"Mickiewicz. Dziady. Performance" w reż. Pawła Wodzińskiego w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Anna Tarnowska w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.
Paweł Wodziński zrobił z "Dziadów" spektakl, stawiający współczesnym ważne pytania. Przy okazji pokazał Polaków jako naród, który chce żyć przeterminowanym mitem. Premiera ostatniej części tryptyku romantycznego odbyła się w piątek w Teatrze Polskim. Namioty rozstawione na scenie, porozrzucane garnki i wiadra, a w głębi drewniana latryna. Obozowisko bezdomnych albo na szybko sklecone miasteczko dla uchodźców - tak wygląda współczesne miejsce kultu, w którym rozpoczyna się prasłowiański obrzęd przywoływania duchów - dziady. Zamysł reżysera widoczny jest od pierwszych słów padających ze sceny: nie będzie rozdzierania szat, szerokich gestów czy patosu. Zeskrobujemy patynę z mickiewiczowskiego języka, a dzięki temu zabiegowi w starciu z klasyczną frazą współczesny aktor nie jest bezradny. Wypowiadane kwestie brzmią w uszach widza niemalże jak proza, zaś same gusła przypominają bardziej zabawę niż próbę kontaktu z zaświatami