleg potrzebne jest specjalne zezwolenie burgrabiego na zamku. Domniemany syn podburgrabiego (Łukasz Lewandowski) brutalnie próbuje wyrzucić intruza, choć ten kładzie się w kącie, twarzą do ściany. W odpowiedzi przybysz przedstawia się jako geometra. Jego przyjście burzy zastany porządek. Zamiast wyznaczyć granice, przekroczy je. Chce się wystarać o zezwolenie, potem dąży do spotkania z tajemniczym Klammem. Walczy z mrocznym, biurokratycznym światem pełnym niezrozumiałych reguł. Czym jest zamek, o którym wszyscy mówią? Nikt nie zna burgrabiego. Dziewczyna z zamku, Frieda (Lidia Pronobis), roztaczając swój erotyczny urok, pokazuje się za zamgloną szybą okna.
Przeniesienie powieści Franza Kafki na sceniczne deski wydaje się dość karkołomnym zadaniem. Chwilami spektakl dłuży się. Wieje tu tajemnicą i chłodem. Oglądamy postaci za pomalowaną przez mróz szybą lub za zasłoną.
Oberżystka (Małgorzata Rożniatowska), a za nią pozostałe postaci, zbierają krzesła i układają je na stole do góry nogami. K. jest refleksyjny, zamyślony, ale wierzy w swoją sprawczość. Dziewczyna z zamku, kochanka Klamma, okaże się jego miłością. Zobaczymy ich za zasłoną na łóżku w mdłym świetle czerwonej lampy. Ale nawet wtedy nie będą sami. Na łóżku, na którym leżą obok siebie, będzie siedziała oberżystka. Nigdy nie mają prywatności. Nie odstępują ich także trzymający się za ręce pomocnicy geometry (Agnieszka Roszkowska, Marcin Sztabiński) czy Nauczyciel (Łukasz Lewandowski).
Wokół nich gęstnieje atmosfera przemocy, którą najbardziej uosabia właśnie sadystyczny nauczyciel z laską – parasolką z rozkładanym siedziskiem. Za zamglonymi oknami widać zamieć. Wkrótce oberża zamieni się w nie mniej wrogą i opresyjną szkolną klasę, gdzie geometra dostanie pracę jako woźny.
Niektórzy aktorzy grają jednocześnie kilka postaci. Wszyscy wyciszeni, jakby rozmazani, każdy jest everymanem. „Między chłopami a zamkiem nie ma znów takiej wielkiej różnicy.” Najbardziej wyrazisty wydaje się mimo wszystko Modest Ruciński. Rzeczywistość wykreowana na scenie odzwierciedla stan wewnętrzny K. Z szafy wysypuje się sterta dokumentów skierowanych do różnych wydziałów, które próbują porządkować pomocnicy niemający przyrządów mierniczych – przygnębiająca metafora zmagań z życiem.
Niezakończoną ostatnią powieść Kafki przeniesiono niedawno, także w Warszawie, na deski Teatru Narodowego. W pełnej pauz, rozgrywającej się w powolnym rytmie dwuipółgodzinnej inscenizacji Franciszka Szumińskiego tekst jest najważniejszy, na pierwszym planie. Tekst niepokojący i intrygujący, który mimo niesceniczności – nie blaknie w swojej szarości z upływem czasu…