EN

19.09.2022, 08:42 Wersja do druku

Miasto dla każdego. Bardzo udana edycja Festiwalu Łódź Czterech Kultur

XIII Festiwal Łódź Czterech Kultur. Pisze Izabella Adamczewska  w „Gazecie Wyborczej - Łódź”.

fot. mat. organizatora

Festiwal Łódź Czterech Kultur 2022 to już historia. W tym roku, co zrozumiałe, zabrakło kultury rosyjskiej. Zastąpiła ją ukraińska.

Nazwa festiwalu od lat ma już tylko znaczenie historyczne - Centrum Dialogu (koordynator) i kuratorzy (Artur Chrzanowski, Kamila Golik, Weronika Jóźwiak, Joanna Podolska, Piotr Ratajczak, Marcin Tercjak) skupiają się na pokazaniu Łodzi jako miasta wielu kultur, które uczy tolerancji.
Festiwal Łódź Czterech Kultur. Dakh Daughters i arrasy wojenne

O tym właśnie opowiada „Spice Oddysei" Allana Dransfielda – jedna z wielu artystycznych prezentacji składających się na zrealizowaną w ramach FŁ4K wystawę „Zbliżenia". Brytyjczyk, który od lat mieszka w Łodzi, sfotografował innych łodzian z wyboru: Tareqa z Palestyny, Karine z Armenii, Sukhmindera z Pendżabu, Desi z Bali. Przybliżają nam swoją kulturę głównie przez kulinaria, stąd tytuł cyklu. Do idei dzielenia się jedzeniem odwoływała się też kolacja wspólnotowa, otwierająca festiwal w Centrum Dialogu. „Gdy masz więcej, niż potrzebujesz, zbuduj dłuższy stół, a nie wyższy płot" - apelował José Andrés, założyciel World Central Kitchen. Tę maksymę mogliby sobie wziąć do serca ci, którzy nie chcą mieszkać w sąsiedztwie ośrodka dla uchodźców.

Zajmująca trzy piętra kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 147 wystawa „Zbliżenia" (kurator Artur Chrzanowski) zdecydowanie za krótko była otwarta dla zwiedzających. A szkoda, bo świetny był i zamysł ekspozycji (wybór miejsca – naturalny w „mieście kamienic" – nasuwał skojarzenie z artystycznym squatem, ale przede wszystkim zapraszał do zastanowienia się nad ideą sąsiedztwa), i wybór dialogujących ze sobą prac „lokalnych" artystów i artystek.

Największe wrażenie zrobiły na mnie dwie realizacje – intymny projekt Bronki Nowickiej „Ludzie, z którymi piłam herbatę" (można go czytać jako dopisek do nagrodzonej Nike książki „Nakarmić kamień") oraz „arrasy wojenne", czyli efekt trwającej od początku wojny akcji "Tkamy siatki dla Ukrainy". Siatki maskujące, mozolnie wyplatane w łódzkiej ASP pod kierunkiem Izabeli Stronias, zyskały status dzieła sztuki.

Agresja Rosji na Ukrainę wpłynęła na program festiwalu. Wzruszający był zorganizowany w Teatrze Nowym koncert Dakh Daughters – energetycznych dziewczyn z Kijowa, które przyjechały do Łodzi po raz drugi, komentując sytuację w ojczyźnie. W Fabryce Sztuki wystąpiły Yagody i Alyona Alyona, a spacer „Tu każdy jest skądś" tłumaczono na język ukraiński. Na wieczór otwierający FŁ4K zaproszono Volny Chor z Białorusi, sprzeciwiający się reżimowi Łukaszenki.

fot. Dawid Stube

Teatr. Porno i oko na Maroko

W ramach festiwalu wyprodukowano cztery spektakle, które łączy temat (potrzeba bliskości we wspólnocie) i oparcie w faktach – punktem wyjścia były dwie książki reporterskie, zbiór wykładów Władysława Strzemińskiego o społecznym uwikłaniu oka oraz przywołane na prawach cytatu internetowe rewelacje głosicieli teorii spiskowych.

Moją faworytką jest „Miła robótka" Agnieszki Jakimiak – adaptacja książki reporterskiej Ewy Stusińskiej o „świerszczykach, harlekinach i porno z satelity", czyli polskim seksbiznesie w widmowych latach 90. Dlaczego ten spektakl (koprodukcja z Teatrem Fredry w Gnieźnie) zrealizowano w ramach FŁ4K? Wbrew pozorom wpisuje się w temat („Bliscy"), choć w sposób nieoczywisty. Co by było, gdyby nas nie podzielono? Może liberalne prawo aborcyjne, nienękanie artystów za obrazę tzw. uczuć religijnych i szacunek dla osób LGBT+? „Miła robótka" wcale nie gloryfikuje porno. Jakimiak skupia się na sympatycznym pisemku „Natura, naturyzm" (którego redakcja mieściła się zresztą w Łodzi), promując powrót do natury i sympatię do ciała, a także opowiadając o potrzebie edukacji seksualnej. „Syndrom polski", którym seksualne zacofanie tłumaczyła szwedzka konsultantka erotyczna magazynu „Cats", nadal istnieje.

fot. Ha-Wa / mat teatru

Cieszę się, że w repertuarze Teatru Lalek Arlekin zostanie lekcja dialogu, czyli „Jedno oko na Maroko". Sceniczna adaptacja adresowanej do dzieci książki Tomasza Kwaśniewskiego ze zdjęciami Anny Bedyńskiej uczy empatii, otwiera na inność i zaspokaja potrzebę bliskości. Małgorzata Dębska zaprasza widzów do muzeum, w którym są żywe eksponaty. Przewodnicy – Katarzyna Stanisz i Maciej Piotrowski – oprowadzają nas po tym gabinecie osobliwości, a Michał Szostak w naszym imieniu zadaje wścibskie pytania. Poznajemy Anię, która urodziła się bez rąk, ale wszystko potrafi robić stopami, grubą Kasię, naturystę Lecha, niewidomego Marka i wytatuowaną Martynę. Puenta? Wszyscy jesteśmy dziwni, bo wszyscy jesteśmy inni.

fot. mat. organizatora

Koprodukcja z Teatrem Ochoty, "Fanatycy prawdy" w reż. Piotra Ratajczaka, to niestety zmarnowany potencjał. A szkoda, bo temat bardzo na czasie. Opowieść o dominacji fake newsów i postprawdy potoczyła się w irytującej manierze kabaretowej. Celowo nie zapuszczam się w paranoiczne rejony internetu, żeby nie denerwować się bzdurami o plandemii, „liberalnych führerach" i „lobby pedofilskim". Dlaczego mam się tym faszerować w teatrze? Heheszki z piosenkarek plotących o reptilianach zostawmy Plotkowi, a diagnozowanie sytuacji – Tomaszowi Stawiszyńskiemu, który objaśnił ten mechanizm w „Ucieczce od bezradności". Naprawdę lepiej przeczytać „Strażników wolności" Jacka Hugo-Badera i „Niedźwiedzią przysługę" Matthew Hetlinga, niż iść na ten spektakl.

fot. Ha-Wa / mat teatru

Teatr Nowy w Łodzi. Praktyka niewidzenia

Dużo pytań (ale i wątpliwości) pozostawia natomiast „Praktyka widzenia", kolejny (po świetnej „Ludowej historii Polski") spektakl z cyklu „Nowy i Młodzi", zrealizowany w ramach FŁ4K. Tytułem nawiązuje do zbioru wykładów z historii sztuki, które Strzemiński wygłosił w łódzkiej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych, zanim został zwolniony za „nieprzestrzeganie kanonów socrealizmu".

Zajmująca trzy piętra kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 147 wystawa „Zbliżenia" (kurator Artur Chrzanowski) zdecydowanie za krótko była otwarta dla zwiedzających. A szkoda, bo świetny był i zamysł ekspozycji (wybór miejsca – naturalny w „mieście kamienic" – nasuwał skojarzenie z artystycznym squatem, ale przede wszystkim zapraszał do zastanowienia się nad ideą sąsiedztwa), i wybór dialogujących ze sobą prac „lokalnych" artystów i artystek.

Największe wrażenie zrobiły na mnie dwie realizacje – intymny projekt Bronki Nowickiej „Ludzie, z którymi piłam herbatę" (można go czytać jako dopisek do nagrodzonej Nike książki „Nakarmić kamień") oraz „arrasy wojenne", czyli efekt trwającej od początku wojny akcji "Tkamy siatki dla Ukrainy". Siatki maskujące, mozolnie wyplatane w łódzkiej ASP pod kierunkiem Izabeli Stronias, zyskały status dzieła sztuki.

Agresja Rosji na Ukrainę wpłynęła na program festiwalu. Wzruszający był zorganizowany w Teatrze Nowym koncert Dakh Daughters – energetycznych dziewczyn z Kijowa, które przyjechały do Łodzi po raz drugi, komentując sytuację w ojczyźnie. W Fabryce Sztuki wystąpiły Yagody i Alyona Alyona, a spacer „Tu każdy jest skądś" tłumaczono na język ukraiński. Na wieczór otwierający FŁ4K zaproszono Volny Chor z Białorusi, sprzeciwiający się reżimowi Łukaszenki.
Teatr. Porno i oko na Maroko

W ramach festiwalu wyprodukowano cztery spektakle, które łączy temat (potrzeba bliskości we wspólnocie) i oparcie w faktach – punktem wyjścia były dwie książki reporterskie, zbiór wykładów Władysława Strzemińskiego o społecznym uwikłaniu oka oraz przywołane na prawach cytatu internetowe rewelacje głosicieli teorii spiskowych.

Moją faworytką jest „Miła robótka" Agnieszki Jakimiak – adaptacja książki reporterskiej Ewy Stusińskiej o „świerszczykach, harlekinach i porno z satelity", czyli polskim seksbiznesie w widmowych latach 90. Dlaczego ten spektakl (koprodukcja z Teatrem Fredry w Gnieźnie) zrealizowano w ramach FŁ4K? Wbrew pozorom wpisuje się w temat („Bliscy"), choć w sposób nieoczywisty. Co by było, gdyby nas nie podzielono? Może liberalne prawo aborcyjne, nienękanie artystów za obrazę tzw. uczuć religijnych i szacunek dla osób LGBT+? „Miła robótka" wcale nie gloryfikuje porno. Jakimiak skupia się na sympatycznym pisemku „Natura, naturyzm" (którego redakcja mieściła się zresztą w Łodzi), promując powrót do natury i sympatię do ciała, a także opowiadając o potrzebie edukacji seksualnej. „Syndrom polski", którym seksualne zacofanie tłumaczyła szwedzka konsultantka erotyczna magazynu „Cats", nadal istnieje.

Cieszę się, że w repertuarze Teatru Lalek Arlekin zostanie lekcja dialogu, czyli „Jedno oko na Maroko". Sceniczna adaptacja adresowanej do dzieci książki Tomasza Kwaśniewskiego ze zdjęciami Anny Bedyńskiej uczy empatii, otwiera na inność i zaspokaja potrzebę bliskości. Małgorzata Dębska zaprasza widzów do muzeum, w którym są żywe eksponaty. Przewodnicy – Katarzyna Stanisz i Maciej Piotrowski – oprowadzają nas po tym gabinecie osobliwości, a Michał Szostak w naszym imieniu zadaje wścibskie pytania. Poznajemy Anię, która urodziła się bez rąk, ale wszystko potrafi robić stopami, grubą Kasię, naturystę Lecha, niewidomego Marka i wytatuowaną Martynę. Puenta? Wszyscy jesteśmy dziwni, bo wszyscy jesteśmy inni.

Koprodukcja z Teatrem Ochoty, "Fanatycy prawdy" w reż. Piotra Ratajczaka, to niestety zmarnowany potencjał. A szkoda, bo temat bardzo na czasie. Opowieść o dominacji fake newsów i postprawdy potoczyła się w irytującej manierze kabaretowej. Celowo nie zapuszczam się w paranoiczne rejony internetu, żeby nie denerwować się bzdurami o plandemii, „liberalnych führerach" i „lobby pedofilskim". Dlaczego mam się tym faszerować w teatrze? Heheszki z piosenkarek plotących o reptilianach zostawmy Plotkowi, a diagnozowanie sytuacji – Tomaszowi Stawiszyńskiemu, który objaśnił ten mechanizm w „Ucieczce od bezradności". Naprawdę lepiej przeczytać „Strażników wolności" Jacka Hugo-Badera i „Niedźwiedzią przysługę" Matthew Hetlinga, niż iść na ten spektakl.
Teatr Nowy w Łodzi. Praktyka niewidzenia

Dużo pytań (ale i wątpliwości) pozostawia natomiast „Praktyka widzenia", kolejny (po świetnej „Ludowej historii Polski") spektakl z cyklu „Nowy i Młodzi", zrealizowany w ramach FŁ4K. Tytułem nawiązuje do zbioru wykładów z historii sztuki, które Strzemiński wygłosił w łódzkiej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych, zanim został zwolniony za „nieprzestrzeganie kanonów socrealizmu".

Czytana dzisiaj książka nie przynosi olśnień – przekonanie, że sposób postrzegania rzeczywistości uwarunkowany jest kulturowo i społecznie, to przecież truizm. Wojtek Rodak (reżyseria) i Michał Buszewicz (tekst, dramaturgia) zastanawiają się nad tym, na ile te wykłady przetrwały próbę czasu (wykłady kończył impresjonizm). Stąd zasygnalizowane w tytule spektaklu przesunięcie z teorii na praktykę (zwrot działaniowy) i kontekst partycypacyjny – w powstawanie spektaklu zaangażowano osoby niewidzące.

„Praktyka widzenia" to właściwie teatralny esej o sztuce. Akcja jest wątła i pretekstowa – powidok Strzemińskiego spotyka się ze współczesnymi studentami na plenerze malarskim. Przydałoby się dopracowanie scenariusza (skróty…), bo Rodak i Buszewicz nie potrafią się zmieścić w ramach, oraz zdynamizowanie. Atutem jest inteligentny dowcip – bawią żarty z napuszonego języka Strzemińskiego i dobrotliwe naigrywanie się z artystów, np. w scenie spotkania z szamanem, który od refleksji na temat jaskini platońskiej płynnie przechodzi do wpływu substancji psychoaktywnych na sposób postrzegania rzeczywistości, czy przeprawa przez muzealny magazyn, w którym porastają pajęczyną wstydliwe dzieła z przeszłości (jest tam i jedna z kompozycji unistycznych Strzemińskiego). A także refleksja na temat hermetyczności sztuki współczesnej – ta konceptualna przegrywa z emocjonalną (ukłon w stronę tymczasowego nowego dyrektora Muzeum Sztuki w Łodzi?).

„Praktyka widzenia" jest również opowieścią o tym, jak kompensować brak wzroku. Aktorom Nowego – Monice Buchowiec, Magdalenie Kaszewskiej i Pawłowi Kosowi – partnerują gościnnie niewidzący Linda Rojewska i Arnold Osiecki. Do ich zadań należy m.in. pokazywanie znanych dzieł sztuki poprzez ruch („Gwieździsta noc", „Mona Lisa", „Krzyk", „Guernika"), a opowieść o „Lekcji muzyki" Vermeera wymaga wejścia w obraz. Włączający wymiar spektaklu przynosi ciekawe rozwiązania – np. przechodzenie od audiodeskrypcji do ekfrazy czy konkluzję, że niewidoma uczennica Strzemińskiego stworzyła najbardziej udany obraz (impresjonizm powstał, bo Monet cierpiał na zaćmę).

Uczestnicząc w tych wydarzeniach, z narastającym zdumieniem śledziłam „oficjalny" fanpage Łodzi na Facebooku. Kiedy w kościele św. Mateusza występowały Hania Rani i Dobrawa Czocher, promując piękny, dający nadzieję album „Inner Symphonies", „miasto Łódź" zachwycało się koncertem Grubsona i Tatiany Okupnik. Festiwalowi Łódź Czterech Kultur poświęcono jeden (niezwykle oszczędny) wpis.

Tytuł oryginalny

Miasto dla każdego. Bardzo udana edycja Festiwalu Łódź Czterech Kultur

Źródło:

„Gazeta Wyborcza - Łódź” online

Wszystkie teksty Gazety Wyborczej od 1998 roku są dostępne w internetowym Archiwum Gazety Wyborczej - największej bazie tekstów w języku polskim w sieci. Skorzystaj z prenumeraty Gazety Wyborczej.